Rozdział 23

605 48 28
                                    

Dedykowany wszystkim czytelnikom, nie wiem co bym zrobiła, gdyby Was nie było. 

Miłego czytanie❤

*Narracja trzecioosobowa*

Czy to możliwe, że po tylu latach, nieustannych rozczarowań, w końcu będę mogła normalnie żyć? Nie będę martwiła się o jutro? Zacznę, żyć pełnią życia? Czy to oznacza koniec tego koszmaru i możliwość rozpoczęcia nowego etapu? Bez bólu, bez cierpienia, bez obaw, a co najważniejsze bez tej cholernej białaczki? Czy to możliwe, że mi, Hope Brown uda się zwalczyć mojego największego wroga, który chce pozbawić mnie jakiejkolwiek nadziei? Czy to dzieje się na prawdę?- młoda dziewczyna siedziała na szpitalnym łóżku i ze łzami w oczach przyglądała się swojemu zdjęciu, na którym razem z przyjaciółmi przytulała i płakała, było to zdjęcie wykorzystane przez Justina do akcji, akcji dzięki, której ona przeżyje.

Kiedy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi, szybkim ruchem starła łzy, które pozostały na jej policzkach i odłożyła ramkę na szafkę obok. Odwróciła się w stronę dochodzących kroków i ujrzała swojego ukochanego, wraz z jej rodzicami, z których emanowało szczęście. Podeszli oni do swojej jedynej córki- albo nie do końca jedynej, okazało się, że Anastazja jest w szóstym miesiącu ciąży i razem z Leo spodziewają się swojego pierwszego, biologicznego dziecka, co Hope wprowadzało w jeszcze większą radość- i obydwoje zamknęli ją w szczelnym uścisku. Justin stał obok i przyglądał się temu ze wzruszeniem, on sam strasznie tęsknił za swoją rodziną, ale postanowił, że odwiedzi ją dopiero po operacji Hope, i to nie sam, a z nią. Po chwili został jednak pociągnięty przez panią Brown i wciągnięty w ten rodzinny uścisk.

- Dziękujemy ci- usłyszał załamujący się głos mamy Hope- Dziękujemy ci z całego serca- powtórzyła i objęła jego twarz obiema dłońmi- Dziękuje ci, że uratowałeś naszą córkę, że dałeś jej nadzieję, której niestety nawet my nie potrafiliśmy jej dać. Dziękuje ci, że byłeś przy niej, za- Justin nie pozwolił jej skończyć i szybkim ruchem przyciągnął ją do siebie, pozwalając jej na spokojne ulotnienie się z niej emocji i wybuchnięcie płaczem w jego ramionach.

- Nigdzie się nie wybieram. Zawsze przy niej będę- dodał- Z resztą po tym jak mnie odnalazła i pokazała co to miłość, nie zamierzam jej oddać nikomu- dodał tym razem patrząc się prosto w czekoladowe oczy swojej ukochanej, która aktualnie była wtulona w tors swojego ojca.

Po wszystkich wykonanych badaniach, doktor stwierdził, że dziewczyna jest gotowa do przeprowadzenia zabiegu, który miał się odbyć następnego dnia. Jednak wcześniej poprosiła o ważną dla niej rzecz.

- Jesteś pewna, że chcesz to wiedzieć?- upewniał się po raz setny tego dnia doktor.

- Tak, jestem tego pewna- odpowiedziała z pewnością w głosie. Dokładnie wiedziała, czego chce- Chcę poznać tę osobę.

- Hope, ale czy..

- Jeśli zamierza się mnie pan znów spytać, czy jestem pewna- wtrąciła- Przysięgam, że nie wytrzymam i to pan będzie potrzebował przeszczepu, a nie ja- rzuciła, przy okazji posyłając w jego stronę mordercze spojrzenie, jednak po chwili dodając do tego delikatny uśmiech.

- Radziłbym się jej posłuchać i uwierzyć na słowo- ostrzegł mężczyznę Justin, który cały czas siedział obok Hope, widział, że doktor chciał jeszcze coś powiedzieć, więc jedynie pokręcił przecząco głową- Nie radziłbym, to pogorszy tylko pana sytuację. Mam w tym doświadczenie.

- Już dobrze- westchnął mężczyzna w białym fartuchu i wyszedł z gabinetu.

- Powiedz mi teraz, ale szczerze, jesteś pewna?- zapytał Justin, mocniej ściskając dłoń ukochanej.

What Do You Mean?Where stories live. Discover now