26.Nowe życie

247 11 29
                                    

Trzy tygodnie, minęły dosyć spokojnie, poza pojedyńczymi atakami na ludzi, które skutecznie tłumiliśmy, Kroton nie wychylał się zbytnio, a my korzystając z tego, przedłużaliśmy, stracie ile mogliśmy, przygotowując się najlepiej jak potrafiliśmy.
Moje rany, po ostatniej walce, zagoiły się po kilku dniach, pozostawiając tylko blade blizny.

Przez ten czas, bardzo przykładałam się do opanowywania mroku.
Nie rządził już moją osobą, a ataki gniewu i braku kontroli, zdarzały się bardzo rzadko.
Lucyfer, nie mógł uwierzyć w to, że go poskromiłam.
Zrobiłam to, jako pierwsza w historii Piekła.
Jednakże, wydaje mi się, że to zasługa mojego podejścia- zamiast z nim walczyć, po prostu przyjęłam go z otwartymi rękoma, wykorzystując jego potencjał.

Ara, całkowicie wyzdrowiała-nie został choćby najmniejszy ślad, po ogromnej ranie, którą zafundował jej Kroton.

Aron, na dobre zagościł w naszych szeregach, spędzając z nami coraz więcej czasu. Cieszył się z możliwości przebywania w Piekle, w końcu bardzo tego pragnął.
Nasza relacja, poprawiła się na tyle, że zdarzało mi się, widzieć w nim przyjaciela.
Jednak, muszę przyznać, że czasami pozwalał sobie na zbyt wiele, przystawiając się do mnie.

Mój związek z Lucyferem, miał się dobrze.
Często rozmawialiśmy, spędzając ze sobą każdą, wolną chwilę.
I, mimo iż ciężko było mi zrozumieć niektóre jego zachowania, starałam się, łagodzić sytuację.
Wiele cegiełek z jego muru, runęło i dumnie patrzyłam na to, jak się przede mną otwierał.
Codziennie chodziłam z nim do pracy, żeby szybciej kończył i w związku z tym,obmyślał plan działania.
W dalszym ciągu, nikt oprócz Alpanu, nie wiedział o naszej relacji.

Clysm, Viral, Storm i Alpanu, dużą wagę przykładali do treningów, nie dając sobie wytchnienia.

Za dwa dni, mieliśmy wyruszyć do Łzawej Doliny, by dopaść Krotona w jego norze.
Nie mieliśmy pewności, czy po ostatniej akcji nie przeniósł się gdzieś indziej, ale postanowiliśmy spróbować.
Cały czas, mieliśmy nadzieję, że nadal tam jest.
Właśnie nadzieja.. Tylko ona utrzymywała nas w całości, przez ostatnie dni.

******

Ten dzień, nie zapowiadał się jakoś specjalnie.
Wyszłam jak zwykle z Luckiem do pracy, ale to powrót z niej zasugerował coś zupełnie innego, zaskakując nas, gdy tylko podmuch wiatru, uderzył w nasze twarze, pozwalając odetchnąć.

Przy schodkach, oddzielających Podziemia od Piekła, czekała na nas Ara, nerwowo kręcąc się w kółko.
Popatrzyliśmy na siebie zdziwieni.

-Cześć Kruszynko, co się stało?

Ale ta, nie dała mi szansy na poznanie odpowiedzi, wydarła się tak, że wszystko dookoła zadrżało, po czym pobiegła w stronę wulkanu.

-Chodźmy za nią, może coś się stało?

Wskoczyliśmy do wulkanu.
Smoczyca, od razu zaprowadziła nas do gniazda, pozwalając zrozumieć, o co był ten cały raban.
Przed oczami, zobaczyliśmy coś, na co czekaliśmy od dawna..

-To już! On się wykluwa!- rzuciłam się na szyję Lucyfera, skacząc z radości.—– Widzisz??- wskazałam pęknięcia na jaju—–Zobacz!

-Widzę, widzę.-złapał mnie delikatnie w talii, żebym nie eksplodowała przed nim z radości.—–Zaraz powinien się pojawić.

Stanęłam, przyciskając ręce do twarzy, uważnie obserwując gniazdo.
Nie chciałam przepuścić, choćby najmniejszego szczegółu.

Widziałam każde, kolejne pęknięcie,
Każdy, kolejny ruch w środku,
Próbę przebicia się przez skorupkę..
Zahipnotyzowało mnie to w całości..
Myśl, że właśnie byłam świadkiem cudu, narodzin nowego, oczekiwanego życia wprawiała mnie w totalne poruszenie.
Serce wyrywało się z piersi.

Diabelska droga [ZAKOŃCZONE]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora