Rozdział 1

30 4 0
                                    

Trzask rozbijającego się pojazdu.

Huk.

Wrzask.

Biały pył przed oczami.

Ciemność.

Kiedy w jednym z budynków młoda dziewczyna powoli otwierała oczy, słyszała już tylko dźwięk trzaskających gdzieś niedaleko płomieni i wyjące w oddali alarmy samochodów. Jednak na początku nie pobudziło to jej szarych komórek do rozmyślania nad tym, co się właściwie dzieje. Miała wrażenie, jakby została otumaniona środkiem odurzającym, który dopiero teraz przestawał działać, a wszelkie odgłosy brzmiały niewyobrażalnie głośno, wdzierając się do jej uszu. Znów zamknęła oczy, próbując sobie mimo wszystko przypomnieć, do czego doszło, zanim "urwał jej się film".

Pył. Nagle wszędzie zaczął roztaczać się biały pył.

Hałas. Było dużo hałasu.

Potem widziała, jak ludzie zaczęli padać na ziemię i...

Gwałtownie rozchyliła powieki. Podparłszy się ręką o ziemię, odgarnęła do tyłu platynowe włosy, które wcześniej przysłaniały błękitne oczy.

Galeria nie przypominała tej, do której weszła zaledwie... Nawet nie wiedziała, ile czasu temu. Szklane drzwi wejściowe były doszczętnie zbite, przy nich leżał przewrócony do góry nogami samochód, a gdzieniegdzie z sufitu sypał się tynk. Jednak najbardziej przerażał widok leżących dookoła ludzkich ciał. Byli martwi? Nie. Nie mogli. Nie wszyscy. Nie chciała tego nawet brać pod uwagę. Natychmiast przysunęła się do pierwszego lepszego chłopaka i przybliżyła ucho do jego ust, spoglądając równocześnie na klatkę piersiową. Oddychał, a to oznaczało, że jedynie stracił przytomność tak, jak ona wcześniej. Potrząsnęła delikatnie jego ramionami, próbując obudzić.

- Halo? Słyszysz mnie? - pytała, ale nie dostała w zamian żadnej reakcji.

Po kilku kolejnych nieudanych próbach powoli cofnęła ręce i zbliżyła się do innej osoby, wykonując te same czynności, co wcześniej. Niestety, znów to samo. Powtórzyła cały proces jeszcze kilka razy, ale nie otrzymując żadnego rezultatu, w końcu odpuściła.

Dezorientacja i przerażenie wzrastały w niej z każdą sekundą. Czy to po prostu zły sen? Mimo, iż z zewnątrz dochodziły różne odgłosy, miała wrażenie, jakby wokół zapadała głucha cisza. Głównie dlatego, że żadne dźwięków nie były ludzkie. Przecież to Waszyngton, miasto wiecznie tętniące życiem. Ludzkie rozmowy, płacz czy śmiech były na porządku dziennym podczas spaceru ulicami, w parku lub w publicznych budynkach. Tymczasem w oddali dało się słyszeć nieustający alarm samochodowy, w jednym ze sklepów trzaskały iskry ze zwisającej na kablach lampy, a poza tym żadnych oznak nadchodzącego ratunku czy wybudzania się pozostałych. Wyglądało na to, że sytuacja ma się podobnie również na zewnątrz. Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, co się stało, co się dzieje i co może zrobić, a w dodatku była w tym wszystkim sama. Cała sytuacja wydawała jej się dziwnym i okropnym koszmarem. Liczyła, że za chwilę obudzi się z walącym jak młot sercem, w swoim mieszkaniu, a świat dalej będzie normalny. Jednak czas mijał, a nic nie ulegało zmianie, poza przybierającymi na sile negatywnymi emocjami i mnożącymi się w głowie pytaniami. Skoro ona odzyskała przytomność, dlaczego inni nie? Może wystarczyło dłużej poczekać? Zaraz ktoś jeszcze się podniesie i wspólnie pomyślą, co dalej, prawda? Ale ile musi czekać, aby to nastąpiło? Kilka minut? Godzin? Dni? Niewidzialny zegar tykał, czas zdawał się płynąć niezwykle wolno, a poza niektórymi, cichnącymi alarmami, nic nie ulegało zmianie.

- Obudźcie się! - krzyknęła w akcie desperacji,

Niestety, nikt nie wykonał jej prośby. Nikt jej nie odpowiedział, bo nikt jej nie usłyszał. Przynajmniej tak myślała, dopóki nie zobaczyła jakiegoś ruchu przy rogu jednego ze sklepów z odzieżą.

Cel: PrzeżyćHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin