Rozdział 5

1.8K 90 3
                                    

Dziękuję za motywację @molymoly_blog  i @xnggx1
Kocham Was!

Miłego czytania!

Wpatrywałam się pustym wzrokiem w dobrze mi znany napis. Zegar na cmentarnej kaplicy wybił godzinę ósmą. Ubranie, które miałam na sobie było całe mokre i lepiło się do mojego ciała, jednak nie przejmowałam się tym. Widziałam, że muszę o siebie dbać, bo mój organizm jest osłabiony, ale w tym momencie miałam to gdzieś.

Nagle poczułam rozsadzający ból w okolicach skroni. Zacisnęłam mocniej powieki, próbując to zignorować. Jednak nie było to takie łatwe.

- Super tego mi jeszcze brakowało- powiedziałam pod nosem.

Moi rodzice wylecieli dzisiaj rano na konferencje do Hiszpanii, mają dopiero wrócić w przyszłym tygodniu. Wiedziałam, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest zadzwonienie do Ashtona- syna kierowcy mojego taty. W tym miesiącu pan Irwin zachorował więc jego syn go zastępuje. Lubie go, dobrze się ze sobą dogadujemy, może dlatego, że różnica wieku między nami wynosi zaledwie trzy lata.

Wyjęłam z plecaka swój telefon i wybrałam dobrze znany mi numer. Po kilku sygnałach usłyszałam charakterystyczny głos chłopaka. Podałam mu ulice i poprosiłam żeby po mnie przyjechał, on natychmiast się zgodził i powiedział, że już jedzie.


- Hope wszystko dobrze?- usłyszałam głos Asha, jednak nie miałam siły by unieść wzrok. Każdy nawet najmniejszy ruch powodował coraz mocniejszy ból.

- Proszę..- nie mogłam nic z siebie wydusić. Poczułam jak unosi moje ciało delikatnie do góry i gdzieś z nim idzie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i mocno zacisnęłam piąstki na koszuli chłopaka. Po chwili moje ciało ogarnęła senność, której się oddałam w całości.


Widziałam tylko ciemność, dochodziły do mnie poszczególne szepty jednak nic z nich nie rozumiałam. Próbowałam walczyć z zamkniętymi powiekami jednak to było zbyt silne. Znów odpłynęłam w krainę snów.

Poczułam uporczywe pulsowanie w okolicy skroni. Przed oczami zaczęły pojawiać mi się białe plamki, które stawały się coraz większe i zlewały się ze sobą, tworząc jedną całość. Po chwili udało mi się zwalczyć opadające powieki i zobaczyłam delikatnie rozmazany obraz. Zamrugałam kilkakrotnie i dopiero wtedy widziałam wyraźniej. Znajdowałam się w sali szpitalnej.

- Szlak- mruknęłam pod nosem i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Ściany i pościel były przerażająco białe, zawsze odstraszało mnie to w szpitalach. Odwróciłam głowę w prawą stronę i dostrzegłam kroplówkę, która dzięki gumowatej rurce była połączona z moją ręką poprzez wenflon.

Nagle do pomieszczenia wszedł doktor White z Megan- jedną, z pielęgniarką.

- Oj Hope- powiedział doktor, kręcąc przy tym głową.

Zaczyna się- pomyślałam

- Wiem, wiem- powiedziałam cicho i uśmiechnęłam się słabo- Miałaś o siebie dbać, mówiłem ci: zero siedzenia na dworze do późna, zero sportu i najlepiej to, zero życia- naśladowałam głos pana White'a, robiąc przy tym śmieszne miny. Usłyszałam cichy chichot Megan i po chwili jej zawtórowałam.

- Widzę, że humor cię nie opuścił- powiedział doktor kręcąc z politowaniem głową. Cała nasza trójka znów zaczęła się śmiać- Dobrze, przejdźmy do mniej przyjemnych spraw. Badania- momentalnie moja mina zrzedła. Nienawidziłam tego ponieważ wiedziałam co to oznacza, kolejne diagnozy.

What Do You Mean?Where stories live. Discover now