Rozdział 12

7 0 0
                                    

Alex i Hunter wybrali się, można powiedzieć, że na spontaniczną randkę, kompletnie zapominając o zaproszeniu, jakie złożyli Annie dzień wcześniej. Choć ona dowiedziała się o tym dopiero po południu. Rano nie chciała zawracać im głowy. Zwłaszcza, że sama nie była całkowicie wyspana i wolała najpierw jakkolwiek się rozbudzić. Wprawdzie więcej koszmarów nie miała, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, ale spacer w środku nocy wystarczył, by wstanie z łóżka sprawiło problem. Podczas swojej działalności w Wirtualnych Klaunach nauczyła się jednak zmuszania do rzeczy, na które niespecjalnie miała ochotę, jeśli musiała wypełnić swoje obowiązki. Dlatego ukończywszy poranną rutynę na czas, rzuciła "Do zobaczenia" w stronę Raven, nadal nieodzywającej się do współlokatorki i ruszyła do laboratorium.

Na jej szczęście, na tyle dobrze ukryła swoje niewyspanie przed Larrym, że niczego nie zauważył, a przynajmniej nic o tym nie mówił. Od razu wzięła się więc do pracy i dopiero podczas popołudniowej przerwy postanowiła opuścić laboratorium, by udać się do pokoju chłopaków. Oczywiście na początku kulturalnie zapukała, ale nie uzyskawszy odpowiedzi, otworzyła drzwi. Pusto. Jednak to jeszcze nie ten moment, kiedy zaczęła coś podejrzewać. Zamknęła pokój i zawróciła, popadając w chwilowe zastanowienie. Gdzie indziej mogli być? Pierwszym, co przyszło jej do głowy, było któreś z pomieszczeń treningowych. Udała się więc na odwiedzone minionej nocy piętro, gdzie zajrzała ostrożnie do każdego z pomieszczeń, starając nie zwracać na siebie zbyt dużej uwagi. W żadnym jednak ich nie było.

Drugim pomysłem było niższe piętro z pomieszczeniem do trenowania kierowców. Jednak tam, jak się wkrótce przekonała, nie znajdowała z kolei żadna żywa dusza.

Ostatniej opcji zdecydowanie wolałaby nie sprawdzać, ale była zarazem najbardziej prawdopodobna. Chodziło o pomieszczenie, którego unikała jak ognia, bo kojarzyło się jej z wrotami do piekieł.

Dlatego też po zjechaniu windą jeszcze niżej, stała przed drzwiami gabinetu dowódcy dobre pięć minut, przygryzając wargę i rozglądając się na wszystkie strony w oczekiwaniu, że zaraz zobaczy na horyzoncie poszukiwaną dwójkę. Niestety, to chyba nie był jej najszczęśliwszy dzień. A raczej na pewno, bo gdy już odważyła się zapukać oraz wypowiedzieć powtarzaną w głowie regułkę, drzwi nagle same się otworzyły. Takiego skoku adrenaliny nie przeżyła nawet minionej nocy.

- Stoisz tu od kilku minut - powiedział Vincent, patrząc na dziewczynę spod zmarszczonych brwi. - Stało się coś złego, że tak się boisz?

Oj, zdecydowanie stało. Dokładnie w tej sekundzie, kiedy nieoczekiwanie pojawił się w wejściu.

- N-nie, chciałam tylko sprawdzić, czy Alex i Hunter są w gabinecie dowódcy lub czy może dowódca ich widział - wybąkała, czując się, jakby właśnie wyznawała wszystkie swoje winy podczas Sądu Ostatecznego.

- To wszystko? - teraz z kolei uniósł brwi. - Ostatnim razem widziałem ich przez okno gabinetu rano, na zewnątrz. Nie mam pojęcia, gdzie poszli, więc jeśli czegoś od nich potrzebujesz, obawiam się, że musisz zaczekać, aż sami zasygnalizują ci swoją obecność.

- Och - i to był właśnie ten moment, w którym wszystko wyszło na jaw. - Dziękuję za odpowiedź. Już nie przeszkadzam - odparła i już chciała pośpiesznie odejść, ale głos dowódcy zatrzymał ją wpół kroku.

- Dawson, zaczekaj chwilę.

- Tak? - odwróciła się, czując, jak częstotliwość uderzeń serca ponownie wzrasta.

- Wiem, że minął dopiero jeden dzień, ale czy zauważyłaś coś podejrzanego w zachowaniu Raven?

- Ummm - zaczęła niepewnie. - Nie wiem, czy to podejrzane, ale raz wybuchła gwałtownym śmiechem zupełnie bez powodu. Myślę, że na razie jest po prostu zagubiona oraz zestresowana. W dodatku niezbyt lubi kontakty z ludźmi, więc cały czas leży lub siedzi cicho i wpatruje się w jakiś punkt albo zamyka oczy.

Cel: PrzeżyćWhere stories live. Discover now