13

113 2 0
                                    

Z samego rana obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Kto kurwa o 6:40 dzwoni do kogoś do drzwi, z myślą, że mu otworze.

Niechętnie wstałam z łóżka, bo ten chuj ciągle napierdalał, kim kolwiek był. Pieprzyć go.

Otwierając drzwi dostrzegłam znanego mi bruneta. Marcus. Zmieniam zdanie, wybaczam.

- Co ty tutaj robisz? - Spytałam lekko zdziwiona tym, że na parkingu nie było żadnego pojazdu.

- Przyszedłem pieszo - wyjaśnił. - Nie miałem czym przyjechać, więc no

Ja pierdole. On był nie możliwy. Poszedł z buta jechane 10km tylko po to, żeby mnie zobaczyć.

Nie wiedziałam co powiedzieć, więc go przytuliłam. Lubiłam to robić.

Gdy zrobiłam ten gest, w moich nozdrzach od razu poczułam jego wodę kolońską.
Mogłabym go przytulać non stop.

- Nie wybierasz się dzisiaj do szkoły? - Zapytałam po chwili ciszy wpuszczając chłopaka do środka.

- Coś ty. Chyba nie myślałaś, że Cię tak zostawię? Ktoś musi się tobą zająć - stwierdził.

Przytaknęłam kierując się do kuchni.

- Czy jak już jestem u ciebie i jesteś wolna, mogłabyś zagrać na gitarze? - Spytał z nadzieją w głosie.

- Może później. Na razie muszę przygotować śniadanie bratu i przy okazji tobie, bo znając życie jesteś głodny - mówiąc to spojrzałam na chłopaka, który po usłyszeniu tego czekał, aż coś dodam. - Tak. Sobie też coś zrobię.

Po tych słowach Marcus uśmiechnął się szeroko i podszedł do mnie.

Nie wiedziałam co zrobić, więc zaczęłam interesować się teraz robieniem jedzenia. Wcale nie przyglądałam się Marcusowi, który swoją bliskością mnie rozpraszał. Wcale.

Ten doskonale to wiedział, ale mimo wszystko nie ruszał się z miejsca.

Kiedy jedzenie było już gotowe podałam do stołu chłopakowi, po czym sama do niego dołączyłam.

Po chwili zjadł to ze smakiem i pokierował się, by obudzić młodego.

Nie wiedziałam, co zrobić w takiej sytuacji, więc pozwoliłam mu to uczynić.

Gdy przyszedł na dół z Noah'em, przytulilam się z nim na przywitanie, po czym zrobiłam mu płatki z mlekiem.

Chłopiec zjadł śniadanie ze smakiem i ruszył na góre, żeby przygotować się do przedszkola.

- Czy ten debil będzie jechał z nami?? - Zapytał wchodząc po schodach wskazując na Marcusa.

- Wypraszam sobie, nie jestem debilem - odpowiedział chłopak obracając się w kierunku chłopca.

- Ależ owszem. Jesteś. Od kiedy zająłeś mi miejsce w samochodzie - zaczął. - Po za tym, zabierasz czas mojej siostrze, przez co nie ma kiedy się ze mną bawić. To nie fair.

Ten nic na to nie odpowiedział, tylko pokierował się w stronę Noah'a, na co malec lekko się przestraszył i pobiegł pędem do swojego pokoju.

- Marcus, daj mu spokój - westchnęłam. - To jeszcze dzieciak.

Po chwili brat zszedł na dół gotowy do wyjścia.

Razem udaliśmy się do samochodu i chłopacy jak zwykle kłócili się o miejsce.

- Jeśli nie umiecie zdecydować się, który siedzi z przodu obaj usiądźcie do tyłu - powiedziałam zrezygnowana zachowaniem obojga.

Ci przestali się kłócić i posłusznie zajęli tylne siedzenia. No wreszcie.

W tracie jazdy postanowiłam zrobić im krótkie kazanie.

- Jeżeli dalej będziecie się tak kłócić i wyzywać, to do końca swoich dni będziecie siedzieć razem z tyłu - powiedziałam.

- To nie sprawiedliwe! - zaczął Marcus. - Przeciez to on zaczął.

- Boże, jak z dziećmi - odparłam próbując się uspokoić, bo szkoda mi nerwów na te ich debilne kłótnie.

- Nie prawda! To ty zacząłeś zabierając mi siostrę! - Krzyknął Noah w kierunku chłopaka.

- Dosyć! - Wrzasnęłam uderzając ręką o kierownice. - Jeżeli w tej chwili się nie uspokoicie, zatrzymam auto i będę kazała wam wysiadać. Nie interesuje mnie to, jak Noah dotrze do przedszkola, a ty jak przetrwasz z bratem następną kłótnie.

Przez chwilę w samochodzie zapanowała cisza, którą po chwili przerwał Marcus:

- Przepraszam laleczko, postaram się już z nim nie kłócić - powiedział zrezygnowany chłopak.

Bardzo mnie to ucieszyło.

- A ty Noah?

- Przepraszam siostrzyczko, ale wiesz jak bardzo lubię siedzieć obok ciebie - odparł niezadowolony chłopiec.

- Wiem kochanie, jeśli nie będziecie się już kłócić może wspólnie dojdziecie do porozumienia, kto gdzie będzie siedział.

Reszta drogi minęła w ciszy.

- Miłego dnia - powiedziałam z uśmiechem na ustach do Noah'a odprowadzając go do sali.

Przytulilismy się jeszcze na pożegnanie, po czym wyszłam z budynku i pokierowałam się do samochodu.

Marcus siedział ze spuszczoną głową, co lekko mnie zmartwiło. Podeszłam więc do jego drzwi i otworzyłam je stając koło chłopaka.

- Stało się coś? - Spytałam przyjaznym tonem.

- Mhm, przed chwilą zadzwonił do mnie Alan informując mnie, że stan matki się pogorszył. Wylądowała w szpitalu - oznajmił załamującym głosem. - Lekarz powiedział, że jeżeli nie wykonamy operacji, zostanie jej około pół roku życia.

- Nie martw się, na pewno coś wymyślimy - odparłam pocieszająco. - Chcesz jechać do szpitala ją odwiedzić?

Chłopak niemrawo przytaknął głową.

Zdecydowałam, że nie zostawię Marcusa samego na tylnym siedzeniu, więc pozwoliłam mu usiąść z przodu.

Przez całą drogę trzymałam go za rękę, okazując mu tym wsparcie.

Po kilku minutach byliśmy już przed budynkiem. Ściskając dłoń chłopaka mijaliśmy kolejne sale, aby wreszcie zatrzymać się pod właściwą.

Usiadłam na poczekalni dając chłopakowi pobyć sam na sam ze swoją mamą. Wiedziałam, że było to dla niego ciężkie i w tym momencie byłam w stanie zrobić wszystko, żeby mu pomóc.

Gdy tak rozmyślałam kątem oka zobaczyłam jak Marcus się rozpłakał przy kobiecie, której zostało mało czasu. Ta go zapewne pocieszała mówiąc, żeby się o nią nie martwił. Dobrze, że za trzy dni ma miejsce coroczne wydarzenie, gdzie ścigasz się z osobą o jej pojazd. Nie pozwolę mu wtedy brać w tym udziału.

Jeżeli osoba chciała się ścigać motocyklem, a ty autem to zakład był automatycznie przerwany, z powodu nie sprawiedliwości. Jednak zamierzałam wygrać tyle pojazdów ile tylko mogłam, by sprzedać je za bardzo dużą sumę pieniędzy na operację jego matki.

W trakcie rozmyślania poczułam jak ktoś kładzie mi dłoń na głowie.

-Wstajemy laleczko. Moja mama chcę się z tobą widzieć - powiedział chłopak, po czym odszedł wzdłuż korytarza w kierunku toalet.

Tak jak chciała kobieta poszłam do niej.

Zapukałam, po czym weszłam do środka.

-Dzień dobry pani Anno - przywitałam się.

-Dzień dobry słoneczko, jak u ciebie? - Zapytała uśmiechając się do mnie.

-Dobrze. Jak na razie wszystko idzie jak po maśle - powiedziałam siadając obok kobiety.

-Przepraszam cię za mojego syna z wczoraj. To jak się zachował było nieodpowiednie wobec ciebie. Nie zrobiłaś niczego złego. Chociaż już wiem, gdzie pracuje mój synek - powiedziała przytulając mnie.

To było dziwne. Nigdy osoba dorosła nie przytulała się do mnie w taki sposób.

Po woli oddałam uścisk, po czym odsunęłam się od kobiety.

ŚcigaczeWhere stories live. Discover now