Rozdział 10

1.2K 79 6
                                    

Hope

Moje włosy wiatr rozwiewał we wszystkie strony, co nie ułatwiało mi wcale mojej sytuacji. Co chwilę potykałam się, przez co traciłam chwilowo równowagę, jednak na szczęście ani razu się nie wywaliłam. Tak, biegłam. Zapomniałam, że dzisiaj Ashton od rana był do dyspozycji tylko mojego taty. Ostatnio często zapominam o wielu rzeczach, jest to zapewne spowodowane ostatnimi wydarzeniami, a co najważniejsze spotkaniem z ojcem.

Wbiegłam cała zdyszana do szkoły. Wyjęłam z kieszeni dresowych spodni telefon i spojrzałam na wyświetlacz. Szlak! Był rozładowany! Dlatego pewnie nie zadzwonił mi budzik. Przeskakując co dwa schodki udałam się na drugie piętro i szybkim krokiem skierowałam się w kierunku drzwi. Wzięłam kilka uspokajających oddechów i otworzyłam je.

Tak jak się spodziewałam, wszystkie spojrzenia uczniów były skierowane w moją stronę. Świetnie, czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

- Panienka Brown- powiedziała starsza kobieta siedząca za biurkiem. Jej siwe włosy były zaczesane w idealnego koka. Wyblakłe oczy zdobił niebieski tusz do rzęs a usta czerwona szminka. Była ubrana w niebieską elegancką koszulę i idealnie opinające jej chude nogi, czarne spodnie.

Nawet ta stara jędza wygląda lepiej ode mnie. Super.

- Dzień dobry proszę pani- powiedziałam lekko zakłopotana całą tą sytuacją. Słyszałam śmiechy dochodzące z pod ściany i szepty na temat mojego dzisiejszego wyglądu.

- Cóż się takiego stało, że panienka zaszczyciła mnie swoją obecnością?- zapytała kąśliwie. Nienawidziłam kiedy mówiła do mnie "panienka". Ogólnie nienawidziłam jak do mnie mówiła.

Ponieważ jestem głupia i zamiast spokojnie ubrać się, umalować i dojść do szkoły omijając jedną lekcje, ja biegłam jak nienormalna, bo boje się pani?- cisnęło mi się to zdanie na usta jednak uznałam, że chciałabym pożyć jeszcze te dwa miesiące, bo mam plan do zrealizowania. Uśmiechnęłam się natomiast sztucznie i przesłodzonym głosem powiedziałam:

- Ponieważ biologia jest tak bliska mojemu sercu jak nic innego- następnie usiadłam w ostatniej ławce pod oknem i wyciągnęłam książki.

- Skoro tak to powiedz mi- o, pytanie na wstępie. Mam może telefon do przyjaciela, albo jakieś inne koło ratunkowe- Jaki jest obieg krwionośny żaby?

- Duży i mały- odpowiedziałam z lekkością.

Banalne.

- Nie- powiedziała twardo- Andre- zwróciła się do chłopaka siedzącego pod ścianą, który miał minę, jakby w jego głowie, stado małych ludzików biegało i krzyczało, szukając kartki z odpowiednim rozwiązaniem.

- Mały i duży- odpowiedział dość zdezorientowany.

- Dobrze- powiedziała z tym swoim uśmieszkiem na twarzy i wróciła do zapisywania notatki na tablicy. Ja natomiast chwyciłam swój piórnik, zacisnęłam na nim mocno paznokcie i analizowałam w głowię, czy opłaca mi się w nią rzucić z szansą 0,01%, że nie zorientuje się kto to, czy z szansą 0,09% , że straci przytomność no i z najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem 99%, że zorientuje się kto to był, zadzwoni do moich rodziców i będę miała przesrane.

Po dłuższym namyśle uznałam, że lepiej jak wezmę kilka wdechów i zabije ją w głowie, jak to zwykle robię.

Kiedy po raz dziesiąty wymyślałam torturę dla Webb, zapewne rozmarzoną miną, zadzwonił dzwonek, natychmiast podbiegła do mnie Holly, a po jej minie uznałam , że ledwo powstrzymuje się, żeby nie wybuchnąć mi śmiechem prosto w twarz.

What Do You Mean?Where stories live. Discover now