Rozdział 18: Obrad Dalszy Ciąg

22 2 0
                                    

W komnacie króla Arreda od rana panował ruch. Wielu paziów krzątało się, aby ubrać monarchę. Poza tym dyplomaci chcieli za wszelką cenę uzgodnić niezliczoną ilość spraw. W to zamieszanie z hukiem i hałasem wkroczyła Lilli. Stanęła z podniesioną głową przed królem. Monarcha gestem wyprosił wszystkich z pokoju.

- Witaj. – powiedział patrząc na nią z podziwem. Mimo wszystkiego ona ciągle trzymała się nie upadając niżej niż większość ludzi, których sytuacja była lepsza.

- Czego Wasza Wysokość żąda? – spytała wydymając usta.

- Zasadniczo twoja wizyta tutaj nie ma celu – zaczął Arred – zaprosiłem cię, ponieważ nie chcę, abyś najadała się wstydu na obradach. Spójrz na siebie! Taki strój jest co najmniej nieodpowiedni.

Dziewczyna rzeczywiście wyglądała jak siedem nieszczęść. W obszarpanym płaszczu, brudnych butach, z umorusaną twarzą i poplątanymi włosami nie przedstawiała sobą odpowiedniego dla szlacheckiej córki widoku. Nie przejmowała się jednak tym.

- No i co z tego? – wzruszyła ramionami.

- Nalegam, Liliano – król spojrzał w jej oczy z prośbą, a nie z rozkazem, mimo tego co mówił. – wrażeniem też można wyrobić sobie poparcie. Bardzo mi na tym zależy.

- Yhm... – mruknęła przeciągając się – dobra.

Monarcha klasnął w dłonie, a do komnaty wbiegły, kłaniając się, trzy dziewczyny. Były widocznie przygotowane, bo od razu spojrzały na Lilli krytycznym wzrokiem. Czekała je masa roboty.

Najpierw musiała się wykąpać. Nie pozwoliła im, zrobiła to sama. Gdy już czysta i pachnąca, w bieliźnie pojawiła się w garderobie, niewielu by ją poznało. Służki od razu wzięły się do zajęcia. Rozczesały wilgotne jeszcze krucze sploty Lilli i splotły je w dobieranego kłosa z lewego na prawy bok głowy i opadającego swobodnie na ramię. Sięgał dobrze poniżej pępka. Prawy policzek był zasłonięty grzywką, aby ukryć ranę. Wetknęły jej we włosy bladoróżowe kwiaty tuż przy uchu.

Teraz zabrały się za makijaż. Najpierw nałożyły cienką warstwę cieni na powieki dziewczyny. Nie potrzeba było dużo, gdyż Lilli była wystarczająco ładna. Pokojówki pomalowały jeszcze rzęsy i ten etap był skończony.

Następnie wyciągnęły z szafy piękną zielono – czarną suknię. Miała długie ciasne rękawy prawie przezroczyste. Dekolt był pokryty czarną siateczką. Spódnica była obcisła i rozcięta z boku, pokrywały ją czarne kwiaty na zielonym tle.

Gdy Lilli ją ubrała była już zupełnie odmienioną dziewczyną. Sukienka podkreślała jej szczupłą figurę uwypuklając krągłości w odpowiednich miejscach. Makijaż sprawił, że była jeszcze ładniejsza nie zasłaniając naturalnego piękna. Na nogi założyła buty pozornie nie nadające się do chodzenia. Ujrzawszy je, dziewczyna zmarszczyła czoło. Jak można było się poruszać w pantofelkach na obcasie nie miała w ogóle pojęcia. Nigdy czegoś takiego nie nosiła. Przyzwyczajona była bardziej do jazdy konnej niż noszenia sukni. Na lewą dłoń założyła czarną rękawiczkę, aby zasłonić poparzenia i uchronić się przed uszkodzeniem zdartej skóry.

Ale mimo to poruszała się zgrabnie. Obudziła się w niej wrodzona gracja. Wróciwszy do króla wyglądała jak prawdziwa kobieta. Nawet on nie mógł się powstrzymać przed westchnieniem zachwytu. Ruszyli teraz razem na obrady, na które wszystko było już gotowe. Sala wyglądała prawie tak samo jak dnia poprzedniego. Tylko na tronie od strony Westerii siedział kto inny. Na jego widok Lilli okryła się rumieńcem. Młodszy królewicz na szczęście jej nie poznał i spokojnie rozmawiał z innym młodzieńcem zasłoniętym przez filar podtrzymujący balkon.

Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now