Rozdział 43: Sierść i Kły

20 0 0
                                    


Lilli przeniosła się na szczyt urwiska, które niczym skrzydło ptaka, półkolem otaczało wioskę. Nagość jej nie przeszkadzała, była w końcu sama. Co z tego, że każdy mógł wejść tam bez żadnego problemu, nikomu przecież nic nie padło na umysł, aby wspinać się na tak wysoką ścianę. Dziewczyna odprężyła się i wyciągnęła szczupłe ciało na pokrytej rzadką trawą skale, wystawiając je na promienie słońca.

Jej rozleniwiony umysł wyłączył się na chwilę, więc magiczny dar tę nieuwagę wykorzystał. Lilli, sama nie wiedząc jak, znalazła się w miejscu, gdzie pozostawiła ubrania. Zmiana była wyraźna – twardą i szczeciniastą trawę zastąpił miękki delikatny piasek. Odszukała porozrzucane części garderoby i założyła na siebie. Poleżała jeszcze chwilę, po czym skierowana głodem ruszyła do wioski. Teraz przyjrzała się lepiej zabudowaniom i stwierdziła, że chatki splecione są z cienkich gałęzi tak, że pozostawały między nimi dziury. Dachy pokrywała sucha trawa. Dojrzała również niższe od chat budynki, jeśli tak to można je w ogóle nazwać. Te małe chaty stały tylko przy dwóch lub trzech mieszkaniach. Ciekawe co w nich może mieszkać? – zamyśliła się Lilli.

Szła dalej w niewiadomym kierunku, ponieważ nie miała pojęcia gdzie może znaleźć Sheilę, a głód w niej narastał. Zbliżyła się właśnie do jednego z tych małych domków. Okazało się, że nie mają one drzwi, a w kształcie przypominają psie budy widywane często na wsi.

Lilli przeszła obok chatki i miała zamiar iść dalej, gdy nagle usłyszała ciche warknięcie. Wychodziło na to, że domek jest rzeczywiście psim mieszkaniem. W ułamku sekundy z otworu w ścianie wypadł wielki, sięgający jej mniej więcej do pasa brytan o szarawo brązowej sierści i, co nie uszło uwadze dziewczyny kłach długich na dobre dwa centymetry. Pies wciąż gardłowo warczał i szczerzył zęby, a jego ciemne oczy wpatrywały się w Lilli z wrogością.

Sparaliżowana ze strachu dziewczyna, nie myśląc długo, rzuciła się do panicznej ucieczki. Nie chciała stać się ofiarą nieszczęśliwego wypadku z udziałem zwyczajnie nieinteligentnego zwierzęcia. Brytan ruszył za nią w pościg. Zaszczekał kilkakrotnie i z innych bud wyskoczyły pozostałe psy. Lilli zaczynała tracić oddech, a ból w nodze rósł z każdym ruchem. Zwierzęta doganiały ją. Przerażenie sięgnęło zenitu. Zatrzymała się niezdolna do dalszego biegu i ujrzała przed sobą tylko otwarty pysk największego psa, który skoczył ku jej gardłu. Zdążyła tylko jeszcze krzyknąć i zamknęła oczy szykując się na największy ból jakiego kiedykolwiek doznała – ból rozrywanych mięśni, ból rozszarpywanego kłami ciała. Jednak nie to poczuła. Udało jej się utworzyć barierę, od której pies odskoczył ze skowytem.

Na miejsce zdążyli już, rzecz jasna, przybyć ludzie. Zjawiła się wśród nich również Sheila i jej ojciec. Lilli nie zdążyła jeszcze wyrzucić z siebie strachu i przerażenia, więc stała pod ognistą kopułą bariery z trzęsącymi się nogami i nieregularnym oddechem.

 Sheila podbiegła do wystraszonej dziewczyny i roztrzęsionym głosem spytała:

- Nic ci nie jest?! – przy tym rozejrzała się dookoła i spróbowała rozeznać się w sytuacji, ale nic najwidoczniej nie przychodziło jej do głowy.


- Co się stało? – dodał wychodząc zza niej stryj Lilli.

- Nie, no wszystko w porządku – po złapaniu oddechu, dziewczyna wypluła z jadem te słowa – nie nauczyliście się trzymać psów na smyczy?

- One nigdy nikogo nie skrzywdziły, to łagodne stworzenia, więc nie było takiej potrzeby – odparł Brego Schwarzinger. – coś takiego nie powinno było się zdarzyć.

Tam, gdzie rosną róże ~ KorektaWhere stories live. Discover now