Rozdział 15

1.2K 87 10
                                    

Z dedykacją dla moly_and_moly
Miłego czytania WSZYSTKIM! 📖

*Narracja trzecioosobowa*

Łzy spływające po jego policzku były odzwierciedleniem całego bólu, który siedział w nim przez dwanaście lat. Były one mieszaniną bólu i poczucia winy jakie, budząc się co rano i widząc promienie słońca, muskające jego twarz, odczuwał. Nie mógł się nigdy pogodzić z przeszłością, z tym jak wszystko spieprzył, nie tylko swoje życie, ale również obu swoich córek. A teraz, kiedy miał szansę wszystko naprawić, czas był ograniczony. Teraz kiedy odnalazł swoją najmłodszą córeczkę, Ktoś tam u góry postanowił mu ją zabrać.

Wpatrywał się, w równie mocno załzawione oczy brunetki. Widział, że cierpi, widział to bardzo dobrze, ale nie mógł jej pomóc. Nie wiedział jak może jej pomóc. Zobaczył trzęsącą się dłoń na blacie stolika swojej córki, która siedziała na przeciw niego, bez zastanowienia chwycił ją i ścisnął. Chciał pokazać jej, że jest tu, że może na niego liczyć, że nie jest tą samą osobą, która porzuciła ją bez walki tyle lat temu.

- Jestem tu- powiedział Michael, jeszcze mocniej zaciskając swoją rękę na jej.

- Wiem- powiedziała cicho i przetarła wolną ręką łzy, które spływały po jej policzkach jak krople deszczu, podczas burzy- Zostań tu, potrzebuje cię- dodało bardziej do siebie niż do mężczyzny, jednak on to usłyszał, a w jego głowie pojawił się promień nadziei na to, że jego córka, którą tak mocno zranił, wybaczy mu.

- Nigdzie się nie wybieram Hope- oznajmił mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Jutro miał wyjechać do Kanady, by objąć nową, ważną i dobrze płatną posadę, jednak postanowił jeszcze dziś wieczorem wysłać e- maila, odnośnie rezygnacji. Ważniejsza była dla niego Hope, która sprawiła, że on się zmienił. To przez stratę jej i Angeli zrozumiał, że rodzina była dla niego wszystkim i bez niej, nie umie sobie poradzić, że jest nikim.

- A co z Justinem?- ciszę między nimi przerwało, ciche i spokojnie wypowiedziane pytanie brunetki.

- Powinnaś mu powiedzieć, nie tyle co o przeszłości, a o chorobie, tak samo innym przyjaciołom.

- Mówisz jak Dany- prychnęła pod nosem i opuściła swój wzrok w dół, uważnie przyglądając się stolikowi, przy którym siedziała- Nie chcę im nic mówić. Wole, żeby dowiedzieli się kiedy będzie po wszystkim, a mnie już nie będzie. Niż żeby teraz cierpieli i..

- A myślisz, że później nie będą cierpieć?- przerwał jej ojciec i popatrzył prosto w oczy- Będą się w tedy jeszcze bardziej obwiniać, że nie mogli ci pomóc, że nic nie wiedzieli. Jeśli im nie powiesz ich cierpienie będzie sto razy większe. Jak ty byś się czuła na ich miejscu?

Brunetka uważnie analizowała pytanie Michaela. Co ona by zrobiła? Sama nie wiedziała. Pewnie załamała by się, od zawsze była bardzo wrażliwa i przejmowała się innymi. Jednak nie mogła sobie wyobrazić żeby na przykład, to co przytrafiło się jej, miało się przydarzyć Holly, czy innemu z jej znajomych.

- Nie wiem- powiedziała zgodnie z prawdą- Nie mogłabym się z tym pogodzić- oznajmiła i wyjrzała za okno, za którego szybą rozpościerał się wspaniały widok, jednak Hope, nie miała nastroju do zachwycania się nim- Czuję się jak w jakimś kiepskim filmie- powiedziała cicho i znów przeniosła swój wzrok na mężczyznę- Marnej produkcji, gdzie moja postań jest jednym wielkim nieszczęściem- oznajmiła smutno i upiła łyk pomarańczowego soku.

- Jesteśmy w filmie, a naszym reżyserem i producentem jest Bóg- powiedział tata brunetki, jednak szybko po swoich słowach usłyszał, pogardliwy śmiech.

What Do You Mean?Where stories live. Discover now