Rozdział 4

70 9 0
                                    

Zamek jest niewielki. To tylko przygraniczna strażnica otoczona murem. Lecz panuje tu porządek – w osobie najmłodszego ze Schwarzingerów – Konrada. Teraz jednak coś wisi w powietrzu. I nie są to kryształowe żyrandole.

Na dziedzińcu stoi niemłody już mężczyzna. Jego ciemne włosy, spięte po żołniersku w kitkę na karku, poprzetykane są siwizną. Nerwowo chodzi z jednego końca bramy do drugiego. Lekka zbroja pobrzękuje miarowo.

Nagle mężczyzna unosi spuszczoną dotąd głowę i nasłuchuje. Nie myli się. Słyszy tętent końskich kopyt. Ktoś się zbliża. To na pewno ten oddział, który wysłałem w pościg za szpiegiem – stwierdza nerwowo człowiek – udało im się? Proszę, niech im się uda – myśli patrząc w niebiosa. Niestety bogowie zgotowali mu inną niespodziankę.

Brama stoi otworem.

Na dziedziniec niczym sztorm w zimowy poranek wpada czarny koń. Oczywiście nie sam. Na jego grzbiecie brawurowo trzyma się szczupły jeździec. Pociąga za wodze, a koń staje dęba. Jeździec opiera dłonie o biodra i bardzo pewnym siebie głosem mówi:

- Oto jestem. Czy ktoś się tego spodziewał? – gość śmieje się szyderczo – o widzę, że czekał na mnie sam pan Schwarzinger. Cóż za powitanie. Kopę lat, drogi Bruno.

Jeździec zeskakuje z konia i podchodzi do osłupiałego Schwarzingera z otwartymi ramionami. Mężczyzna wzdryga się, ponieważ poznaje ten głos, tą sylwetkę, to zachowanie. Nie ma pojęcia jednak co zrobić.

- No co, nie przywitasz się? – gość pyta wyraźnie udając zdziwienie, a następnie ściąga kaptur. Na plecy opada mu długi czarny warkocz, a zielone oczy śmieją się złośliwie.

- Lilli...? – Schwarzingerowi ze zdumienia i wzruszenia głos drży. Na dziedziniec wjeżdża reszta oddziału. Oglądają całą scenę z wielkim zdziwieniem.

- Ha, nie spodziewałeś się tego ojczulku, co? – mówi Lilli i podchodzi bliżej ojca.

- Moja mała dziewczynka wróciła! – krzyczy mężczyzna, a później, ku wielkiemu jej zdumieniu skraca dzielący ich dystans i obejmuje ją potężnymi ramionami. Lilli czuje się taka mała. Niezbyt jej się to podoba. Ona nie jest już mała.

- O, nagle jednak mnie kochasz? – unosi brew w zapytaniu – a może dostaliście jakąś bardzo ważną matrymonialną ofertę, w sam raz dla mnie?

Ojciec zagryza wargi. Jego córka trafiła w sedno. Lecz nie było to tak, że jej nie kochał. Wręcz przeciwnie, Lilli to jego ulubione dziecko. Tylko nieco się nie dogadywali.

- Wszyscy za tobą tęsknimy – mówi w odpowiedzi – Argo źle zniósł twoją ucieczkę, jako rodzeństwo byliście sobie bliscy. No i jeszcze Lukrezia...

- Co z nią? – zaniepokojona Lilli chwyta ojca za rękę.

- Kilka dni po twoim zniknięciu popadła w obłęd. Gada od rzeczy i boi się wszystkiego – stwierdza ze smutkiem Schwarzinger.

Lilli zaciska usta i pięści. Spuszcza głowę, lecz już po chwili dumnie odmaszerowuje w stronę zabudowań zamku. Wchodzi drzwiami i kieruje się na wieżę, gdzie od zawsze mieścił się jej pokój. Zastaje go w nienaruszonym stanie, szerokie łoże z baldachimem wciąż przykryte jest czerwoną, aksamitną kapą, a na ścianach wiszą wspaniałe obrazy z życia rodziny.

Dziewczyna rzuca się na łóżko, lecz nie ma chwili spokoju. Nie zdąży nawet zdjąć butów, gdy słyszy pukanie do drzwi. Burczy coś w stylu Idź do diabła i odwraca się tyłem. Zaraz po tym słyszy głos ojca.

- Czy ty wiesz kim był człowiek, któremu pomogłaś? – mężczyzna nie jest zadowolony.

- Nie mam pojęcia – odpowiada beztrosko dziewczyna – niech zgadnę... to mój kolejny narzeczony? – pyta i wybucha złośliwym śmiechem.

- Może w równoległej rzeczywistości – burczy ojciec – a więc uświadomię ci kogo raczyłaś wspierać. Czy słyszałaś w swych jakże dalekich i światowych wojażach o pięknym kraju nazwą Westeria – Lilli przewraca oczami i wzdycha. Westeria to jeden z dwóch obecnie uznawanych krajów w ich świecie. Jej ojciec jednak nie daje się zbić z tropu – musiałaś słyszeć, a jakże. Moja córka jest w końcu taka światowa. Lecz domyślam się, że rodziny królewskiej owego kraju osobiście nie znasz. To by wyjaśniało twoją pomyłkę. Otóż z owego gówna, jakim jest pościg z zamku Missisiwii na karku, wyciągnęłaś następcę tronu Westerii – Wrenista. I przypominam ci, droga panno, że twój stryj nie cierpi nieposłuszeństwa.

Lilli wstaje i z gniewem w oczach spogląda na ojca. Nie zna czegoś takiego jak zaskoczenie czy niedowierzanie. W swoim życiu nauczyła się, że możliwe jest wszystko. Jak na przykład następcy tronu szlajający się po rowach sąsiedniego królestwa. Teraz dziewczyna dziękuje bogom za opanowanie.

- I co z tego? – pyta ironicznie – też jest człowiekiem. A ludziom się pomaga.

- Ostrzegam cię, Lilli, nie przeginaj – ojciec gniewa się już nie na żarty.

- Och, a to czemu? – unosi brwi w niewinnym geście – bo zamkniesz mnie w wieży i karzesz wyjść za mąż. Cóż za przykrość, że nie mam już sześciu lat. A ty lepiej uważaj, żeby ci serce z emocji nie stanęło – Lilli nie wie czemu jej reakcja jest tak ostra. Przecież Wren jest dla niej nikim. Czemu go broni? Może dlatego, że ta wojna nie ma sensu.

Schwarzingerowi aż oddechu brakuje, tak jest zaskoczony bezczelnością własnej córki. Ona natomiast mruży zbyt mocno, zdaniem ojca, umalowane oczy. Wyciąga przed siebie dłoń i cedzi przez zęby:

- Zejdź mi z oczu, bo nie chcesz usłyszeć tego, co jestem gotowa teraz powiedzieć. Oboje będziemy żałować – mówi spuszczając nieco z tonu.

- Nie pójdę, dopóki nie zostanę przeproszony – zapiera się ojciec.

Lilli niemalże wrze z gniewu, więc krzyczy:

- Wyjdź stąd natychmiast i najlepiej nigdy nie wracaj! – przy tym czuje mrowienie na skórze i po chwili dookoła jej rąk pojawiają się płonące smugi ognia. Otaczają jej ciało, płoną w rytm bicia jej serca. Posyła tuż pod nogi przerażonego mężczyzny ognistą kulę, która wybucha z głośnym hukiem. Przez otwarte drzwi zagląda służba oraz stryj i jego żona, najwidoczniej zwabieni hałasem. Teraz w ich oczach widać wielki strach.

Dziewczyna unosi się kilka centymetrów nad podłogę i wskazuje płonącym palcem na drzwi w wymownym geście. Perswazja działa i już po chwili ojciec cofa się w kierunku wyjścia. Zanim zdąży tam dojść Lilli uspokaja się, przymykając oczy i opada na klęczki, a ogień dookoła przygasa. Jeszcze zdąży spojrzeć w oczy ojca nim zamkną się drzwi. Jego spojrzenie jest pełne smutku i żalu.


Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now