Rozdział XXIII

775 155 12
                                    

- Napijecie się czegoś? - zapytała kobieta, kiedy razem z Artairem siedzieliśmy w jej skromnej kuchni. Nadal nie docierało do mnie, że Aimil - nasza dawna kucharka, może być akurat tutaj. Zniknęła tak niespodziewanie i z wiekiem stwierdziłam, że już nie żyje.

Rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, doszłam do wniosku, że zadomowiła się tutaj na dobre. Stół kuchenny, będący w stanie pomieścić trzy osoby, znajdował się przy niewielkim oknie, na którym w doniczkach stały różne zioła, skrupulatnie oznaczone. Ludzie z Krainy Wiosny bardzo dbali o takie szczegóły, zwłaszcza związane z uprawą roślin. Aneks kuchenny składający się z kilku wiszących i stojących szafek, wyglądał na lekko zużyty, aczkolwiek dodawało to jeszcze więcej uroku temu pomieszczeniu. Całkowicie różniło się od sterylnej kuchni w pałacu.

- Herbata wystarczy - odpowiedziałam zachrypniętym głosem. Aimil spojrzała na mnie przez ramię i skinęła delikatnie głową, uśmiechając się lekko.

Kątem oka widziałam, jak Artair bez skrępowania mnie obserwuje, aczkolwiek umyślnie patrzyłam w inną stronę. Wiedziałam, o co chce zapytać, a ja nie miałam ochoty odpowiadać na jego wścibskie pytania. Wolałam pozostać anonimowa i wydaję mi się, że Aimil o tym wiedziała i dlatego zwracała się do mnie po imieniu. Chociaż to nie zapewniało mi całkowitej ochrony, bo dużo osób pochodzących z różnych Krain wiedziało, co dzieje się w Królestwie, więc mieli także świadomość, kto aktualnie panuje.

Kobieta po paru minutach usiadła naprzeciwko mnie, stawiając przede mną lekko wyszczerbiony kubek z parującym napojem. Wyczułam tak charakterystyczny zapach, który kojarzył mi się tylko z dzieciństwem i chłodniejszymi wieczorami, które spędzałam z Aimil i Brianem w pałacowej kuchni. Kucharka wtedy zaparzała nam herbatę z czystka, która była doskonała na odporność i wzmocnienie organizmu. Ten napar i historie kobiety były lekiem na całe zło.

- O co chciałaś zapytać, Isolde? - odezwała się, patrząc na mnie wyczekująco. Upiłam łyk napoju, grając na zwłokę.

- Czy nie spotkałaś jej brata - wtrącił Artair, a ja spojrzałam na niego srogo. Nie potrzebowałam żadnego obrońcy czy tłumacza. Umiałam zadbać o własne interesy. Chłopak pojął aluzje i skulił się na swoim siedzeniu, spuszczając głowę.

- Tak, szukam swojego brata - powiedziałam, chrząkając cicho.

Kobieta westchnęła cicho, kładąc ręce na blacie stołu. Wyglądała na zatroskaną i bardzo rozdartą.

- Isolde... nieraz, kiedy ktoś ucieka to nie po to, abyśmy za nim biegli i go szukali. Niekiedy zniknięcie innej osoby pozwala nam odnaleźć samych siebie. Nieraz powinniśmy odpuścić.

Odebrało mi mowę. Jej słowa były jak policzek. Miałam nie szukać własnego brata i udawać, że nic się nie stało? Jak gdyby nigdy nic, wrócić do normalności? Wyrzucając go z własnego życia? Nie, nawet nie przeszłoby mi to przez myśl. On jest częścią mnie samej i bez niego nie jestem sobą. Nie zostawię tego tak.

W tym miejscu wszyscy mówili mi to samo. Najpierw Moirrey, teraz Aimil. Jakby mieli gotowe śpiewki dla osób takich, jak ja. Próbowali odesłać mnie z kwitkiem, ale ja nie miałam zamiaru się poddać. Do cholery, nie. Nie, kiedy chodzi o najbliższą mi osobę.

- Każdy ma przypisane miejsce na świecie - wysyczałam przez zaciśnięte miejsce. - I jesteśmy potrzebni dokładnie tam. Musimy dorosnąć i stanąć twarzą w twarz z dorosłością.

- Doskonale cię rozumiem, Isolde. - Aimil pokiwała spokojnie głową, upijając łyk herbaty. - Ale niektórzy nie chcą dorosnąć. I może dlatego uciekają. Ale to nie znaczy, że naruszyli jakąś harmonię, bo być może gdzieś indziej przydadzą się bardziej.

SpringWhere stories live. Discover now