Rozdział 1

175 5 2
                                    

Warszawa, 1997/1998

Albert Bieliński był młodym, obiecującym wojskowym lekarzem. Czuł się jednak wyprany mentalnie, bo właśnie wrócił z kolejnej misji. O ile z żołnierzami radził sobie doskonale, to lecząc cywili napatrzył się już na tyle nieszczęść, że zastanawiał się, czy po powrocie do kraju będzie mógł wykazać się empatią wobec nadopiekuńczych matek, wymyślających co i rusz nowe choroby swoim dzieciom. Tym bardziej, że wiele z nich miało podstawową wadę – nie ufało ojcom swoich dzieci. „Po co zatem zakładały rodziny? Chyba nie zrozumiem kobiet".

Te rozmyślania nad życiem przerwał mu krzyk nastolatki, dziecka prawie. Siedział bowiem nad rzeką, gdzie w sezonie roiło się od rodzin z dziećmi, ale dziś była wyjątkowo kiepska pogoda na spacery w towarzystwie dziecka. Słońce wprawdzie łaskawie obdarzyło mieszkańców Warszawy swoją obecnością, ale ostry i zimny wiatr ze wschodu mocno pogarszał komfort cieplny przeciętnego przechodnia.

- Pomocy! On tonie! - krzyczała studentka pierwszego roku finansów – Ja nie umiem pływać – dziewczyna wpadła wręcz w histerię

Bieliński podbiegł do dziewczyny i po uzyskaniu odpowiedzi, gdzie prawdopodobnie zniknęło dziecko od razu pobiegł do wody. Znalazł małego i dopłynął z nim do brzegu. Dziecko miało około 2 -3 lat. Chłopczyk był wyziębiony i już miał sine usta.

- Biegnij do sklepu, tam na róg, niech dzwonią po karetkę – wydał dyspozycję dziewczynie. Ta od razu pobiegła. „Tylko się nie połam" – dodał w myślach.

Natychmiast udzielał chłopcu niezbędnej pomocy, zrobił 5 ratowniczych wdechów i przystąpił do resuscytacji. Mały w końcu wypluł wodę i zaczął krztusić się i płakać. Przyjechała karetka i zabrała malca razem z Bielińskim na pokładzie. Anita, opiekunka niedoszłego topielca, dostała takiej histerii, że trzeba było wezwać drugi zespół. Udało się też uzyskać kontakt do matki chłopca, która przyjechała jak najszybciej do szpitala. Albert zobaczył młodą przerażoną kobietę, która nie mogła powstrzymać się od płaczu, podobnie jak opiekunka. Podszedł więc do niej i zapytał się:

- Wszystko w porządku? – nie był mistrzem taktu, ale nie umiał jakoś inaczej do niej zagadać

- Tak...nie....moje dziecko. Przekazali mi, że się utopił prawie... - zanosiła się płaczem kobieta

Albert spojrzał na nią i...położył jej rękę na ramieniu. Nawet nie wiedział jak dodał jej tym otuchy. Właściwie to nawet nie wiedział co o niej myśleć. Była szatynką o smukłej figurze i ładnych oczach. Oczach w których czaił się smutek. Właśnie wyszedł lekarz.

- Co z moim synkiem? – zapytała się Olga Nowak

- Miał dużo szczęścia, bo jednak ktoś szybko go wyłowił i udzielił mu pierwszej pomocy. Bardzo fachowej... - tu lekarz zawiesił wzrok i spojrzał na Alberta, który siedział w jakichś losowych rzeczach podarowanych mu przez pielęgniarki. W końcu skoro przeżył ostrzał, to głupio umrzeć na zapalenie płuc. – to pan? Majorze?

- Tak, to ja. Albert Bieliński – powiedział - Tak się złożyło, że byłem na spacerze wypocząć...

- Mniejsza o to, bardzo fachowa pomoc. – powiedział lekarz i po chwili zwrócił się do matki chłopca – Może Pani zobaczyć synka. Śpi. Nie powinno być żadnych uszkodzeń neurologicznych.

Olga spojrzała z namysłem na Bielińskiego i zapytała się:

- Może pan wejdzie ze mną?

- Jak to? On nie ma ojca? – wypalił jak czołg przy ostrzale

- Nie – ucięła krótko – To jak? Jako wsparcie medyczne – tu uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Skoro piękna pani prosi, to chętnie – podał jej rękę.

Idąc w kierunku oddziału pediatrii wyglądali na młodych zmartwionych rodziców a nie na dwójkę obcych sobie ludzi. Weszli do Sali i podeszli do dziecka. Chłopiec miał 2 latka i wyglądał uroczo z tymi loczkami. Spał i chyba nie był świadomy, co się działo wokół. Albert czuł, że kąciki oczu niebezpiecznie zaczynają go piec, więc zaczął mrugać. Olga odwróciła się w tym samym momencie i spojrzała na młodego wojskowego.

- Jest dla mnie całym światem. Staram się pracować, studiować, rodzice też mi pomagają, ale dziś musiałam go zostawić pod opieką sąsiadki.

- Ja pani nie oceniam. – odparł – a tak w ogóle to jak ma Pani na imię?

- Olga – odpowiedziała. – To, co? Może ogarnę panu... – Albert jej przerwał, bo zobaczył, że Mały Potwór właśnie się obudził i patrzy na niego i matkę z taką intensywnością. Jakby zazdrość? Nie. A może nadzieja. Olga się uśmiechnęła i podeszła do syna głaszcząc go po główce i mówiąc - A kto mnie tu wystraszył. Gabryś, moje słoneczko, nie rób tak więcej. Nie uciekaj Anecie.

- Mama – pisnął – Na ręce - zażądał.

Olga już sięgała po syna, ale poczuła skurcz w brzuchu i prawie osunęła się na podłogę. Ciężko oddychała. Możliwe, że przeżycia dzisiejszego dnia dały jej po prostu w kość. Albert widząc to zaniepokoił się i wezwał pielęgniarkę, która zabrała kobietę do lekarza. Został z chłopcem sam.

- mama – zaczął popiskiwać – mama

Mężczyzna z ciężkim oddechem wziął go na ręce. O dziwo chłopiec nie protestował i przytulił się do niego. Chyba instynktownie czuł, że ten wielki facet uratował go od zimna i braku mamy. Po chwili przyszła pielęgniarka – Pani Olga miała torbiel na jajniku, ale już jest wszystko w porządku. No, ale będzie mieć problem, by zająć się tym szkrabem. Pojutrze powinien wyjść chłopiec a matka za tydzień, ale nie wolno jej dźwigać... - tu urwała i się poprawiła – Po co ja panu to mówię? - kobieta spojrzała na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

- Bardzo dobrze. Ktoś się musi nimi zająć – powiedział Bieliński. – Jak tylko będzie możliwy wypis proszę mnie poinformować. Ja się muszę przebrać z tych...ubrań.

- No ale nie jest pan z rodziny.

- Ale jestem lekarzem wojskowym. Myśli Pani, że nie dam rady z dzieckiem? – twarz pielęgniarki to wskazywała. Pełną wątpliwość w to wszystko. Łącznie z jego poczytalnością – A poza tym sama pani powiedziała, że jego matka miała torbiel. Ma miesiąc z głowy jeśli chodzi o dźwiganie więc proszę nie dyskutować. - Mężczyzna oddalił się energicznym krokiem. 

- Co za trep – mruknęła pielęgniarka, po czym uśmiechnęła się złośliwie – No to będziesz miał szkołę życia.  - spojrzała na małego chłopca, który się uśmiechał przez sen. Niewinnie... Niczym Damien Thorn.

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz