Rozdział XI

6.7K 504 120
                                    

Poe kulturalnie wskazał na srebrne drzwi, na których lekko lśniła rdza.

- Oto twój pokój. - Odpowiedział z wypiętą piersią. Rey zaśmiała się. Ten chłopak miał poczucie humoru.

- Dziękuję. - Odpowiedziała i już miała otwierać drzwi, ale ponownie odwróciła się do pilota. - A co z BB-8? Nie widziałam go dzisiaj. - Zapytała, krzyżując ręce na piersi. Poe spojrzał na sufit.

- Biedny ma przegląd. Trochę ucierpiał na poprzednich misjach. - Powiedział z lekkim smutkiem. On i Rey bardzo lubili tego droida. Potrafił poprawić nastrój każdemu. - Ale raczej wyjdzie z tego cało. - Poe nagle odzyskał humor. - I nie zapomnij o dzisiejszym zebraniu. - Mrugnął do dziewczyny, obrócił się na piętach i poszedł w stronę wyjścia, pogwizdując pod nosem. Rey z uśmiechem pokręciła głową. Wcisnęła guzik, a drzwi się otworzyły. Ujrzała nie za wielki pokój, w którym panowała szarość. Szare ściany, szare meble. Wkroczyła do środka i rozglądnęła się. Po swojej lewej dostrzegła zakurzone biurko i obrotowe krzesło... na którym ktoś siedział. Zmieszała się. Owa postać była odwrócona, a swoje nogi miała położone na stoliku. Dziewczyna poprawiła kosmyk swoich włosów.

- Przepraszam, musiałam pomylić pokoje. - Powiedziała, a w myślach skarciła Poe. Osoba siedząca nawet nie drgnęła.

- Nie, nie pomyliłaś. - Po głosie dało się rozpoznać, że był mężczyzną. Rey przeszedł dreszcz. Owa postać zdjęła nogi z biurka i odwróciła się do dziewczyny, która była blada jak ściana. - Dziwisz się, że mnie widzisz? - Zapytał z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Rey w jednej chwili przecięła krzesło mieczem świetlnym na pół. - Spokojnie. - Powiedział, opierając się o ścianę na drugim końcu pokoju.

- Skąd... Skąd się tu wziąłeś? - Zapytała Rey. Nie dawała po sobie ukryć, że jest mocno zaskoczona obecnością Rena.

- Z kosmosu. - Uśmiechnął się i pokręcił oczami. Dziewczyna się skrzywiła. - Twój przyjaciel Lando jednak jest taki głupi na jakiego wygląda. Wystarczy jedna mała sztuczka i już kontroluję jego umysł. - Dłonią przygładził swoje kruczoczarne włosy. Rey nie miała odwagi, aby wypowiedzieć jakiekolwiek słowo do nieprzewidywalnego chłopaka. - Wyłącz go. - Wskazał brodą na miecz. Rey nieufnie na niego popatrzyła. Jednak coś jej kazało posłuchać rozkazu chłopaka. Dezaktywowała go, ale nadal trzymała go w swojej małej dłoni.

- Co tu robisz? - Zapytała.

- Chciałem cię odwiedzić. - Ren rozejrzał się po pokoju. - Jakoś o mnie nie myślałaś.

Rey jednak go nie słuchała. Musiała ostrzec innych. Imperium wie, gdzie się ukrywają i mogą zaatakować w każdej chwili. Dziewczyna podbiegła do drzwi, ale te nie otwierały się. Odwróciła się do chłopaka i zauważyła, że trzyma wyciągniętą dłoń.

- Rośniesz w siłę, ale to jeszcze nie jest wystarczające. - Stwierdził. - Nie bój się o swoich... przyjaciół. To jedynie zdrajcy. Mi nie są potrzebni. - Powiedział.

- To po co tu przybyłeś? - Spytała Rey, lekko dysząc. Nie wiedziała czy dzieje się to ze złości, czy ze zdziwienia.

- Po ciebie.

Miecz świetlny poleciał w stronę Rena, ale chłopak wyminął go, przesuwając głowę w przeciwną stronę od lecącej broni.

- Nie dzisiaj. - Uśmiechnął się. To była chyba najgłupsza decyzja Rey. Rzucenie miecza świetlnego. Teraz nawet nie ma jak się bronić. - Chcę cię jedynie spytać czego pragniesz.

- Świętego spokoju. - Odpowiedziała bez namysłu.

- Dostaniesz go, jeśli dołączysz do ciemnej strony mocy. - Powiedział jeszcze szybciej.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz