16. Nieszczęsny telefon

8 2 0
                                    

                                                                                                     Rose

Czwartek i piątek minął mi bez zarzutów. Wszystko było po staremu. Pobudka rano, lekcje, przyjazd do domu, kolejne lekcje i wieczory z Archerem. Każdego wieczoru siadaliśmy sobie na balkonie przy lampce czerwonego wina. Brunet opowiadał mi trochę o Gabrielu i obiecał, że pomoże mi się do niego zbliżyć. Jak kolwiek to brzmi.

W piątek miałam najmniej wykładów co mnie bardzo cieszyło. Razem z Archerem stwierdziliśmy, że w ten weekend nie siedzimy w domu tylko trzeba się rozerwać. Mamy dziś wyjść do klubu nocnego. Woń alkoholu, papierosów i innych używek. Pod tym względem nie lubiłam takich miejscu, ale musiałam się rozerwać po ciężkim tygodniu.

Siedziałam sobie w kuchni i piłam moją ulubioną mrożoną kawę. Od dłuższego czasu też przeglądałam social media. Trzeba być na bieżąco co się w świecie dzieje. W mieszkaniu panował spokój. W tel można było usłyszeć moją playlistę, która leciała z telefonu. Mój spokój zakłócić telefon, który zaczął dzwonić. Zobaczyłam kto to. Do mnie dzwoniła moja matka. Nieszczęsny telefon.

- Czego ona ode mnie chce? - pomyślałam. Odrzuciłam jej połączenie i delektowałam się smakiem mrożonej kawy. Telefon znowu zaczął dzwonić. I kolejny raz odrzuciłam połączenie od matki. Urządzenie dzwoniło jeszcze parę raz. Odebrałam dopiero za dziesiątym razem. Przyłożyłam telefon do uch a i czekałam. Nie miałam zamiaru odzywać się do niej pierwsza. To on próbował się do mnie dodzwonić od pięciu minut, a nie ja do niej. Przez jakieś dwie minuty panowała kompletna cisza. Wyglądało mi na to, że moja matka nawet nie skapnęła się, że odebrałam. Z rozbawieniem czekałam kiedy się odezwie. Podtrzymywałam taktykę i byłam cicho. Może za  chwile się rozłączy i uniknę jej pytań lub tego co ode mnie chciała? Czy ja już wspominałam, że nie lubiłam rozmawiać z moją mamą? I tutaj nie chodziło tylko prze telefon, na żywo też tego nie lubiłam. Wiedziałam, że jak ona do mnie dzwoni to musi być coś na rzeczy. Nie dzwoniła by tak od tak żeby spytać jak się czuję. To nie w stylu Emily Williams. Po dobrych pięciu minutach matka przerwała ciszę.

- Halo? Rose? Mów do cholery jak odbierasz ten telefon - zarządziła matka. Nie zdziwiłam się jej tonem. Ona potrafiła tylko wydawać rozkazy, a sama nie potrafiła zrobić czegoś sama. Od rypania i zapracowania się na śmierć miała ludzi, którzy usługiwali jej na każde skinienie matki. Ona natomiast siedziała na kanapie i popychała ploty z pszczółeczkami.

- Przepraszam zamyśliłam się - skłamałam. Szczerze mówiąc nigdy nie powiedziałam matce prawdy. Nigdy nie mówiłam jej prawdy. Zawsze kłamałam jeśli o coś mnie pytała. Wolałam już powiedzieć bliską prawdę ojcu niż jej. Mimo, że on był mniej zaangażowany w moje życie i lekko mówiąc nie obchodziło go to przez większość czasu to mu trochę bardziej ufałam. Oczywiście nie było to takie zaufanie jakie darzyłam Archera lub braci. Było ono wystarczające jak na Harrego Williamsa.

- Nie ważne. Chciałam ci powiedzieć, że jutro jest organizowana uroczysta kolacja u nas w domu - dom. No właśnie. Tam gdzie mieszkałam przez dwadzieścia lat swojego życia to nie był dom. Było to wszystko co najgorsze razem z piekłem i diabłem. Mój dom był przy Archerze i braciach. To był prawdziwy dom. Przede wszystkim był bezpieczny. Jedynie przy ich czułam się bezpieczna. Czułam się, że w tedy mogę być sobą, że nie musiałam udawać kogoś kimś nie byłam. Tylko te trzy osoby znały mnie najlepiej. Oni tylko znali prawdziwą odsłonę Rose Williams. Trzy najważniejsze osoby w moim życiu znali tą prawdziwą odsłonę mnie. Eliot Williams, Ethan Williams oraz Archer Walker moi najważniejsi mężczyźni. Było aż trzech więcej dziewczyn miało tylko jednego czyli własnego ojca. Ja nie miałam go. Może i był, ale nie w taki sposób jaki ja bym chciała. To samo było z matką. Jeśli zdecyduję się na dzieci nie będę brała przykładu matki z mojej rodzicielki - mam nadzieję, że przylecisz na ten weekend do rodziny. Zarezerwować ci lot? - spytała słodziutkim głosikiem moja mama. Jedyny problem był w tym, że ja nie chciałam tam lecieć. I jeszcze to słowo, które podkreślił dosadnie do rodziny. Nie przyznawałam się do nich. Nie przyznawałam się do własnych rodziców. Jedni mogli by uznać to za absurd, a drudzy zrozumieli by mnie.

- A z jakiej to okazji?

- Twój ojciec wygrał rozprawę z bardzo postawionymi ludźmi. Trzeba to uczcić - jak zawsze. Wszystko musiało być celebrowane. Tego bardzo nie cierpiałam. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a przez te celebracje matki pojawiałam się nawet na pierwszych stronach gazet. 

- A mogę wiedzieć kto tam będzie? - spytałam niepewnie.

- Ja, ojciec, nasi znajomi i parę osób z kancelarii. Możliwe, że będą też bliźniacy - dodała po chwili. To był argument, który już mnie bardziej przekonywał. Będę miała niezłą zabawę z nimi na tym przyjęciu - zarezerwować ci lot do Wielkiej Brytanii? - ponowiła swoje pytanie.

- Nie poradzę sobie sama. Pa - rzuciłam zanim usłyszałam odpowiedzieć mamy. Rozłączyłam się i szybko weszłam we wiadomości z bratem. Stwierdziłam, że napiszę do Ethana, bo Eliot ma za pewno głowę zawaloną robotę. Ethan też ma masę pracy, ale ja wiem, że on nie zostawi mnie beż odpowiedzi. Zdecydowanie Ethan umiała szybciej ulegać. Również go szybciej szło na coś namówić. Taki brat to skarb.

Do: Ethan<<3

Dostałeś razem z Eliotem zaproszenie do matki?

Po niecałej minucie przyszła wiadomość zwrotna.

Od: Ethan<<3

Niestety. Wybierasz się?

Do: Ethan<<3

Nie chcę, ale jeśli wy będziecie przylecę. Stęskniłam się za wami i z chęcią się z wami zobaczę.

Kliknęłam wyślij i zrobiłam sobie już drugą kawę tego wieczoru,a przede mną jeszcze klub wieczorem. W sumie to muszę się zacząć ogarniać, bo za godzinę wychodzimy.

Od: Ethan<<3

No wiadomo. Tam gdzie my tam i ty. Muszę kończyć. Pa siostra. Do zobaczyska

Nie odpisałam nic więcej tylko poszłam ogarniać się na wieczorno nocne wyjście. Przejrzałym całą moją szafę i stwierdziłam, że nie ma co założyć. Kto by się tego spodziewał? Ostatecznie zdecydowałam, że ubiorę ciemną zieloną sukienkę na ramiączka. Sukienkę kupiłam jakiś czas temu i nie miałam jeszcze okazji jej ubrać. Była takiego samego koloru co moje BMW i do tego była obcisła. Bardzo lubiłam takie sukienki. Kiedyś czułam się w nich nieswoje, ale z czasem zdobyłam pewność siebie. Zrobiłam mocniejszy makijaż niż zwykle i dołożyłam złotą biżuterie. Wybrałam także szpilki, które były tego samego koloru co sukienka. Ostatecznie po piątym razie wygładzenia sukienki i przeglądnięcia się w lustrze stwierdziłam, że jestem gotowa.

Samo wyjście do klubu będzie w następnym rozdziale.

Błędy, korekta, cokolwiek>>

Only Friends?Where stories live. Discover now