Nowe życie

357 13 0
                                    

ELLIANA
Spakowałam się. Wszystko było mokre od moich łez. Byłam sama, roztrząśnięta. Każda myśl i ruch sprawiały mi ból. Nie umiem jednak określić jakiego rodzaju.

Świetnie kurwa. To właśnie jest moje jebane szczęście.

Rozpaczałam z twarzą schowaną w moich lodowatych dłoniach. Moje jasno brązowe włosy opadły mi na ramiona, a ciemno zielone oczy stały się czerwone od płaczu. Nie umiałam przestać płakać. Dodatkowo przerażał mnie fakt, że muszę mieszkać u mojego o 7 lat starszego ode mnie brata milionera. Trzeba również wspomnieć, iż go nienawidzę całym swoim sercem.

Jebany egoista Brayden. Uważa, że kocha matkę, ale nie pomógł jej chorobie. I pomimo tego, że jest bogaty i mógł by jej pomóc to nie dał od siebie matce ani grosza przez co mama umarła. Pieprzony materialista.
Brayden mieszka w tej jebanej willi za dziesiątki milionów, i nie zdziwię się że ma tyle aut co włosów na głowie.

Bray przygarnął mnie do siebie, ale nie dlatego, że mnie kocha, ale dlatego, że uważa, że naprawdę kocha naszą matkę.
Wpadam w furię myśląc o nim. Nie lubiłam go od momentu , kiedy wyjechał i nas zostawił. Boli mnie to, że nas zranił, ale pomimo tego odniósł sukces. Niestety jest on tylko jego ponieważ jest jebanym zimnym i obojętnym materialistą.
Natomiast ja z matką od zawsze byłyśmy biedne i skromne, zresztą teraz jest tak samo, o tyle, że jestem sama. Przyjaciół nie miałam bo kto by chciał się chociażby zakolegować z biedakiem z małego i brudnego domu.
Brayden chcę ode mnie tego, żebym wzamian za miejsce do mieszkania nie ujawniała się innym jako siostra wielkiego pieprzonego Braydena Valentinsa. Mój braciszek nie ma zamiaru ujawniać tego z jakiej rodziny pochodzi. Ale nie mogę się sprzeciwić temu zakładowi ponieważ, Bray to jedyna deska ratunku, a raczej jego willa.
On wie, że go nienawidzę, ale myśli, że tylko za to, że wyjechał i nas zostawił. Cóż, jak się zmartwi to powiem mu moją opinię, którą mam nadzieję, że zrozumie i nad nią pomyśli.
***

Dojechałam. Wjeżdżam taksówką na ogromną posesję, wysiadam z auta, a moim oczom ukazuje się ogromny dom w stylu old money. Jest piękny, a zarazem obrzydliwy od tego przepychu.
- Panno Valentins, witam w posiadłości pana Braydena Valentinsa. Pani brat powinien za chwilę do pani przyjść. - Powiedział zabierając mi bagaż, na co kiwnęłam głową w geście podziękowania.

Nawet ma służących na pstryknięcie palców. Cóż za elegancik.

W tej chwili moim oczom ukazał się dostojny mężczyzna w garniturze. Ma jasno brązowe włosy tak samo jak i moje oraz jasno brązowe oczy. Jest przeciętnego wzrostu mężczyzny. Oto właśnie jest Bray. Podszedł do mnie z obojętnością wymalowaną na twarzy.
- Michael zabrał twój bagaż i zaniósł do twojego nowego pokoju. Chodź, zaprowadzę cię. - bez słowa ruszyłam za nim.
- Masz być cicho i nie przeszkadzać. Oraz nie wdawaj się w gadki z ludźmi, którzy do mnie przychodzą. Bądź poprostu niezauważalna tak jak duch.- Na jego słowa wyraźnie prychnęłam, ale on to zignorował i wyszedł z sypialni. Pokój był przepiękny. Miał białe ściany i meble w stylu całego domu. Nie był to mój styl, ale fakt faktem, był on piękny. Zdjęłam buty i położyłam się na łóżku z książką w ręku. Czytałam tak przez całe 5 godzin. Była już godzina dwudziesta. Prawdopodobnie czytałabym dalej, gdyby nie to to , że Michael zapukał do moich drzwi, po czym powiadomił mnie o kolacji za pół godziny. Przez te pół godziny rozmyślałam nad wszystkim. Dosłownie wszystkim. Od śmierci matki minęły 3 tygodnie. Cały czas mi jej brak i za nią cholernie tęsknię. Jednak wiem, że to nic nie da. Nie chcę, żeby ludzie myśleli, że jestem słaba więc zakładam maskę.


***

Obudził mnie budzik z najnowszego Iphone'a, którego wręczył mi na wczorajszej kolacji Brayden. Wstałam, naszykowałam się do wyjścia i zjadłam śniadanie. Pojechałam kupić rzeczy potrzebne do nowego roku szkolnego. Oczywiście zafundowane przez jakże zatroskanego milionera. Za 3 dni miała zacząć się szkoła, a ja nie byłam wogóle gotowa. Nawet psychicznie.
Będę chodziła do szkoły w pieprzonym Nowym Jorku. Całe szczęście publicznej, a nie prywatnej. Będę się źle uczyła. Mogę przewidzieć swoje możliwości skoro nawet w wakacje od śmierci mamy na raka nic mi się nie chcę robić.

***

Jest 6 rano. Za dwie godziny zaczynałam lekcję. Ostatnie 3 dni spędziłam nad użalaniem się samej sobie nad swoim życiem oraz na żałobie. Cały czas siedziałam w swoich czterech ścianach.

***

- Hej. Jestem Elliana Valentins i przeprowadziłam się tu ze stanu Pensylvania. - Opowiedziałam krótko o sobie zestresowana. Zauważyłam dziewczynę unosząca rękę w górę.
- O co chciałabyś spytać, Catrice? - spytała uczennicę profesorka.
- Masz rodzeństwo? - skierowała pytanie do mnie Catrice. Już miałam odpowiadać „tak" ale w porę sobie przypomniałam, że mam być w trybie incognito, więc ugryzłam się w język i powiedziałam „nie". Catrice spytała się tylko o to, więc prawdopodobnie skojarzyła nazwisko moje i mojego brata. Wygląda na to że Bray jest nawet znany ponieważ wiedziałam po ruchu warg Catrice mówiącej do innej dziewczyny słowa „ Brayden Valentins". Nauczycielka kazała mi usiąść, więc siadłam na końcu sali w jednej z jednoosobych ławek.
Po lekcji hiszpańskiego stałam przy szafkach, gdy niespodziewanie zaczepiła mnie dziewczyna, którą skojarzyłam z poprzedniej lekcji.
- Hej, jak tam? - Powiedziała a nawet wykrzyczała z entuzjazmem.
- Jest okej. - Odpowiedziałam. Niestety moja wypowiedź i ton głosu jakiego użyłam zabrzmiały dosyć gburowato.
- Coś się stało? - Zapytała dziewczyna.
- Sprawy rodzinne. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Blondynka kiwnęła głową wyrozumiale.
- Tak wogóle to jestem Sarah. - Przedstawiła się podając mi rękę.
- Elliana. - Powiedziałam również podając rękę Sarah.

Something about your loving soul #1/2Where stories live. Discover now