18

83 4 0
                                    

Wstając rano uderzyły we mnie promienie słońca. Powoli zwlekłam się z łóżka, by nałożyć na siebie jakiś dres, uprzednio ściągając z siebie piżamy.

Poszłam przyszykować plecaczek z tubkami, w których znajdowało się jedzenie. Nie dało się również zapomnieć o samochodzikach do zabawy dla Noah'a.

Ruszyłam w kierunku pokoju malca, by obudzić go do przedszkola. Po wejściu chłopak jeszcze spał, z pluszakiem od Marcusa, leżąc trochę na nim.

-Kochanie. Wstajemy - powiedziałam poruszając nim lekko.

Ten coś burknął pod nosem i przewrócił się na drugi bok.

Ponowiłam czynność.
Kilka minut później z uśmiechem na ustach, mogłam wyjść z pokoju wraz z gotowym już chłopczykiem.

***
Jechaliśmy spokojnie od kilku minut. W między czasie napisałam szybką wiadomość do Marcusa, żeby w sobotę nie brał w żadnym wypadku udziału w wyścigach. Nie ważne jak bardzo by mnie za to nienawidził. Nie pozwolę mu na to.

Gdy byłam już na miejscu wysiadłam z samochodu, po czym pomogłam w tym Noah'owi.

Ruszyłam z nim do budynku, by przekazać go jego wychowawczyni.

Wyruszając spod budynku kątem oka zauważyłam mamę Marcusa. Nie wiedziałam czemu tu jest, ale postanowiłam, że ją podwiozę.

Zatrzymałam się autem tak blisko chodnika, na ile było mnie to stać i uchyliłam szybę.

- Dzień dobry - przywitałam się posyłając jej promienny uśmiech. - Podwieźć panią gdzieś?

- Dzień dobry słońce, gdybyś mogła. Moje nogi ledwo zipią, jeszcze tak osłabione - odparła z przyjaznym uśmiechem. - Mój syn zapomniał kluczy od domu, więc chcę mu je przekazać.

- W takim razie zapraszam panią do środka - powiedziałam włączając ogrzewanie.

Kobieta rozsiadła się wygodnie i jęknęła z upragnionej ulgi.

-To gdzie jedziemy? - Zapytałam.

-Do firmy - mruknęła na tyle, bym mogła ją usłyszeć.

Przez całą tą drogę byłam kierowana przez nią, gdzie mam jechać. Po jakichś piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce.

- Niech się pani nie rusza - uprzedziłam ją, gdy brała się za otwieranie drzwi. - Sama je chętnie dostarczę. Tylko jak nazywa się pani syn?

- Dziękuję. Ma na imię Zayan.

Przytaknęłam głową, po czym wysiadłam z pojazdu, zostawiając kluczyki w samochodzie, by nie zmarzła.

Dzisiaj na dworze było wyjątkowo chłodno, jak na wrzesień. Zwykle pogoda nie wskazywała mniej niż 10°, dlatego nikt nie ośmielał się ubrać kurtki, aż do teraz.

Weszłam do wielkiego budynku, który pewnie był drapaczem chmur. Recepcja znajdowała się tuż naprzeciwko, co ułatwiło mi sprawę.

-Dzień dobry - przywitałam się uśmiechając najszczerzej, jak mogłam, lecz kobieta nie odwzajemniła tego gestu i prosto z mostu zapytała:

-Pani umówiona?

Trochę zszokował mnie takie zachowanie, lecz nie zamierzałam w to drążyć. Widocznie miała dzisiaj gorszy dzień.

-Niestety nie, ale to pilne - powiedziałam przewracając w dłoni klucz.

-Komu mam przekazać, że pani jest? - Spytała z obojętnością w głosie.

-Do Pana Zayan'a Daviesa.

-Pani nazwisko - burknęła przeżuwając gumę wystukując tym samym coś na klawiaturze komputera.

- Evans.

-A imię? - Zapytała przewracając oczami od widocznego zniechęcenia moją osobą.

-Olivia - dokończyłam.

-Dobrze. Proszę usiąść gdzieś tutaj, jeżeli przyjdzie to oznacza, że może pani z nim już porozmawiać - zbawiła mnie machnięciem ręki.

Poszłam we wskazane przez kobietę miejsce i usiadłam patrząc jak jakieś dziecko płacze.

Nie wiem ile czasu zleciało, ale chyba wieczność. Kiedy tutaj przyszłam, była jakaś dziewiąta, a teraz jest już jedenasta.

Przez ten czas dostałam wiadomość od Marcusa, z zapytaniem gdzie się podziewam i czemu nie ma mnie na lekcji.

Po skrócie wyjaśniłam mu sytuację, na co nic nie odpisał.

Zamiast tego kątem oka zauważyłam jego mamę wchodzącą do budynku. Mina recepcjonistki stała się biała, jak cynk ze ściany.

-Przepraszam bardzo, ale co tak długo! Czy nie można choć raz umówić się na już do mojego syna!? - Krzyknęła ledwo stojąc na nogach.

Podbiegłam do niej, żeby ją przytrzymać, ratując przed upadkiem.

-Dobrze kochanie, nic się nie dzieje - powiedziała skierowując wzrok na kobietę za ladą.

Bez słowa ruszyła w stronę wind, a ja ruszyłam za nią. Wcisnęła guzik na najwyższe piętro, gdzie najpewniej miał biuro jej syn.

- Przepraszam, że tak długo - próbowałam się wyspowiadać.

- Tu nie ma twojej winy kochanie. Nie musisz mi się tłumaczyć - zaczęła spokojnie powstrzymując mnie gestem ręki od dalszego mówienia. - Ta kobieta nie lubi ludzi. Zakochała się w swoim szefie po uszy, więc kiedy widzi piękniejsze dziewczyny od niej samej, po prostu umawia do mojego syna, nie robiąc tego na prawdę.

Kamień spadł mi z serca. Nie była na mnie obrażona i to tyle dobrego.

W momencie, w którym zatrzymaliśmy się na odpowiednim poziomie, przeszedł mnie lekki dreszcz.

Zamierzałam zanieść klucze jakby nigdy nic, gdy ostatnim razem o mało co się nie zabiliśmy wzrokiem? Cóż, skoro wtedy dałam sobie z nim radę, tak będzie również teraz.

Pokazałam kobiecie wolne krzesło i oznajmiłam, że sama do niego pójdę, oszczędzając tym samym niezbędnego ruchu kobiecie. Już i tak nie potrzebnie przeszła taki kawał z samochodu.

Nie miałam problemu z znalezieniem gabinetu, gdyż na samym środku korytarza znajdowały się wielkie, drewniane drzwi z plakietką "Biuro Zayan'a".

Bez wielkiego zastanowienia dotknęłam klamki, aby po chwili znaleźć się we wnętrzu pomieszczenia. Nie powiem, zrobiło na mnie niemałe wrażenie. Ściana na przeciwko wejścia była zastąpiona wielkimi, przyciemnianymi oknami. W centrum pokoju stało obszerne biurko. Po obu jego stronach znajdowały się donice z kaktusami. Moje podziwianie nie trwało jednak długo, ponieważ przerwał je donośny głos mężczyzny:

- Co ciebie tutaj sprowadza? Czyżby mój brat się w czymś nie spisał, przez co musisz się na niego naskarżyć?

- Mógłbyś choć raz zachowywać się jak na dorosłego człowieka należy, a nie starać się mi dogryźć? - Zapytałam nie mając ochoty na kolejne dyskusje z nim w roli głównej. - Gdybym miała w czymś problem, na pewno nie przychodziła bym z tym do ciebie. Twoja mama przysłała mnie, żebym wręczyła Ci kluczyki od domu, ponieważ jak widać, zapomniałeś ich wziąć.

- Jeżeli faktycznie przyszłaś tu tylko i wyłącznie z tego powodu, to dziękuję - odparł, czym szczerze mnie zaskoczył, ponieważ to były chyba ostatnie słowa jakich bym się po nim spodziewała.

Podeszłam bliżej niego i wręczyłam mu jego zgubę, po czym skierowałam się do wyjścia w celu powrotu do jego matki.
On jednak miał inne plany, ponieważ powstrzymał mnie mówiąc:

- Poczekaj. Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, skoro już tutaj jesteś.

- Zamieniam się w słuch - odpowiedziałam wracając na poprzednie miejsce, przy okazji zajmując siedzenie na przeciw brata Marcusa.

ŚcigaczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz