Rozdział 7 cz1

103 4 8
                                    

Punkt widzenia Kosowicza Seniora

Całe życie byłem przyzwyczajony, że mam JEDNEGO syna. Tamta przygoda z Olgą była nic nieznacząca. A gdy okazało się, że jest w ciąży uznałem, że młoda atrakcyjna studentka niekoniecznie mogła być tylko ze mną. Uciekłem. Żyłem sobie spokojnie z żoną i synem. Właśnie, dużo pracowałem, by osiągnąć swój status, więc faktycznie Janek czasem był sam, ale dawał radę. Choć potem jak zachorował, to starałem się być przy nim tak często jak to możliwe. Powoli z żoną traciliśmy nadzieję, aż tu znalazł się dawca szpiku. Okazał się nim mój niechciany potomek. Wtedy w tej kawiarni „Kroplówka" powiedziałem, że obojętnie, co bym zrobił i tak jest za późno. Widziałem w oczach chłopaka ból, rozczarowanie. A on sobie tak siedział i jadł spokojnie posiłek. Gdy Janek walczył o życie. No i potem ta sprawa z losem. Zdałem sobie sprawę, że to dobry chłopak i próbowałem po tym do niego zagadać, ale zaczął mnie unikać. Nie, to nie. Ja nie będę latał za nim. I w zasadzie trwalibyśmy w tych unikach gdyby nie spotkanie, które uderzyło mnie po latach. Ale od początku. Po wizycie u Janka, który czekał na swojego brata, wyszedłem gotów powiedzieć Gabrielowi aby zostawił moją rodzinę w spokoju. Nie moja wina, że Olga nie zapewniła mu ojca później. Miałem nadzieję, że nie rozwali to mojego małżeństwa. I mojej rodziny. Spotkałem wtedy dwóch lekarzy. Jednego kojarzyłem, bo mimochodem widziałem jak jeździł czasem z chłopakiem. Podszedłem do n ich, bo zaciekawiła mnie ich obecność pod salą Janka.

- Dzień dobry, znają panowie Gabriela Nowaka? – ten lekarz w okularach spiął się jak struna w gitarze – Janek czekał na niego, zdenerwował się i miał przez to problemy z oddychaniem. Gabriel miał go przyjść odwiedzić. Obiecał. Niech się nie zbliża do mojej rodziny.

Już miałem iść, gdy zatrzymał mnie głos starszego z lekarzy:

- Pański DRUGI SYN przeżył ostatnio dużo w życiu, a mimo to dalej stara się być w porządku wobec człowieka, którego jedyną zasługą jest powołanie go do życia. To, że Gabriel jest dobrym człowiekiem, to zasługa jego matki. – Spojrzałem z niechęcią na tych dwóch lekarzy – Teraz są przy nim ludzie, którym na nim zależy i na których pomoc może liczyć.

- A coś się stało? – zapytałem zaintrygowany

- Nic, co pana powinno obchodzić – powiedział okularnik z niechęcią w głosie. Cóż, ta antypatia była odwzajemniona, gdyby chciał wiedzieć.

Nagle zegarek na jego ręce zawibrował. Mężczyzna spojrzał na tarczę zegarka i zbladł. Obaj lekarze pobiegli w stronę OIOM-u a ja za nimi. I wtedy zobaczyłem JĄ. Wyglądała na taką zmartwioną. Widziała mnie? A oczywiście. Zaczął się istny melodramat. Wykrzyczała wszystkie pretensje wobec mnie. Że nie szanuję żadnego z synów (phi?). Czując niechęć wobec mojej osoby i widząc drugiego, niechcianego syna, przez szklane drzwi Sali wolałem wyjść i wszystko to sobie przemyśleć.

Dwa dni później znów przyszedłem do szpitala. Stanąłem przed drzwiami w której leżał Gabriel i oglądałem przez drzwi co się dzieje. Siedziała przy nim jakaś blondynka. Nagle parametry zaczęły skakać jak szalone, chłopak otworzył oczy i nasze oczy się spotkały. Do Sali weszli inni lekarze niż ci, którzy czatowali pod salą Janka. A blondynka została wyproszona. Nie widziała mnie, bo była skupiona na Gabrielu. Obszedłem wokół niej. Spięła się momentalnie. Widziałem jej zdenerwowanie. No, jednak mój syn ma szczęście do pięknych kobiet i ma dobry gust. Zapytałem się wprost dziewczyny:

- A pani to, kto? – uśmiechnąłem się uprzejmie do niej

- O to samo mogłabym Pana zapytać – powiedziała dziewczyna. Dalej spięta jak struna. Charakterna... Ładnie jej było w tym kostiumie...

- To jego ...ojciec – powiedziała Olga, która nagle się wynurzyła zza rogu. Nawet na nią nie spojrzałem. Skupiłem się na blondynce o tych pięknych oczach jak łania – Co ty tu robisz?

- Aaa, szanowny tatuś się pojawił – parsknęła blondynka. Coraz bardziej bawiła mnie ta rozmowa – No proszę. 

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąWhere stories live. Discover now