Rozdział LIII

4.9K 403 315
                                    

Rey wybudziła się ze snu. Dłonią otarła pot na czole, a za chwilę chwyciła za butelkę z wodą i wypiła jej całą zawartość. Śniły jej się dziwne rzeczy... Widziała Bena, który z kimś walczył. Ten ktoś wydawał jej się być bardzo znajomy. Bała się, iż ten sen może okazać się prawdą. Czy jej kochankowi groziło jakieś niebezpieczeństwo? Oby nie.

Nie chciała, aby teraz stała mu się jakaś krzywda. Wstąpiła dziś do punktu medycznego, aby wziąć jakieś leki na zawroty głowy, a dowiedziała się pewnej rzeczy, która zmieniła jej życie. Z początku płakała z rozpaczy, jednak później się uspokoiła. Jeśli Ben będzie z nią, wszystko będzie dobrze. Będą rodziną. 

Zerknęła na zegarek. Skrzywiła się, kiedy uświadomiła sobie, że ledwo dochodzi osiemnasta. Co będzie robiła przez ten cały czas? Czekać na kolacje, aby ją ponownie zwrócić? Jak było ze śniadaniem i obiadem? Przez cały dzień wymiotowała i raczej nic poza tym. Tak bardzo kręciło jej się w głowie, że miała ochotę strzelić sobie w łeb. Tak, to by było najlepsze rozwiązanie. Dziewczyna wstała na przekór bólowi i rozciągnęła się. Postanowiła przespacerować się po Niszczycielu. Nawet nie ona  - Moc tego chciała. 

Zabrała więc swój miecz świetlny i zawiesiła go na plecach. Wyszła luźnym krokiem, chowając dłonie do kieszeni. Raz na jakiś czas kopała powietrze, wzdychając ciężko. Na myśl o tym, że jutro ponownie czeka ją trening ze Snokiem, przechodził ją dreszcz. Miała ochotę rzucić się w próżnię kosmiczną. Kiedy na korytarzu minął ją jakiś szturmowiec, obdarowała go piorunującym spojrzeniem. Rey ucieszyła się tym, że zdobyła szacunek na tym okręcie. Przynajmniej nie musi się z nikim użerać - wystarczy na kogoś spojrzeć i już ucieka, gdzie pieprz rośnie. Rey zamyśliła się. A gdzie właściwie rośnie pieprz? Nie wiedziała tego, ale z chęcią zjadłaby coś z ogromną ilością pieprzu...

Ktoś chwycił ją za ramiona i zaciągnął do schowka. Ponownie przez nieuwagę jej usta zostały zakneblowane dłonią. Tym razem jednak się nie wyrywała. Wiedziała, kto jest sprawcą. Wolała poczekać, aż ją uwolni, niż ponownie skopać tyłek Huxa. I rzeczywiście, kiedy drzwi się zamknęły, ten ktoś ją puścił.

- Generale, nie musi się pan zachowywać jak... - Odwróciła się, jednak zamiast tego ujrzała dwójkę szturmowców. - Co się dzieje? - Zapytała niepewnie.

- Jaki generał?! O co ci chodzi?! - Zapytał żołnierz, trzęsąc zdziwioną Rey. Drugi mężczyzna zachichotał.

- Benie, nie bądź zazdrosny. - Stwierdził. Szturmowiec przestał potrząsać zdziwioną Rey. Ta spojrzała na niego z otwartymi ustami. Żołnierze ściągnęli swoje hełmy. Ukazał jej się Luke Skywalker i... i Ben! Natychmiastowo się na niego rzuciła, aby obdarzyć go namiętnymi pocałunkami. Solo nie miał nic przeciwko i z chęcią je przyjmował. W końcu czuli swoją bliskość... Mieli siebie. Nic innego się nie liczyło... Oprócz Skywalkera, który przerwał im krząknięciem.

- Ekhem, kochani, to nie pora na pieszczoty. - Stwierdził. Spojrzał na swoją maskę, która wyglądała, jakby uśmiechała się od ucha do ucha. - Ben, jesteś genialny!

- To już wiadomo. - Stwierdziła słodko Rey, całując swoją miłość w czoło. - A co zrobił? - Zapytała nagle, odwracając głowę do Skywalkera.

- Kiedy moja Moc nie zadziałała... - zaczął, spuszczając wzrok - ...po prostu powalił szturmowca na ziemię... a potem drugiego. I wstęp na statek mieliśmy już gwarantowany. - Stwierdził, drapiąc się po karku. Rey zmarszczyła nos i skrzyżowała ręce na piersi.

- Jak to Moc ci nie działała? - Zapytała ironicznie, uśmiechając się pod nosem. Ben objął swoją miłość ramionami i spojrzał na wuja, który czerwienił się coraz bardziej.

Kochaj Albo Giń - Reylo ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz