Rozdział XXI

785 143 9
                                    

- Skąd pani zna moje imię? – zapytałam słabym głosem, patrząc na nią z przerażeniem. Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie i wstała z fotela, robiąc krok w naszą stronę.

- Jest w tobie coś, co głośno mówi, że jesteś księżniczką.

- To o niczym nie świadczy – odparłam hardo, zaplatając buntowniczo ręce na piersi. – Nadal nie odpowiedziała pani na moje pytanie.

Szatynka zaśmiała się krótko i podeszła do biurka.

- Z tego, co wiem, imię Isolde otrzymują dziewczynki na dworze Wiosny. To stare imię nosiło wiele, wielkich królowych – odpowiedziała, nie patrząc na mnie. Układała na biurku różne dokumenty, pochylona nad nimi.

Zerknęłam na dziewczyny, które również przyglądały jej się ze zdziwieniem. Kobieta po jakimś czasie wyprostowała się i spojrzała na nas przez ramię.

- Ale imię Brian jest bardzo pospolite, nie sądzisz? Żaden władca Krainy Wiosny nie miał tak na imię.

Czułam, jak moje ręce, ukryte między fałdami spódnicy, zaciskają się w pięści.

- Co chcesz przez to powiedzieć? – wysyczałam, mrużąc oczy.

Szatynka pokręciła głową i westchnęła, zgarniając z biurka opasłą księgę. Usiadła w skórzanym fotelu, kładąc ją sobie na kolanach i gestem zachęciła nas, abyśmy do niej podeszły.

Niechętnie przeszłam przez pokój i oparłam się o ścianę, patrząc na tę kobietę groźnie. Derry zajęła miejsce w drugim fotelu, a Blaithin stanęła obok mnie.

- Po co te nerwy, Isolde? – zapytała spokojnie, patrząc na mnie pytająco. – Czyżbym cię uraziła?

Nie miałam zamiaru jej odpowiadać. Za grosz jej nie ufałam i nie miałam najmniejszej ochoty pytać ją o mojego brata. Kiedy tylko opuszczę ten budynek, zacznę go szukać na własną rękę. A potem stąd uciekniemy i wrócimy do pałacu, zapominając o wszystkim.

- Chodziło mi o to, że imię wiele mówi o człowieku – kontynuowała. - Moirrey Malane to osoba często pogrążająca się w zadumie, dużo myśląca. Isolde to dziewczyna piękna i urocza, czyż nie? – spojrzała na mnie, a ja odwróciłam głowę. - To imię nosiło wiele znakomitych władczyń i bardzo zobowiązuje. Nikt przeciętny nie zostałby tak nazwany.

Prychnęłam cicho i pokręciłam głową.

- To tylko imię – zaprzeczyłam. – Ono nic nie znaczy. Stanowi podstawowe określenie danej osoby, to wszystko.

- O nie, moja droga – zaprzeczyła. – Kto zna twoje imię, ma nad tobą władze. Spójrzmy na zwierzęta. One też jakoś się nazywają. Kiedy zawołasz na pierwszego lepszego kota Kitto, on nie zareaguje. Dlaczego?

Wywróciłam oczami i cicho westchnęłam, unikając kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Nie miałam ochoty słuchać tych bzdur.

- Bo to nie jest jego imię – wtrąciła radośnie Derry, klaszcząc w dłonie.

Moirrey pokiwała głową.

- Oczywiście, może się zdarzyć, że masz szczęście i owy kot rzeczywiście nazywa się Kitto. Wtedy nie będzie miał wyjścia i zareaguje. Bo znasz jego imię. I w jakiś sposób masz nad nim kontrolę. Imię to bardzo niebezpieczne broń i nie powinnaś szastać nią na prawo i lewo. Musisz je chronić. Dostałaś je takie, a nie inne, bo ono cię określa - zewnętrznie i wewnętrznie. To nigdy nie są nic nie warte słowa.

- Co oznacza moje imię? – zapytała entuzjastycznie Derry, patrząc na nią z zainteresowaniem.

Kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie i poklepała ją po kolanie.

SpringWhere stories live. Discover now