Rozdział dziewiąty: Plan Campbella

1K 81 28
                                    


Nowy mundur był cały czarny. Jeśli dobrze pamiętał, wojska alianckie nosiły podobne podczas II wojny światowej na początku XX wieku. Nie był w stanie nic powiedzieć o stroju japońskich sił. Nigdy nie interesował się historią. Te stroje amerykańskich wojsk kojarzył z jakichś filmów. Ciekawe, że dwa wieku później nadal ludzie o tym rozprawiali, a mieli tyle ciekawszych tematów!

- Myślałam, że się zgubiłam. – Isamu odwrócił się, a w drzwiach dawnej bawialni, czy jakąkolwiek funkcję pełniła kiedyś ta sala, stanęła Nubira.

Miała taki sam uniform, tylko, że przystosowany do kobiecej sylwetki. Czarna kurtka z podwójnym zestawem kieszeni po obu stronach zapinanego na ukryte guziki. Bojówki z kieszeniami na udach podkreślały jej umięśnione nogi. Jej małe stopy śmiesznie wyglądały w ciężkich, żołnierskich butach.

Ale coś w jej twarzy sprawiało, że wyglądała pięknie w tym mundurze, jakby była stworzona do tego, by go nosić. Kiedy uśmiechała się do niego, pomyślał, że tak oto powinna wyglądać twarz Zjednoczeniówki.

- Kawaii! – rzucił, specjalnie sięgając wysokich tonów i roześmiał się, gdy skrzywiła się.

- Jesteś okropny – stwierdziła i kilkoma krokami podeszła do niego, oplatając go ramionami w pasie – Martwiłam się o ciebie.

Objął ją, przyciskając ją do siebie.

- Ja też, siostrzyczko. – Pogłaskał ją po króciutkich włosach i uśmiechnął się do niej – Ale obiecuję, będę grzeczny.

Nubira prychnęła, odsuwając się od niego i spojrzała mu w oczy. Poczuł na skórze delikatne uszczypnięcia jej zdolności, gdy zajrzała mu w umysł, by poznać prawdę. Zmrużyła oczy.

- Nie kłamię. – Kariyashi uniósł obie dłonie w geście niewinności. Nubira westchnęła, odsuwając się od niego i pokręciła głową, ale uśmiechnęła się lekko.

Isamu nie musiał czytać jej w myślach, by wiedzieć, co właśnie sobie pomyślała. Nic się nie zmienił. Nadal był nieodpowiedzialnym, wyrośniętym kretynem. Tak, to chciała mu powiedzieć i on to wiedział. Ale ona też się nie zmieniła. Wciąż była zamknięta w sobie, cholernie tajemnicza i obowiązkowa ponad wszystko. On też ją znał.

Do sali niepewnie zajrzał kapral de Blaire i uśmiechnął się do nich niepewnie.

- Cześć – rzucił.

Kariyashi nie miał nic przeciwko zwykłym ludziom. Ale w kapralu było coś irytującego. Był zbyt normalny. Cokolwiek zmusiło go do dołączenia do tej dziwacznej grupy, nie była to logika. Chciał coś sobie udowodnić? Chciał w siebie uwierzyć? Chciał zaimponować komuś?

Nubira spojrzała na niego, ale z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Gdyby chciała, mogłaby zostać aktorką. Nie chciała.

- Cześć – odpowiedziała.

Belg wszedł do środka i chyba wyczytał coś z oczy Isamu, więc po prostu ich minął, stając na środku ogromnej sali i zadarł głowę, by przyjrzeć się ogromnemu kryształowemu żyrandolowi.

Isamu zmarszczył brwi. O ile, początkowo osądził go jako zwykłego, szarego żołnierza, o tyle z każdą chwilą de Blaire stawał się coraz bardziej pokręconą zagadką.

Przestań.

Nie mógł nic poradzić na nagły obraz równie tajemniczego siedemnastoletniego Isamu, który wrzuciła mu do głowy Nubira. Spojrzał na nią spod ciemnych rzęs i uśmiechnął się kwaśno. No właśnie dlatego przyjaźń z telepatami jest do dupy.

Korpus ZbawicielaWhere stories live. Discover now