Rozdział trzydziesty trzeci: Rubieże

391 47 14
                                    

  👽 CODZIENNOŚĆ - TEN TYP MES + DAWID PODSIADŁO👽 

– Jesteś pewny, że nie chcesz pozwiedzać miasteczka? – Roger ścisnął mocniej w dłoni uszy skórzanej torby z rzeczami Sashy. Nie było tego wiele.

– Nie. – Remi potarł podbite oczy. Chłopak zrobił się bardzo milczący ostatnio, jakby coś go od środka pożerało. Pułkownik Wesler mu się nie dziwił, był bardzo młody, życie jeszcze nie doświadczyło go tak dobitnie. Wydawało mu się, że Belg po prostu nie rozumie całej sytuacji, ale czuje poczucie winy. Jak cały korpus.

– Co masz zamiar robić w takim razie?

– Spać. – Szybka odpowiedź zaskoczyła bruneta, który przyjrzał się chłopakowi podejrzliwie. – Wybacz. Nie jestem dzisiaj w humorze. – de Blaire westchnął i potarł kark. – Śniło mi się, że moja córeczka zginęła. Rano żona do mnie dzwoniła, że mała leży w szpitalu z zapaleniem płuc.

– Jak tylko skończę to, możesz jechać do domu. Dostaniesz przepustkę. Należy ci się. Nie pojechałeś, kiedy my byliśmy w Stanach. – Roger uśmiechnął się lekko.

Chłopak kiwnął głową i powiódł spojrzeniem po sylwetce dowódcy. Jego wzrok zatrzymał się na torbie z rzeczami Lijowicz. Jego oczy zadrżały dziwnie. Poprawił się w fotelu i odchrząknął.

– Słuchaj... Przykro mi, zwłaszcza, że Louisa mi powiedziała, że Sasha spodziewała... – Zamilkł, kiedy Roger podniósł dłoń.

– Mi też jest przykro. Ale dzięki poświeceniu Sashy, planeta jest bezpieczna. Po prostu postarajmy się teraz okazać jej szacunek i... sprawić, żeby jej imię zostało otoczone dobrą chwałą. – Ciężko mu się mówiło o niej jak o relikcie przeszłości. Ale taka była prawda. Jego ukochana odeszła i zostawiła go tu samego. Musiał przełknąć gorycz rozpaczy, bo nie po to dziewczyna oddała życie, żeby on teraz trwonił je na depresyjne myśli i chęć porzucenia doczesnego świata. Od zawsze chciała tylko dobrego.

Westchnął i kiwnął głową, przymykając oczy. Wbił sobie paznokcie we wnętrze zaciśniętej na torbie dłoni, by się nie rozryczeć jak małe dziecko. Miał ochotę wyć, miał ochotę rozwalić coś, miał ochotę zabić tego skurwysyna przez którego jej już tu nie było. Ale nie mógł. Może to i dobrze. Może wtedy straciłby resztkę człowieczeństwa, jaką zaszczepiła w nim Sasha.

– Postaram wrócić wieczorem w miarę trzeźwy. – Obaj dobrze wiedzieli, że w rosyjskich zwyczajach zarówno przyjmowania gości, jak i żałoby duży udział miała wódka. Roger był na to przygotowany, że gdy przekaże Lijowiczom wiadomość o śmierci dziewczyny, będzie musiał podporządkować się tradycji.

– Będę czekać, ile trzeba. – Remi pokiwał głową. – Powodzenia.

– Dzięki. Dobrej zabawy.

Roger kiwnął mu głową i zszedł po trapie na płytę lądowiska, gdzie czekał dowódca oddziału, który na stałe stacjonował w Rubianach, trzysta kilometrów od Petersburga. Z tego co zdołał się dowiedzieć, miasteczko leżało ponad pięćdziesiąt kilometrów od miejsca, gdzie mieszkała rodzina Sashy. Na jego prośbę, ktoś ze Zjednoczeniówki miał go dostarczyć na miejsce, a potem odebrać.

Czarnoskóry oficer zasalutował pułkownikowi, a Roger kiwnął mu głową. Baza Armii wyglądała na małą, ale była punktem strategicznym. Nawet w małych miastach, gdzieś na końcu świata umieszczano takie bazy. Zjednoczone Narody Ziemi miały dokładny plan globalizacji i zapobieganiu rasistowskim oraz ksenofobicznymi zachowaniom w dobie braku granic na poziomie międzygwiezdnym.

Korpus ZbawicielaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz