9. Nie wiesz, co narobiłaś, dziewczyno (po korekcie)

4.7K 116 6
                                    

Tak, jak pisałam wcześniej – nic nie dzieje się bez powodu. Możemy trwać w przekonaniu, że jest to kwestia przypadku albo przeznaczenia. Nawet jeśli te rzeczy faktycznie istnieją, to w głównej mierze wyłącznie nasze decyzje kreują nasz przyszły los.

Być może nie bez powodu trzydziestego pierwszego sierpnia rozwiązała się moja sznurówka. Być może nie bez powodu wysoki szatyn z orzechowymi oczami siedział nieopodal jeziora. I być może nie bez powodu zobaczyłam go zaledwie dzień później, na korytarzu nowej szkoły. Jest tak wiele niewiadomych i jeszcze więcej przypadków. Ale czy z sytuacji, zwanej złym zbiegiem okoliczności, można wyjść bez szwanku? Zapewne każdy z odrobiną rozwagi i rozumu jakoś wybrnąłby z zaistniałego incydentu. Szkoda, że tak, jak zasugerował Jang, nie mam ani rozumu, ani rozwagi. Jedynie niewyparzony dziób. Wyłącznie nasze decyzje kreują nasz los, ale ja mogłam wykreować, co najwyżej, katastrofę na skalę światową. Albo przynajmniej na skalę całego San Francisco.

Nie mam pojęcia, ile czasu wpatrywałam się w chłopaka stojącego nieprzeciwko mnie. Poczułam się dokładnie tak, jakby czas na moment zwolnił, niemal się zatrzymał. Zapomniałam o oddychaniu. Po zobaczeniu Naviego, zestresowałam się jeszcze bardziej. Co on tutaj robił? Nie w szkole, tylko w tym miejscu. Przy drzwiach. To niemożliwe, by był jednym z nich. Czwarty psychopata ma na imię Ivan. To jest Navi.

To nie ma żadnego sensu.

Widok swojego wczorajszego wybawcy pochłonął mnie do tego stopnia, że nie zarejestrowałam momentu, w którym przerażający Jang stanął obok mnie. Dostrzegając go, podskoczyłam w miejscu, przykładając dłoń do piersi.

– Matko, ale się wystraszyłam! – powiedziałam pod nosem, uspokajając przerażony oddech.

– Stoję tak od dwóch minut i ośmiu sekund, a ty mnie nie widziałaś? Naprawdę jest coś z Tobą nie tak – burknął niezbyt przyjaźnie, uważnie mi się przyglądając.

Wciąż czułam na sobie wzrok Timothy'ego Janga, jednak ja, nie będąc w stanie patrzeć na szatańskie oczy, ani ogromną, brązową plamę, zerkałam w kierunku brązowookiego. Navi z kolei przesuwał wzrok po nas obu. Cóż za trójkąt bermudzki. Nietrudno odgadnąć, kto w nim pozostanie i zaginie bez śladu.

Poczułam szturchanie. Ktoś trzykrotnie puknął palcem w moje ramię.

Wykonałam jeden duży krok w prawy bok. Skuliłam głowę w ramionach i powoli odwróciłam twarz w drugim kierunku. W stronę osoby, która z całą pewnością nie powinna ani stać obok mnie, ani dotykać.

– Przepraszam, zamyśliłam się. O co chodzi? Coś potrzebujesz? – Zapytałam, starając się brzmieć naturalnie, nie jak ktoś bliski płaczu i popuszczenia w majtki.

Piękna twarz bruneta pokryła się ogromnym rozdrażnieniem, czego doraźnym znakiem były rozszerzone nozdrza, zaciśnięta zęby i szybko unosząca się klatka piersiowa. Mówił pod nosem słowa, których w żaden sposób nie byłam w stanie zrozumieć. W końcu odetchnął głęboko, wypuszczając głośno powietrze i popatrzył na mnie spode łba.

– Tak. Chodzi o to, że poplamiłaś jedną z ulubionych koszul kogoś takiego, jak ja. Potrzebuję zatem, abyś wzięła odpowiedzialność za swoje czyny – wyjaśnił oschle.

– Kogoś takiego, jak ty? Przepraszam, ale nie znam Cię, więc nie mam pojęcia, o czym mówisz – odpowiedziałam.

Poznanie jego interesujących dokonań poprzez opowieść Ruby, nie zalicza się do faktycznego znania, więc moje słowa nie zaliczają się pod kłamstwo.

Po otoczeniu znów rozniosły się ciche szepty, głosy, czy multum zdziwionych westchnień. Jakim cudem jesteśmy w innej części szkoły, a nadal ktoś nas obserwuje? I dlaczego zrobiła się wżawa? To aż tak zaskakujące, że ktoś w San Francisco nie zna Timothy'ego Janga?

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now