Epilog

5.8K 420 365
                                    

Chłopak o kruczoczarnych włosach chwycił swój maleńki model X-winga i zaczął udawać, iż jego przedpokój to ogromny kosmos. Zaś jego ściga okropny Najwyższy Porządek. Przynajmniej takie bajki opowiadała mu do snu babcia Leia. Zawsze twierdziła, iż ta organizacja nie ma z nim najmniejszych szans. A Anakin jej wierzył.

Wujek Hux zawsze krzyczał na babcię, kiedy ta zaczynała zgłębiać się w swoje opowieści. Potem zaczynała płakać, a wujek tego nie lubił. Zawsze przepraszał babcię, tuląc ją do siebie. I tak babcia z wujkiem trwali długie lata. Wychowywali małego chłopczyka na Tatooine w dawnym domu Skywalkerów. Żyli bardzo skromnie. Babcia i wujek często lecieli gdzieś daleko.

Babcia Leia w tajemnicy przed wujkiem mówiła, że lecą do armii Anakina, która stawia się Najwyższemu Porządkowi. Zawsze dodawała, że mama i tata są dumni z tego, że jest dobry i pragnie stawić czoło złu. Jednak Anakin nie widział ani mamy, ani taty. No, może we śnie. Widział ich sylwetki. Wiedział, że go kochają. To oni mu to powiedzieli.

Jednak babcia Leia odeszła. Wujek Hux mówił, że jest w lepszym miejscu. Jednak Anakin widział, jak płacze w nocy. Było mu przykro. Zawsze wykonywał dla niego specjalne laurki. Wujkowi najbardziej podobały się jego portrety i podkreślone rude włosy. Po każdej takiej sytuacji kładł chrześniaka spać, opowiadając mu historię o pani kapitan, która zrzekła się zła dla generała, ginąc na bazie wroga i o dwóch Jedi, dla których liczyło się jedynie wybawienie Galaktyki. Ci najbardziej zapadli chłopakowi w głowie.

Nagle model myśliwca upadł na podłogę, rozbijając się na dwa kawałki. Anakin westchnął ciężko. To już drugi w tym tygodniu. Miał nadzieję, iż wujek Finn pomoże mu go skleić. Jednak to pewnie Poe będzie miał przy sobie mocny klej... jak zwykle. Jejku, ile miał tych wujków. Z dzieciństwa pamiętał jeszcze jednego. Ogromny i włochaty Wookie, który także udał się do lepszego świata. Anakin już dawno wiedział, co oznacza ten świat.

Miał bowiem trzynaście lat i nie był już takim dzieckiem, jak kiedyś. Nie potrzebował bajek na dobranoc, choć nadal miewał koszmary. Kiedy panowały burze, zawsze udawał się do wuja, z którym potem spał. Nie wiedział, czym to jest wywołane. Po prostu bał się ciemności. Kochał światło. Kochał słońce i kochał Tatooine. Jednak nienawidził piasku. W jego pokoju panowała istna pustynia, nie wspominając o jego łóżku.

- Anakin! - Usłyszał głos wuja, który zapewne przyleciał z jego wymyślonej planety D'Qar. Chłopak jedynie chwycił swojego rozbitego myśliwca i schował go za plecami.

- Tak, wujku? - Zapytał, kiedy ujrzał rudowłosego mężczyznę, wchodzącego do pokoju. Ten od razu podszedł do kuchenki, aby zaparzyć sobie kawę.

- Myślisz, że tego nie zauważyłem? - Zapytał, nawet nie spoglądając na chrześniaka. Anakin zaczerwienił się i opuścił dłonie, w których trzymał części modelu. - Poe powinien się tym zająć. - Stwierdził, wyciągając kubek z szafki.

- Co dzisiaj robisz, wujku? - Zapytał chłopak, kopiąc powietrze. Chciał spędzić z nim trochę czasu, zwłaszcza dlatego, że ostatnio był zbyt zajęty i nie miał dla niego czasu.

- Zostaję tutaj. Będę z tobą cały dzień. - Odparł beznamiętnie, jednak uśmiechnął się pod nosem. Tęsknił za Anakinem. Tęsknił za Benem i Phasmą... Za Rey także. Przez trzynaście lat żył w świadomości, że nie żyją... Że już ich nie wyzwie od najgorszych. Że już ich nie zobaczy. Że już ich nie przytuli. Ich po prostu nie było. To samo z Organą. Prawie rozbił kubek, przypominając sobie jej oczy pełne miłości. Przez parę lat traktowała go jak syna. Jak własnego syna, choć nawet o to nie prosił. Wiadomo, czasami kłócili się jak stare, dobre małżeństwo, jednak zawsze pocieszali się nawzajem.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz