Rozdział 9

42 6 0
                                    




W stajni przybyło koni, to niezaprzeczalny fakt. Po śladach, które Lilli dostrzegła przed warownią, można się zorientować, że przybył orszak. A po wciągniętych na wieże szkarłatnych flagach można się zorientować, że orszak nie był zwykłym, nieważnym orszakiem, które często pojawiały się w zamku.

Stryj wita ją już na progu, z nieukrywaną niechęcią. Jednak coś musiało go skłonić do wyjścia ze swej nory. Moja wartość wzrasta, stwierdza Lilli z ukontentowaniem.

Zeskakuje z konia i rzuca wodze pachołkowi, który, nie wiedzieć czemu, zjawia się błyskawicznie i kłania jej niemalże do ziemi.

- Mamy kilka spraw do obgadania – mówi stryj zamiast powitania.

- Zamieniam się w słuch – dziewczyna nawet nie stara się ukryć, że ją to nie interesuje.

- Na osobności – naciska mężczyzna nie zwracając uwagi na jej humory.

Wchodzą do głównej sali, w tej chwili pełnej nieznanych dla Lilli żołnierzy, a potem skręcają w boczny korytarz i idą do samego końca mijając po drodze drzwi do pomieszczeń gospodarczych. Stają przed wejściem pokoju, w którym zawsze odbywały się rozmowy nie mogące wyjść poza ściany komnaty. Lilli wie o tym, w dzieciństwie często bawiła się tam i nierzadko podsłuchiwała.

- Czy to aż takie ważne? – pyta znudzona – jestem zmęczona i...

- Bez dyskusji – ucina jej wywody hrabia.

Wchodzą do pomieszczenia. Za biurkiem siedzi jakiś mężczyzna, którego twarz wydaje się Lilli znajoma. Jest młodszy od jej stryja, ma najwyżej trzydzieści kilka lat. Hrabia kłania się z uniżonością, a Lilli z przyzwyczajenia prostuje się jeszcze bardziej, hardo unosi głowę mrużąc oczy i uśmiechając się bezczelnie. Po sekundzie jednak dostaje taką sójkę w bok, iż stwierdza z niechęcią, że zostanie tam wspaniały, fioletowozielony siniak.

- Możemy zaczynać, wasza wysokość – Schwarzinger schyla się jeszcze niżej i przylepia na usta wyćwiczony, uległy uśmieszek przebiegłego polityka – to właśnie moja bratanica, Liliana, o której ci, panie, opowiadałem.

Cholera, znowu jakiś król – jęczy Lilli w duchu – dlaczego to zawsze ja muszę oglądać ich obleśnie skrzywione gęby? – stwierdza, widząc niezadowolone oblicze monarchy. Szybko jednak przypomina sobie, że twarz Wrena jest dla niej idealnie przystojna. No ale on nie jest jeszcze królem – usprawiedliwia się – jego ojciec jest pewnie jeszcze brzydszy od tej maszkary.

- Witaj, Liliano – mówi chłodno król – czy wiesz czemu tu jestem? – pyta odważnie patrząc w jej oczy. Jednak nawet wspaniały król Serinu nie jest w stanie utrzymać kontaktu wzrokowego z tą dziewczyną.

- Nie – stwierdza z przekąsem – Nikt nie raczył mi tego oznajmić. Dopiero przed chwilą wróciłam z krótkiej, bo krótkiej, ale jednak niewoli u wroga. Ale pewnie chodzi o kolejny mariaż czy inną politykę, która mnie nie interesuje.

- Nie tym tonem, głupia dziewucho! – syczy jej do ucha stryj, ale nie przynosi to żadnego skutku, poza jej pogardliwym wzrokiem.

- Otóż jestem tu po to, aby oznajmić ci swoją królewską wolę – mówi dalej władca, nie przejmując się jej zachowaniem – wspólnie z sejmem stwierdziliśmy, że, według słów wyroczni, masz poprowadzić naszą armię do zwycięstwa. Nad Westerią.

- Haha, bardzo śmieszne – Lilli unosi brew i uśmiecha się półgębkiem – pomyliliście przepowiednie.

- Ach tak? – pyta król ze szczerym zaciekawieniem – więc to ty masz rację, a my się mylimy? Zresztą, nieważne – macha ręką lekceważąco – i tak od mojej woli nie ma odwołania. Zrobisz to i koniec, kropka.

- A cóż takiego mówił ten wasz wróżbita, że jesteście tak pewni swojej racji?

- Było tam dużo bełkotu w jakimś obcym języku. Słowa, które były zrozumiałe brzmiały mniej więcej tak: „Nadejdzie dziewczyna posiadająca starożytną magię. Zaprowadzi ona pokój i zwycięży wroga, który już od wielu lat nam zagraża. Nikomu innemu się to nie udało i nie uda." Później trans jasnowidza się skończył. – wyjaśnia król. Lilli stwierdza, że nie jest już tak pewny siebie.

- I od razu wiedzieliście, że to ja? – powątpiewa dziewczyna – niedługo wasza wyrocznia nie będzie potrzebna, bo sami wymyślicie i naciągniecie wszystko tak, aby pasowało do waszej polityki i woli.

- Obrażasz mój majestat – mówi król, lecz w jego głosie nie ma owej godności, z jaką zaczynał rozmowę, co Lilli stwierdza z niemałą satysfakcją – lecz potrzebujemy cię, aby wygrać wojnę i wzmocnić nasz kraj. Jutro jedziesz ze mną do stolicy. To rozkaz – oznajmia z naciskiem.

- Pojadę tam, gdzie będę chciała – uświadamia ich dziewczyna. Musi przecież wykonać swoje zadanie, bardzo ważne zadanie. A przepowiednia, o której mówił Wren, nie oświeciła jej względem tego, co ma robić w najbliższym czasie. Najpierw ta tajemnicza „zła moc" musi się obudzić. – ale że akurat nie mam co robić, mogę z wami pojechać – kłamie jak z nut. Jadąc w stronę stolicy łatwiej jej będzie uciec. – żegnam.

Wychodzi, dumnie unosząc głowę. Zanim zamknie drzwi jednak, w jej oczach igrają złośliwe iskierki. Trzaska drzwiami tak mocno, że trzęsą się ściany zamku. Dodatkowo pozostawia w komnacie bombę z opóźnionym zapłonem. Już po chwili słyszy przekleństwa króla osmalonego żarem w wybuchającej lampy na olej. Lilli uśmiecha się z triumfem i idzie się spakować.

* * *

Poranek jest chłodny, zamglony oparem znad rzeki. Zimne powietrze owiewa jasne włosy króla i szarpie jego ciemnobrązowym, futrzanym płaszczem. Hrabia Schwarzinger stoi obok i ze zniecierpliwieniem wyłamuje palce.

- Gdzie ona się podziewa?! – z frustracją zadaje pytanie w przestrzeń.

- Nie można kogoś po nią wysłać? – król podaje pomysł.

- Nikt nie chce – wzdycha Schwarzinger z rezygnacją – boją się.

W tym momencie boczne drzwi otwierają się z wielkim impetem i staje w nich obiekt rozmowy. Jej czarne włosy powiewają na wietrze, a na twarzy znów widać ten bezczelny półuśmieszek, tak denerwujący stryja.

Lilli powoli idzie do stajni i wyprowadza osiodłanego już konia. Wskakuje na grzbiet i pożegnalnym, oziębłym spojrzeniem obdarza stryja i cały jego zamek. Orszak króla jest gotowy od dwóch godzin, które spędzili na oczekiwaniu na nią, więc ruszają od razu. Dziewczyna patrzy na monarchę i do głowy wpada jej pewien pomysł. Zna reputację króla, jak i plotki o śmierci jego dwóch poprzednich żon. Ukochany władca Serinu – Arred jest niepoprawnym bawidamkiem. Lilli zamierza to wykorzystać.

Zaczyna rozmowę, podczas której robi różne wymyślne miny, jak i stosuje nie tak powszechnie znane sposoby, aby uczynić mężczyznę napalonym.

Gdy król jest już widocznie zauroczony jej wdziękami, ona tylko rzuca czar spowalniający na wierzchowce oraz ogłupiający na ludzi i popędza konia, po czym znika w porannej mgle pośród ciemnego lasu.

Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now