Rozdział XXI

6.3K 439 156
                                    


Rey zamknęła oczy i próbowała oczyścić swój umysł ze wszystkiego. Musiała się skoncentrować. Nie mogła go nienawidzić. Czekała, aż ten pierwszy ją zaatakuje. Wtedy ona będzie mogła odeprzeć atak i zadać mu cios. Nie może mu ulegnąć. Jest Jedi, stoi po jasnej stronie - nie ciemnej. Miłość mogła dużo więcej od złości. Kiedy poczuła spokój, otworzyła oczy. Tak, jak się spodziewała, ujrzała Kylo. Jednak ktoś za nim stał... Ta postać jaśniała lekko na niebiesko i spoglądała na zdziwioną dziewczynę. To był Anakin Skywalker. Kiwnął do niej głową, nie spuszczając z niej wzroku i zniknął. To był znak. Ona musi go sprowadzić na jasną stronę! Jednak tak bardzo chce go zabić...

- Na co czekasz? - Zapytał po chwili. - Zaatakuj mnie, zabij. Pomścij Hana Solo. - Mówiąc to, zacisnął zęby. Te słowa nie bolały tylko dziewczynę. Ren umierał powoli w środku. Każde wspomnienie o jego ojcu sprawiało, że czuł się winny.

- Nie jestem taka jak ty. - Odpowiedziała mu spokojnie Rey. Skywalker dał jej lekkie ukojenie w sercu. - Nie zamierzam cię atakować. - Odparła.

- Zabawne, przed chwilą mówiłaś zupełnie coś innego. - Odpowiedział z sarkastycznym uśmieszkiem na twarzy.

- Naszło mnie pewne objawienie. - Dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku. Wciąż miała przed oczami byłego Darth'a Vadera.

- Szkoda. - Powiedział i z prędkością światła pobiegł w jej stronę. Trzymał miecz poziomo, jakby chciał ją na niego nadziać. Ta ponownie zanurzyła się w Mocy i w ostatniej chwili się osunęła. Klinga Kylo wbiła się w szybę. Ten nie zważając na nic, wyszarpnął ją z niej. To był ogromny błąd. W pokoju nagle zrobiło się chłodno, a całą atmosferę zaczęło ściągać w stronę dziury. Rey podbiegła do barierki i się jej mocno chwyciła. Ren na drugim końcu pokoju odskoczył i pochwycił się drzwi. Okno zaczęło się rozpadać, a statkiem lekko zatrząsnęło. W końcu po szybie nie zostało już nic.

Z oczu Rey poleciało parę łez. Bała się, że się puści i zostanie wessana przez tą otchłań. Spojrzała na Rena, który miał zamknięte oczy. Prawdopodobnie chciał wykorzystać Moc, aby utrzymać równowagę. Dziewczyna nie chciała zmarnować okazji. Zauważyła panel, który znajdował się niedaleko Rena i wyciągnęła przed siebie dłoń. Mocno drgała i czuła wewnątrz ból, jednak to musiało się udać. Jej oddech stawał się coraz cięższy. Coś się działo. W jednej sekundzie panel odczepił się od podłogi i poleciał w stronę Rena. Jeszcze go nawet nie dotknął, a Rey poczuła nieprzyjemny i przeszywający chłód. To Anakin. Miała go nie zabijać, a powstrzymać. Moc prowadziła ją dalej. Kiedy Ren dostał ciężkim przedmiotem, stracił przytomność i poleciał w stronę otchłani. W tym samym czasie Rey pobiegła w jego stronę, chwyciła go za szatę, jego miecz schowała za pas i chwyciła się ponownie barierki. Wszystko to w ułamku sekundy. Tylko dzięki Mocy działy się rzeczy niemożliwe.

Teraz było jedynie gorzej. Myślała, że już dłużej nie wytrzyma. Nie potrafiłaby wybiec z pomieszczenia... Chwila. Przecież zawsze musi być jakaś nowa osłona w razie awarii! Już lekko się uśmiechnęła, jednak zbladła, kiedy przypomniała sobie, że właśnie wyrwała panel, skazując siebie na tą sytuację. Przedtem przynajmniej nie musiała go trzymać. Szaty Rena zaczęły się pruć i ich pierwsza warstwa poleciała w stronę kosmosu. Rey skupiła się. Może nie mogła uruchomić osłon elektronicznie, ale mogła to zrobić Mocą! Zamknęła oczy... W takiej sytuacji trudno było się skupić. Zawył kolejny alarm, informujący o ewakuacji statku. To jeszcze bardziej nie pomagało. Jednak to co jej mówił mistrz... Widziała swoją matkę, która próbowała ją ochronić. Wsadzała ją do jakiegoś statku z mężczyzną, którego nie znała, ale kojarzyła. Wszystko było rozmazane. Z krzykiem kazała pilotowi ruszać, a drzwi się zasunęły... Zasunęły. Nagle wszystko ustało. Rey upadła na kolana, a Ren całkowicie opadł nieprzytomny. Udało się.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz