Rozdział dwudziesty siódmy: Odbicia

476 53 11
                                    

  👽 BETTER NOW - CLOVES 👽 

Dach ukrytego lotniska bazy zabezpieczeń na jądrze na biegunie północnym otworzył się ze zgrzytem. Po ogromnej hali poniósł się ostrzegawczy krzyk, kiedy przywiany śnieg zsunął się wprost na maszyny pod nim. W ostatniej chwili włączyła się cząsteczkowa osłona, na której mas białego puchu się zatrzymał, zasyczał i wyparował. Łuna osłony padła na twarz Daphne, która czując na policzkach powiew arktycznego wiatru, mocniej przysłoniła się szalikiem.

Puchowa kurtka z kapturem obszytym futrem jakiegoś biednego szaraka dobrze izolowała od zimna, ale Weslerówna i tak nie była fanką niskich temperatur. Na szczęście jej i Isamu trafiła się do odwiedzenia ta pół-kula, na której trwał dzień polarny.

Kiedy wrócą do Chateau de Regina, Sasha i Nubi polecą na drugi biegun, żeby wytłumaczyć sytuację i ostrzec przed zagrożeniem. To było dość ciekawe doświadczenie. Mieć poparcie w swojej misji. Do tej pory każdy krok w stronę celu kosztował jej wiele wysiłku i samozaparcia, a teraz? Zjednoczeniówka była na każde ich skinienie. Cóż za paradoks.

Kariyashi ruszył w kierunku ich samopilotującej się małej jednostki latającej, a dziewczyna ruszyła za nim. Mała kapsuła wyposażona w dwa mikrosilniki falowe, sterowana przez komputer, nie wymagała ich udziału w kontrolowaniu wysokości i tak dalej. Dodatkowo wbudowane systemu same reagowały na zmieniające się warunki atmosferyczne. Byli bezpieczni, póki trzymali się z dala od sterów.

Weszli do malutkiej kabiny i usiedli na siedzeniach. Kiedy zapieli pasy system, włączył się, stalowe drzwi zamknęły się, a silniki samoczynnie zostały odpalone. Maszyna podniosła się, podczas gdy pasażerowie mogli spokojnie odpłynąć w myślach.

Daphne przez chwilę szukała wygodnej pozycji, żeby resztę podróży przespać. Mnóstwo pracy w Korpusie i nerwowa atmosfera oczekiwania na najdrobniejszy ruch ze strony Księcia Roghrocka dawała się we znaki. Nawet potrafiący wszędzie i zawsze zasnąć Isamu miał z tym ostatnio problemy.

Daphne zamknęła oczy i na chwilę nawet udało jej się odpłynąć, ale zaraz poczuła dziwne szarpnięcie w dole brzucha, gdzie drzemała jej moc. Zachłysnęła się powietrzem, otwierając szeroko oczy. Szarpnęła się do przodu, ale nie trzymały ją już pasy i poleciała twarzą prosto w wodę, która była zgromadzona na czarnym podłożu.

Poczuła jak przechodzi ją zimny dreszcz,, kiedy podniosła twarz i odsunęła z twarzy mokre włosy. Znajdowała się w rodzaju zaciemnionej kopuły, wszędzie gdzie spojrzała światło niewiadomego pochodzenia pochłaniała bezdenna ciemność.

Weslerówna poderwała się na równe nogi, nieufnie przyglądając się tej kotarze czerni, która ją otaczała szczelnym kokonem. Nie rozumiała, dlaczego się tu znalazła, ani w jaki sposób ten chory sen miał mieć związek z jej emocjami. Bo to był sen, prawda?

– Tutaj jestem. – Najeżyła się, słysząc ten szorstki, obcobrzmiący głos, ale nie dała po sobie poznać zdenerwowania. Bardzo powoli odwróciła się przez prawe ramię.

Kiedy jej wzrok padł na rodzaj ramy cztery metry przed nią, zacisnęła dłonie w pięści. Stał przed nią pomiędzy drewnianą, złoconą, iście książęcą oprawą i uśmiechał się szeroko. Jakby dobry wujaszek postanowił odwiedzić swoją ulubioną siostrzenicę.

– Co to ma być? – zapytała, rozprostowując dłonie i otwierając ramiona, żeby ogarnąć to wszystko, co ją otaczało.

– To? – Książę uniósł brwi i przyjrzał się sklepieniu. – Najbardziej intymne miejsce twojego umysłu – stwierdził po chwili głębokiego zastanowienia. – Tutaj wędrujesz, kiedy zasypiasz, ale jeszcze nie śpisz. Wejście do twoich wspomnień, emocji, myśli.

Korpus ZbawicielaWhere stories live. Discover now