Rozdział I

3.9K 337 36
                                    

Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, a sekundę później do mojego pokoju wbiegł przestraszony Brian – mój starszy brat. Spojrzałam na niego spode łba i założyłam ręce na piersi.

– Którą wazę tym razem zniszczyłeś? – spytałam, unosząc jedną brew.

Chłopak zrobił skruszoną minę i podrapał się po głowie.

– Tak jakby... chyba tą ulubioną mamy.

Westchnęłam.

– Wiesz, że ci tego nie daruje, prawda?

Blondyn uśmiechnął się chytrze i wskazał na mnie palcem.

– Mnie nie, ale tobie tak. Pogadasz z nią, prawda, siostrzyczko? – zapytał słodko, podchodząc bliżej. Sapnęłam, ale nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo z dołu dobiegł mnie krzyk taty.

– Isolde! Brian! Chcę was widzieć w jadalni! Natychmiast!

– No to już po nas – skwitował mój brat.

Pokręciłam w przeczeniu głową.

– O nie, nie, nie. Nie po nas. Po tobie – powiedziałam, akcentując ostatnie słowo. – To ty zniszczyłeś tę wazę, więc ty poniesiesz konsekwencje.

To nie był pierwszy raz, kiedy Brian narozrabiał. Mimo, że miał już dziewiętnaście lat, nadal zachowywał się jak krnąbrny pięciolatek. Za każdym razem udawało mu się mnie omamić tak, że stawałam w jego obronie, ale nie tym razem. Nie miałam najmniejszej ochoty nadstawiać karku za tego bałwana.

– Ujmę to tak... Jeżeli nie będziesz współpracować, ojciec dowie się o twojej frekwencji na zajęciach z Lady Catreeną – mruknął, patrząc na mnie wyzywająco.

– To jest szantaż – wysyczałam, mrużąc oczy.

Blondyn wzruszył ramionami.

– Nie, siostrzyczko. Oboje siedzimy w dołku i jeżeli sobie nie pomożemy, wpadniemy prosto w sidła smoka.

Głośno westchnęłam.

– Więc co proponujesz, o najmądrzejszy bracie? – spytałam z sarkazmem.

Brian przeszedł przez mój pokój i usiadł na skraju idealnie zaścielanego łóżka. Mimo, że wyglądaliśmy prawie jak dwie krople wody, różniliśmy się charakterami. I to skrajnie. Według wszystkich, ja byłam tą ułożoną i grzeczną dziewczynką, a mój kochany braciszek roztargnionym łobuzem, który latał głową w chmurach.

– Musimy odrobinę nadszarpnąć twój wizerunek idealnej córeczki – stwierdził, a ja jęknęłam.

– Co proszę?

– Nie dramatyzuj tak, Ise. Rodzice czekają gdzieś na dole, a straż nie wypuści nas z pałacu. Musimy użyć mniej radykalnych metod.

– To znaczy? – zapytałam, nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi. Zresztą, ja go nigdy nie rozumiałam. On komplikował najprostsze sprawy.

Chłopak uśmiechnął się cwanie, po czym wstał i jednym szarpnięciem, zrzucił wszystko z mojego łóżka. Pościel i poduszki wylądowały na podłodze, a on w ręku trzymał śnieżnobiałe prześcieradło. Nabierałam właśnie powietrza w płuca, aby na niego nawrzeszczeć, ale uprzedził mnie.

– Jak zrobisz raban, zaraz ktoś tutaj przyjdzie. Nie panikuj, pokojówki tu posprzątają, zanim wrócisz. A to – mówiąc, wskazał na kawałek materiału, który trzymał w ręce – jest naszą przepustką.

SpringWhere stories live. Discover now