9. Dobra gra

16 2 0
                                    

                               Rose

- Ej to nie fair! - krzyknęłam na całe mieszkanie, ponieważ Archer już po raz setny wygrał w Doble. Pieprzony zwycięstwa.

- Nie denerwuj się karmelku. Złość piękności szkodzi - powiedział uśmiechając się po czym wziął karty i zaczął je tasować. Były to ostatnie dni mojej wolności. Już za dwa dni zaczynam szkołę. Były to też jedne z ostatnich takich wieczorów. W ciągu dni nic ciekawego się nie działo. Ja wstałam po dwunastej. Archer był w pracy do siedemnastej, a ja w tym czasie się nudziłam. Nawet fajnie, że się do mnie wprowadził, bo to będą niezapomniane dni mojego życia - przetasowane. Jeszce jedna rundka? - spytał. Tym razem wygram. Kiwnęłam głową na zgodę - jesteś gotowa na przegraną?

- Chyba śnisz. Ja tym razem wygram.

- Mówiłaś to poprzednim razem i jeszcze poprzednim i tak dalej - udowodnię mu, że jestem świetna w tę grę.

- Tym razem wiem, że to Ty przegrasz - Archer położył stosik kart na środku i dał mi jedną odwróconą obrazkami do dołu. Później położy sobie taką samą jedną kartę. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął podejrzanie.

- Gotowa?

- Zawsze - odpowiedziałam z uśmieszkiem na twarzy. Od tego śmiania się i uśmiechania zaczęły mnie boleć policzki i szczęka, ale ta gra będzie niezapomniana. W tle leciały nasze ulubione piosenki. Mieliśmy zupełnie inne gusty muzyczne, a więc trochę piosenek mi nie podpasywało. Zaczęliśmy liczyć ile kto miał kart i...

- Po raz sto pierwszy raz Rose przegrała! Co za wyśmienity wynik - śmiał się wypowiadając te słowa.

- Już się tak ze mnie nie wyśmiewaj. To dość dobry wynik patrząc z twojej perspektywy, bo tu wygrałeś że mną sto jeden raz - ta gra na prawdę będzie  niezapomniana. Gdyby ktoś teraz wszedł do mieszkania, ale jest to mało prawdopodobnie, to widziałby dwie siedzące sylwetki na szarej kanapie, które grają w karty. Słyszałby śmiechy, chichy i szczęścia, a także krzyk niesprawiedliwości. Gdyby nas zobaczył to wdziałby dwie dorosłe osoby grające w grę. Widziałby także nasze uśmiechnięte buźki i szczęście w oczach. Ale również to jak świetnie się ze sobą bawimy.

Archer znowu zaczął tasować karty.

- Idę coś zjeść. Jesteś głodny? - spytałam wstając z kanapy. Gdy wstałam poczułam ból w nogach, ponieważ siedziałam po turecku.

- Możesz mi coś zrobić - znowu się uśmiechnęł tak jak lubiłam. Szczerze. Był to jego najlepszy uśmiech. Uśmiechał się szczerze, a nie na pokaz żeby mi było miło. Nie lubiłam wszystkiego co jest na pokaz.

Przez moje życie z rodzicami znienawidziłam to jeszcze bardziej niż to możliwe. Wszystko było na pokaz. Każde wyjście było bardzo celebrowane. Nie mogłam nigdzie, ale to nigdzie choćby do jebanego sklepy po masło czy bułki wyjść w dresach. Żeby uniknąć takich wyjść matka zatrudniła gosposię, która gotowała, robiła zakupy i sprzątała. Czy mi się to podobało? Hmm, na początku tak, bo to wygodne, ale na dłuższą metę nie było to wcale takie fajne jak się innym wydawało. Nie mogłam sobie sama zrobić głupiego śniadania czy herbaty, bo od tego była gosposia - Maddy. Była tego samego wzrostu co moją mama. Miała gęste brązowe włosy i czarne jak samo oczy. Mama zatrudniła ją gdy ja miałam dziesięć lat i wtedy Maddy miała dwadzieścia pięć. Teraz gdy ja mama dwadzieścia lat to ona ma trzydzieści pięć i nadal pracuje w moim domu rodzinnym.

Weszłam do kuchni I stwierdziłam, że mam ochotę na jakieś kanapki z sałatą i serem. Między salonem, a kuchnią nie było ściany. Była otwarta przestrzeń, a więc widziałam co robi Archer. Siedział i sprawdzał coś na telefonie. Był skupiony na tym co robi i to bardzo.

Only Friends?Where stories live. Discover now