Rozdział 11

1.2K 73 10
                                    

Hope

- Nie! Nie ma nawet takiej opcji!- mówiłam, chodząc nerwowo po pokoju. Chociaż słowo mówić, w tych okolicznościach to trochę za dużo, powiedzmy szczerze, darłam mordę jak nienormalna- Co ty sobie myślisz? Że nagle powiem im wszystkim: " Hej, mam białaczkę szpiku od roku i nie wiem, czy jeszcze długo pożyje!"

- Może nie w takich słowach, ale powinni wiedzieć- odpowiedział Dany, który starał się być spokojny- Powinnaś powiedzieć o tym Holly, jest przecież twoją najlepszą przyja...

- No właśnie!- przerwałam mu- Jest moją przyjaciółką! Nie chcę jej obciążać swoimi problemami!

- Ale przyjaciołom się ufa i mówi o takich sprawach. Przyjaciele są po to żeby pomagać!- dodał nieco głośniej.

- Ale ja nie potrzebuje pomocy! Radzę sobie doskonale!- podeszłam nieco bliżej- A ty- dźgnęłam go palcem w klatkę- Nie waż się nikomu o tym mówić- wysyczałam przez zęby- Szczególnie jej i jemu. Obiecaj mi- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy- Obiecaj!- krzyknęłam kiedy nic mi nie odpowiadał.

- No dobra!- również podniósł głos i pokręcił niezadowolony głową- Ale to źle się skończy, zobaczysz- mówiąc podszedł do łóżka i chwycił leżącą na nim dżinsową kurtkę- Każdy potrzebuje wsparcia, szczególnie kiedy ma ciężką sytuację, nie da się wszystkiego załatwić samemu, dobrze to wiesz- rzucił mi znaczące spojrzenie.

- Dlatego powiedziałam o tym tobie- wstałam i podeszłam do niego- Daj mi też trochę czasu, sama dopiero staram sobie wszystko poukładać, nie jest to takie łatwe, zawsze miałam gdzieś tą małą iskierkę nadziei, że wyzdrowieje, że nigdy nie będę musiała przyjmować chemioterapii, wiem, dziecięce myślenie, jednak pomagało mi- mówiłam patrząc mu prosto w oczy- Dany boje się- powiedziałam prawdę, pierwszy raz od jakiegoś czasu powiedziałam komuś prawdę. Nie udawałam. W tym czasie rudzielec zmniejszył dzielącą nas odległość i mocno przytulił- Tak cholernie się boje.

- Wiem, Hope- przyciągnął mnie mocniej do klatki- Wiem to.

Staliśmy tak w ciszy przez parę minut, każde było pogrążone we własnych myślach. Z niewiadomych powodów zaczęłam myśleć o moim ojcu. O naszym ostatnim spotkaniu, o rozmowie i o wizytówce jaką mi dał. Może powinnam mu o wszystkim powiedzieć? Jestem jego córką, a on, nie wiadomo jak bardzo bym się przed tym broniła, jest moim ojcem.

- Hope- zaczął niepewnie Dany. Ja wiedziałam o co mu chodzi, w domu czekali na niego przyjaciele. Posłałam w jego stronę, delikatny uśmiech, kiedy już się od siebie odsunęliśmy i powiedziałam ciche:

- Idź już- on na to cmoknął mnie przelotnie w czoło i kiedy już chwytał za klamkę dodałam- I tak, pogadam z Holy. Myślę, że ty jej też wpadłeś w oko- mrugnęłam w jego stronę, na co on jedynie odpowiedział mi prychnięciem.

Po wyjściu rudzielca, od razu rzuciłam się na łóżko, przykryłam szczelnie kołdrą, czując przez to przyjemne dreszcze, przeszywające moje ciało. Ułożyłam się w wygodnej dla siebie pozycji i starałam odpłynąć w krainę snów. Po paru minutach udało mi się.

*

- Hope, przysięgam, znajdę tego ptaka i go, kurwa, zajebie!- groźby mojej przyjaciółki roznosiły się prawdopodobnie po całej szatni, jak nie szkole. Natomiast mój śmiech niósł się po całym Nowym Yorku- Jak on mógł na mnie nasrać?! I z czego ty tak rżysz?!

- Wiesz- mówiłam, starając się nie udusić się ze śmiechu- Na świecie jest miliony różnych gatunków ptaków, jak chcesz znaleźć tego jedynego?- wykrztusiłam z siebie.

What Do You Mean?Where stories live. Discover now