11. Noc spadających gwiazd

13 2 0
                                    

                                                                                              Archer

Szef pokrzyżował mi plany. Wczoraj czekałam na Rose, bo chciałem ją zabrać na romantyczna kolację na plaży. Niby coś banalnego, ale ona uwielbia takie rzeczy, a w szczególności na plaży. Szef niespodziewanie do mnie zadzwonił i powiedział, że jestem pilnie potrzebny na budowie. Nie mogłem odmówić. Skończyło się to tak, że do mieszkania wróciłem przed północą. Po drodze zajechałem do Gabriela żeby pogadać. Gdy wróciłem Rose już spała, a ja dopiero wróciłem. Byłem wściekły, że szef do mnie zadzwonił. Okazało się, że to wcale nie było coś poważnego. Osoba, która to ogarniała była jakąś stażystką i to ona coś poplątała. Ja nie mogę z tymi ludźmi co dopiero się uczą. No ale nic. Zeszło mi z tym strasznie długo. Nie było już szans żeby zabrać Rose na plaże. Ale moje plany nabrały innego kolory gdy przeczytałem w ingerencie, że dziś jest noc spadających gwiazd. Szef dał mi urlop z własnej woli żeby wynagrodzić mi wczorajsze popołudnie. Miałem cały dzień na przygotowanie wszystkiego. Przyjaciółka kończyła wykłady po trzynastej, a więc dość dużo czasu żeby wszytko ogarnąć i żeby się niczego nie domyśliła.

Było po ósmej, a ja zacząłem przygotowania. Wszytko odbędzie się na plaży. Muszę jakoś ogarnąć teleskop do oglądania gwiazd, ponieważ bez tego się nie obejdzie. Kiedyś dawno, dawno, temu, dostałem kosz piknikowy, a teraz nada się jak złoto. Nigdy go nie używałem, ponieważ nie organizowałem pikników na plaży przy spadających gwiazdach. Wyciągnąłem kosz z szafy i zacząłem przygotowywać jedzenie. Wcześniej byłem w sklepie po owoce i inne rzeczy.

Pokroiłem arbuza, ananasa, mango i pomarańcze. Wszystkie owoce zapakowałem do szczelnych plastikowych pudełeczek z IKEA. Dołożyłem słodycze bez czekolady, ponieważ z czekoladą rozpuściły by się. Jedyną rzeczą, która miała czekoladę były karmelki w czekoladzie z polewą karmelową dla mojego karmelka. Spakowałem picie. Była to woda z cytryną i lodem, którą Rose uwielbiała. Dorzuciłem koc i kosz był gotowy do drogi. Okazało się, że Gabriel posiadał teleskop. Wsiadłem na motor i ruszyłem po niego do jego mieszkania. Droga minęła mi szybko. Zsiadłem z motoru i ruszyłem na piąte piętro do Gabriela.

- Cześć - powiedziałem szybko wchodząc do mieszkania jak burza. Zależało mi na czasie. Rose za dobre czterdzieści minut będzie w domu, a wtedy muszę się zachowywać jak gdyby nigdy nic - gdzie ten teleskop?!

- Wyluzuj się - powiedział łagodnym głosem Gabriel. Poszedł do garderoby gdzie przechowywał różne takie rzeczy i wyciągnął duży karton - stresujesz się? - spytał. Nie no kurde jestem wyluzowany jak na wakacjach. Stresowałem się i to w chuj.

- Jeszcze pytasz - prychnąłem -  Mam spędzić romantyczną noc z Rose. Powiedz mi jak tu się nie stresować?

- Nie wiem Romeo - czy on się ze mnie naśmiewał? Dobra kit z tym. Miałem to po co przyszedłem. Opuściłem mieszkania tak samo jak do niego wszedłem. Czyli jak burza. Jeśli Rose nie będzie zadowolona to strzelę sobie w łep. Wsiadłem na motor i ruszyłem. Jechałem bardzo, ale to bardzo szybko. Wszyscy oglądali się kto to jedzie jak wariat przez ulice Palermo w biały dzień. To byłem ja Archer Walker. Miło mi.

Dojechałem do mieszkania przed Rose. Kosz z jedzeniem schowałem do siebie do pokoju. Tak samo zrobiłem z teleskopem. Na szybko zrobiłem obiad. Było to lekki danie, które nie miało zapchać żołądka. Dzisiaj wszystko robiłem szybko i na złamanie karku. Wszystko na wariackich papierach. Stałem w kuchni kończąc obiad gdy usłyszałem jak zamek do mieszkania się przekręca.

- Rose - pomyślałem i się nie myliłem.

- Hej. Jak tam pierwszy dzień? - spytałem podając do stołu. Blondynka weszła do kuchni z uśmiechem na twarzy. cieszyło mnie to, bo i mi poprawiało mi to humor, który i tak był już w chuj dobry.

Only Friends?Where stories live. Discover now