Rozdział XX

861 156 15
                                    

- Dziewczyny – odezwała się Derry, zatrzymując się. Podeszłyśmy do niej z Blaithin i stanęłyśmy obok niej – ja po jej prawej, a szatynka po lewej stronie. Rudowłosa patrzyła przed siebie z dzikim błyskiem w oczach.

W tym miejscu, las przestawał istnieć. Jakby ktoś przedzielił te połacie zieleni niewidzialną kreską. Drzewa przestawały rosnąć tak gwałtownie, że to aż niemożliwe, aby coś takiego stworzyła natura. Stałyśmy na skraju lasu, a przed nami nie rosło nic, poza jednym, rozłożystym dębem. Zupełnie, jakby tutaj kończyło się Królestwo, a zaczynało coś zupełnie innego.

Jesteśmy na miejscu.

- I co dalej, Derry? – zapytała cicho Blaithin, patrząc na dziewczynę.

- Jesteśmy na wschodzie, czyli wejdziemy od strony Jesieni. Z tego co pamiętam, aby Dębowy Gród się ukazał, należy wejść od strony swojej Krainy, ale nie mamy czasu lecieć na północ i zachód. Złapcie mnie za ręce, może się uda.

Chwyciłam jej ciepłą dłoń i mocno ścisnęłam, będąc pełną obaw. Jesteśmy tak blisko celu, ale czy to, co tam zobaczę, będzie miało jakieś pokrycie z moimi wyobrażeniami? Czy odnajdę tam mojego brata?

Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok do przodu, chwiejąc się na nogach. Derry była zdeterminowana i pociągnęła nas dalej, zatrzymując się dopiero przy samym dębie.

W tej samej chwili wszystkie wstrzymałyśmy oddechy. Dla każdej z nas ten jeden krok oznaczał co innego. Dla mnie spotkanie z Brianem. Dla Derry świadomość, że Dębowy Gród to nie tylko bajki dla dzieci. Dla Blaithin kolejną przygodę. Każda z nas inaczej odbierała ten jeden, z pozoru nic nieznaczący krok. Niekiedy ten malutki kroczek może wywrócić nasze życie do góry nogami, dlatego nieraz trzeba zastanowić się, czy nie lepiej pozostać w tym samym miejscu. Nieraz to jest najlepsze wyjście.

- Na trzy – powiedziała Blaithin cichym głosem. – Raz...

- Dwa... - dodałam przerażona z zapartym tchem.

- Trzy – dokończyła Derry i ruszyłyśmy do przodu.

Na początku nic się nie działo. Przed nami nie było nic, poza pustą polaną. Zaczęłam obawiać się, że przybyłyśmy tutaj na darmo. Jednak po chwili oślepił nas blask słońca. Wolną ręką zasłoniłam oczy, mocniej ściskając dłoń koleżanki, a potem poczułam, jak wszystko wokół mnie zaczyna wirować. To uczucie mogłam porównać do tego, kiedy z Brianem jako dzieci chwytaliśmy się za ręce i kręciliśmy dookoła w sali balowej do momentu, aż było nam niedobrze i puszczaliśmy się, upadając na podłogę z głośnym śmiechem. Jednak tym razem nie było mi wesoło.

Żołądek podchodził mi do gardła i niemiłosiernie kręciło mi się w głowie. Miałam ochotę upaść na ziemię i czekać, aż to minie, ale dłoń Derry, coraz mocniej zaciskająca się na mojej, sprawiała, że nie mogłam zrobić nic innego, jak to przeczekać.

Nie wiem, ile czasu minęło, ale najpierw poczułam, jak moje nogi uginają się pod moim ciężarem, a ktoś inny obejmuje mnie w talii, chroniąc przed niechybnym upadkiem. Otworzyłam oczy i spuściłam głowę, przypatrując się swoim butom. Dopiero, kiedy wyostrzył mi się obraz, a zawroty głowy minęły, podniosłam wzrok.

- Witamy w Dębowym Grodzie – usłyszałam głos za swoimi plecami i odwróciłam się, stając twarzą w twarz z chłopakiem z Krainy Zimy.

Nie, nie z Zimy. On tutaj przybył, aby oderwać się od tej klasyfikacji. To był po prostu brunet.

- Udało nam się? – zapytała rozkojarzona Blaithin, patrząc na swoje dłonie. W jej głosie dało się usłyszeć niedowierzanie.

- Udało – mruknął chłopak, niedbale opierając się o pień dębu. Tego samego, który oddzielał nas od Królestwa. Jeden krok, który zmienił tak dużo.

SpringOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz