Rozdział 25: Powrót do życia

15 1 0
                                    

                Wioska była cicha. Rozgwieżdżone niebo pokrywały niewielkie, szare chmurki. Wszystko pogrążone było w błogim i pełnym spokoju śnie. Tylko Sheila nie mogła zmrużyć oka. Jej myśli były zbyt zajęte. Umysłem ciągle wracała do momentu, gdy znalazła tajemniczą dziewczynę. Cała ta sprawa nie dawała jej spokoju. Ponadto była zaniepokojona. Najmądrzejszy człowiek w wiosce i, według jej opinii, na świecie - szaman, nie miał pojęcia kim nieznajoma jest, wydawał się czymś przestraszony.

Sheila nie wytrzymała już tej nocy i wstała zobaczyć znów oddzielone od reszty namiotu posłanie rannej. Cicho wsunęła się za kotarę i usiadła u wezgłowia. Od kiedy została znaleziona dziewczyna ocknęła się tylko raz i to na krótko, tak więc Sheila nie mogła zaspokoić swojej ciekawości. Przez większość czasu nieznajoma leżała spokojnie, lecz teraz zaczynała majaczyć w gorączce. Z medycznego punktu widzenia było to dziwne. Dziewczyna powinna była zginąć od razu, wykrwawiając się. A nawet jeżeli udałoby się zatamować upływ krwi, wdałoby się zakażenie i umarłaby po kilku dniach z gorączki, gdyż została ranna około pięciu dni temu.

Lecz ona, jeszcze prawie dziecko, organizm miała nadzwyczaj silny. Co mogła tutaj robić? Kto ją zranił? Kim była? Te niezadane pytania dręczyły wszystkich mieszkańców wioski, ale Sheilę szczególnie. Coś poruszało ją teraz do głębi. Jeszcze nigdy się tak nie czuła. Ponadto do osady przybył jakiś dziwny młodzieniec. Zachowywał się niby normalnie, ale bardzo usilnie unikał namiotu Sheili i jej rodziny.

Teraz kobieta siedziała tuż przy młodej podróżniczce. Słowa, które ta wypowiadała w malignie zasadniczo miały sens. Nieznajoma w kółko wyjaśniała komuś, że musiała iść, że przeprasza i bardzo tęskni. Adresatem jej słów był mężczyzna o imieniu Wren. Dziewczyna zaciskała pięści i jęczała. Na chwilę zamilkła. Wtedy mówiła już innym tonem i do kogoś innego. Gniewała się na niego i przygryzała wargi. W pewnym momencie westchnęła i otworzyła oczy. Zielone. Jak szmaragdy. Rozejrzała się wokół i zmarszczyła czarne brwi. Nie była zaskoczona widokiem Sheili. Jej wzrok przetoczył się beznamiętnie po ścianach i zatrzymał na otworze dymnym na czubku namiotu.

- A więc to był tylko sen – wyrzekła głośno i wyraźnie. – Nie ma cię tutaj... A ja tak tęsknię.

- Kim jesteś? – Sheila chwyciła się szansy. Nie dała poznać po sobie zaskoczenia, jej twarz była nieprzeniknioną maską. Uczyła się tego od najwcześniejszych lat życia.

- Zapytaj mnie o wszystko, a odpowiem ci – stwierdziła z kwaśnym uśmiechem – Ale tego akurat nie wiem. Daj mi teraz wrócić do snu. Jest przyjemniejszy od jawy.

Po tych słowach zamknęła oczy i odwróciła się plecami do Sheili. Jej oddech się uspokoił. Zasnęła.

Następnego dnia około południa Sheila wyszła z dziećmi na spacer. Pogoda była piękna. Słońce świeciło nie przysłonięte jeszcze jesiennymi chmurami. Kobieta nie miała pojęcia jaką szansę traci wybierając czas spędzony z rodziną.

Lilli otworzyła oczy i wpatrzyła się w błękit nieba dokładnie nad nią. Przez chwilę myślała intensywnie. Chciała, aby czas się cofnął i znów czekała na Wrena w obozie na granicy. Znajdowała się również w namiocie. Wszystko kojarzyło jej się z ukochanym. Teraz nie miała widoków na spotkanie z nim. Nie wiedziała nawet gdzie jest. Po za tym nie mogła wrócić z pustymi rękoma. Obiecała, że sprowadzi pomoc. Ciekawe co dzieje się na północy podczas gdy ona wyleguje się w łóżku? Jej gorąca krew nie cierpiała bezczynności. Musiała coś zrobić ze sobą, ruszyć wreszcie tyłek i zabrać się do właściwego zadania, z którym tu przybyła. Co tej Elizie strzeliło do głowy? Prawie zabiła kogoś kto był teraz bardzo potrzebny.

Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now