40. Bezkres między prawdą a kłamstwem

5K 110 41
                                    

Możesz umrzeć i wciąż żyć. Kiedy ta jedna cząstka Ciebie umrze, życie nigdy nie będzie kompletne. Będzie tak bardzo inne. Gorzkie. A ty pusty. Pozostanie samo naczynie.

Jestem marnym naczyniem.

Codziennie staram się zasnąć, ale nie potrafię. Wyłącznie leżę. Egzystuję. Próbuję się przyzwyczaić do ciężaru swojego serca. Wciąż nie mam odpowiedzi, których szukam. Mam za to odpowiedzi, których nigdy nie chciałam usłyszeć.

Moje serce jest przygniecione wiadomymi i niewiadomymi. Wszystkim.

Uważałam swój żywot za marny. Niewiele znaczący, płytki, bezsensowny. Byłam w błędzie. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, czym jest marność.

Bo zabiłam człowieka.

Nie zasługuję na żadne życie, więc powinnam dziękować przynajmniej za marne.

Nie potrafię.

Nie potrafię pogodzić się z tym, jakim człowiekiem się stałam. Jedyne, czego oczekiwałam od samej siebie, bo bycie kimś dobrym. Abym postępowała przyzwoicie, zachowała choć odrobinę człowieczeństwa i moralności. Wszystko wyparowało w chwili, gdy odebrałam kogoś najcenniejszy dar.

Odebrałam komuś życie.

Skoro byłam w stanie kogoś zabić, może swoje życie również będę umiała skrócić? Czy nie na to teraz zasługuję? Powinnam ponieść konsekwencję swoich czynów. Powinien spotkać mnie ten sam los.

A jednak nie potrafię tego zrobić.

Wzięłam tabletki, ale jakimś cudem rano znów się obudziłam. Zabrałam do łazienki nóż, ale babcia Rose zapukała do drzwi. Stchórzyłam i odsunęłam ostrze od nadgarstka. Próbowałam zawiązać pętle wokół szyi, ale nie miałam żadnego miejsca, gdzie mogłabym przyczepić drugi koniec sznurka. Poprosiłam nawet Elliota, aby pożyczył mi swoją broń, tłumacząc, że chciałabym nauczyć się strzelać. Nie zadziałało.

Czy moją karą ma być zatem życie z poczuciem winy? Czy Clarissa miała rację? Jak długo wytrzymam ze swoim grzechem? Dlaczego nie mam odwagi, aby zrobić sobie taką samą krzywdę, jak komuś innemu?

– Halo! – Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś krzyk. – Stoję tutaj i mówię od jakichś trzech minut. Czy ty mnie słuchasz!?

– Nie słyszałam – odpowiedziałam pustym głosem.

– Jak mogłaś nie słyszeć kogoś, kto stoi półtora metra od Ciebie w pustym i cichym pokoju!? – Oburzyła się Ruby.

Przeniosłam swój wzrok z sufitu na dziewczynę. Wymachiwała rękoma jak najęta, wydymając swoje usta w geście niezadowolenia.

– Wybacz.

– Robisz sobie wcześniejszą przerwę świąteczną, czy o co chodzi? – Zapytała nieco ciszej, kładąc się koło mnie na łóżku.

– Jestem chora – odparłam cicho.

Od kilku dni choruję na poczucie winy.

– Jesteś nienormalna, a nie chora. Skończ się zaszywać w pokoju i wyjdź w końcu do ludzi – zarządziła.

Minęło dopiero siedem dni. Siedem dni, odkąd zabiłam człowieka. Przestępcy za morderstwo otrzymują dożywocie. Nie mogę wyjść z pokoju, który ma mi posłużyć za celę.

– Nie chcę.

– Ja za to chcę iść się napić kawy z moją przyjaciółką.

– Idź z Emily.

– Okej, jak sobie życzysz – odparła zadowolona, biorąc głęboki wdech. – Emily, chodź mi pomóż! – Krzyknęła na całe gardło.

Niespełna minutę później dziewczyna pojawiła się w progu.

TIME of lies [W TRAKCIE KOREKTY]Where stories live. Discover now