Rozdział 3

104 4 0
                                    

Warszawa 2000 r.

- Dzień dobry, w czym pomóc? – drzwi mieszkania otworzyła jakaś miła dla oka, acz dojrzała niewiasta

- Ja do Olgi - powiedział Albert – Mówiła, że coś się dzieje z Małym.

- No Olga w pracy, ale tak. Mały pokasłuje od wczoraj. Niby dałam mu leki... - Halina Nowak zaczęła tłumaczyć mężczyźnie z torbą lekarską w ręku, który wykazywał powoli oznaki zniecierpliwienia – Ale to już pan sam zobaczy.

Albert odetchnął z ulgą i przekroczył progi tak dobrze znanego mu mieszkania. Gdy był w kraju, to wpadał na herbatę i bawił się z Gabrielem. Ustalili z Olgą, że będą przyjaciółmi, więc gdy dziewczyna musiała gdzieś wyjechać, to on zajmował się małym. Wychodził z założenia, że pewnie i tak nie będzie tego pamiętał. W końcu człowiek najdalej może sięgnąć pamięcią do może 4 roku życia. Nie chciał mieć rodziny, by nie płakali po nim w razie zdarzeń na wojnie.

Halina Nowak obserwowała intensywnie tego człowieka. Wyglądała jak tajny agent, który rozszyfrowuje co najmniej Enigmę, jak nie inne zagadki świata. Bieliński czuł się pod ostrzałem spojrzenia mniej komfortowo niż w okopach. Coś czuł, że przeprawa z seniorką rodu nie będzie łatwa. Wszedł do pokoju Gabrysia i spojrzał na śpiące dziecko. Widać było, że choroba się cały czas rozwijała.

- Od kiedy tak gorączkuje? – zapytał rzeczowo

- Wczoraj rano jeszcze wszystko było dobrze. Poszedł do przedszkola zadowolony, ale wieczorem coś w jego wzroku było nie tak i się nie pomyliłam. Gdy Olga mierzyła mu temperaturę, to ja przygotowałam leki.

- Paracetamol w syropie? – upewniał się

- Też. Oraz oczywiście medycyna domowa – błysk w oku Bielińskiego był dla pani Nowak trudny do interpretacji.

- No to osłuchamy Cię, kolego – Bieliński podszedł do chłopca i podniósł mu koszulkę.

Bieliński osłuchał malca. Obejrzał ciało chłopca. Na skórze wykwitały małe pęcherzyki. Mężczyzna spojrzał na panią Nowak.

- Ospa wietrzna.

- Tak jak podejrzewałam – odparła kobieta – Ale wolałam to potwierdzić. A pan jest zdrowy Panie doktorze? – zapytała niespodziewanie babcia Gabrysia.

- Tak – spojrzał na nią morderczym wzrokiem – Tak się składa, że podobnie jak ten tutaj młody człowiek chorowałem na to w wieku dziecięcym. Dziękuję jednak za troskę.

- TO może pan zostanie na herbatę? – kobieta ewidentnie chciała zatrzeć złe wrażenie. Bieliński odczytał to jako: zapraszam pana na jednoosobową komisję śledczą. I nie ma pan wyboru.

- Dobrze, ale tylko herbatę. – odparł zrezygnowanym tonem. Miał podejrzenia, że przesłuchanie będzie długie i bolesne. Dla jego ego oczywiście.

Po uzyskaniu kaskady odpowiedzi od tego doktora Halina nie wiedziała, co myśleć. Z jednej strony chciała, by jej córka ułożyła sobie życie. Z drugiej – ten młody mężczyzna jeździ na misję. Po co cierpienia dla rodziny. Miał rację. Z ponurych myśli wyrwał ją płacz wnuka. Natychmiast poszła do pokoju i utuliła chłopca, podając mu herbatę z nutą melisy. Mały się uspokoił, ale tylko na chwilę.

- Hej Gabryś, wiem, że cierpisz. Z każdym dniem będzie lepiej. - mały patrzył takim wzrokiem, że kobiecie się serce łamało. – No już. Jak wyzdrowiejesz, to pójdziemy na duże lody.

Jak świat światem dzieci bywają przekupne. Zwłaszcza, gdy są chore i potrzebują mobilizacji do walki przy mniejszych problemach zdrowotnych. I najwyraźniej zadziałało to w przypadku Małego Nowaka.

Przyjaźń kiedyś może stać się miłościąWhere stories live. Discover now