Rozdział nr 6 cz1

112 4 5
                                    

Dwa tygodnie później

- Cześć, co słychać ? – zapytał Piotr, dyżurujący dziś znów na SOR z Banachem, wchodząc do Sali Nowego. Chłopak nadal leżał w szpitalu, choć już nie na OIOM-ie. Wyniki powoli dochodziły do normy.

- Hej, nadal się czuję słabo – powiedział – Nawet nie mogę normalnie skorzystać z toalety. Tylko ten worek – westchnął.

- Spokojnie, to jest tylko tymczasowe. – zapewnił kolegę. Sprawdził parametry. – No, ale wyniki to ci się robią książkowe z tego, co mówiła Górska. I najważniejsze, że obie nerki już dobrze pracują.

-Tylko skąd ta słabość? – zapytał Piotra. – Chętnie zjadłbym coś, co ma jakikolwiek smak. Na razie tylko to, co mam przez port.

- No o burgerze zapomnij – powiedział Piotr ze śmiechem – Sam wiesz, jak dobre jest właściwe odżywianie.

- A co u Was? Ładnie ci w tym kolorze – parsknął chłopak

- Śmiej się śmiej – poczochrał mu włosy jak kiedyś swoim młodszym braciom - jak stąd wyjdziesz, to będziesz tutaj pracował pod skrzydłami Wielkiego Banacha. – zapewnił kumpla Piotr – Zobaczymy, jak ty będziesz wyglądał w tym wdzianku. Ja wolę kombinezon ratowniczy, ale na razie z Martyną ustaliłem, że tak będzie lepiej.

- Jak stąd wyjdę, to czeka mnie przeprawa z Bielińskim. Odkąd oświadczył się mojej matce czuję się pod ostrzałem. Ciągle wszystko kontroluje. – westchnął – Właściwie usiłuje zastąpić mi ojca.

- Martwi się o Ciebie. Jak my wszyscy. Britney – na wspomnienie koleżanki Nowemu zabiło mocniej serce - musiałem stąd wczoraj wygonić, bo zasnęła na krześle trzymając głowę na twoim łóżku. Ładnie razem wyglądacie – powiedział. Wziął taboret i usiadł. – Widać, że jej na tobie zależy.

Tymczasem na bazie Góra rozmawiał z Martyną. Dziś znowu jeździł na karetce i załączał mu się zły humor. Chyba wolał doglądać Nowaka i stacjonować na SOR-ze, niż wysłuchiwać pacjentów, którzy ciągle na coś narzekali. Łącznie na niego samego i system ratownictwa. Niestety nie miał zbyt często okazji do zamiany z żoną, czy Banachem. Strzelecka bardzo pilnowała, by grafik jej się nie posypał. Bardziej niż ostatnio.

- Jak z Nowym doktorze? – zapytała się Martyna zalewając sobie kawy.

- Jeśli myślisz, że wróci szybko do pracy, to zapomnij. On po tej sprawie z nożownikiem wrócił za szybko, potem ten cały klan Kosowiczów. – upił łyk kawy Martyny i się skrzywił. Dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie - Nie możemy go stracić. Ciągle jest na lekach przeciwbólowych i uspokajających. Swoją drogą, jak ty możesz to pić? Ile tam wsypałaś cukru?

- Aż tak źle? - zapytała się Martyna z niepokojem – Nie sądziłam, że będę znów musiała szukać ratowników. Długo też tak nie pociągniemy – westchnęła. – A wsypałam po to1, aby pan doktor znów mi nie zabrał możliwości napicia się kawy jak kilka lat temu. Człowiek gotuje wodę, chce sobie zalać kawę a tu nagle nie ma wody. Nie ma, bo ktoś swoją kawę zalał! - Góra spojrzał na nią z obrażoną miną „ale pamiętliwa"

- Może Sonia wróci? – luźno rzucił Alek, który wszedł do socjalnego już przebrany

- Może – powiedziała Martyna – Wezwanie mamy. Kobieta lat 40, ból brzucha, wymioty, senność. 

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąDonde viven las historias. Descúbrelo ahora