Rozdział trzydziesty czwarty: Prawdziwe oblicze

359 48 3
                                    

  👽 DIVE - ED SHEERAN👽 

Roger podpalił papierosa i schował zapalniczkę do kieszeni spodni. Andriej wypuścił dym cygara. Smolisty zapach południowoamerykańskiego wyrobu drażnił nos podpitego pułkownika, ale procenty we krwi pomagały mu ignorować nieprzyjemności i skupić się na dostarczaniu nikotyny do płuc. Musiał kucnąć, by strzepnąć popiół do kamiennej donicy pełniącej funkcję popielniczki.

Dawno nie czuł takiej zabawnej lekkości, jaka towarzyszyła piciu wódki. Przyjemne ciepło i słodycz rozlewały się po rozmiękłych od alkoholu członkach. Miał wrażenie, jakby wszystkie kąty się zaokrągliły, świat naraz zrobił się taki przyjemny i delikatny. Bawiło go nawet palenie tego papierosa.

Z kolei jego towarzysz do kieliszka wpadł w bardzo melancholijny stan. To dziwiło Rogera, przecież powinni się cieszyć – Sasha uwolniła się od cierpienia, niebezpieczeństw i złudzeń bezpiecznego życia. Wróciła do Boga, czy w kogo tam chcieli sobie wierzyć Lijowicze. Wesler naprawdę nie chciał opowiadać się po żadnej ze stron. Chciał tylko świętego spokoju i żeby ten błogi stan nietrzeźwości trwał jak najdłużej.

– Stawianie grobu ma sens skoro nie ma ciała?

Roger spojrzał na niego zdumiony, że w ogóle przyszło mu coś takiego na myśl. Ten człowiek nie miał nic innego do roboty, tylko stawiać płyty z wyrytym imieniem?

– Grób Wiery też jest pusty, bo zakazali kopać ciała, żeby nie doszło do epidemii, gdyby coś się przedostało do rzeki... Co idiotyzm. Cmentarz nie jest nawet blisko... – bełkotał pod nosem Andriej. Spojrzał na siedzącego w kucykach pułkownika. – Chciałbyś jej grobu?

– Nie – odpowiedział natychmiast, wstając zbyt gwałtownie. Zachwiał się i musiał się oprzeć o barierkę otaczającą taras.

Profesor Lijowicz przyjrzał mu się uważnie. Jego oczy był piwne, tak jak Sashy. Wracały wspomnienia, tyle, że oczy Sashy były wiecznie żywe. Nawet pod wpływem alkoholu czaił się w nich ten błysk, zwiastun kłopotów, w które dziewczyna kochała się wpakowywać. Bardzo różniła się od swojego brata.

– Czemu?

Oficer chciał mu już odpowiedzieć, ale z jego kieszeni rozszedł się dźwięk połączenia przychodzącego na komunikator. Wyciągnął urządzenie i uniósł brew. Jakkolwiek zdobyła kontakt do niego, dobrze wiedział, czego chciała.

– Nie, lady Komuro, nie mam na to czasu.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Wreszcie usłyszał długie westchnięcie.

– Pułkowniku, nie dzwonię w tej sprawie – odezwała się dekielska szlachcianka. Poczuł się głupio, że tak na nią naskoczył. – Dowiedziałam się od senatora o Sashy.

Rogera chyba powalił właśnie wypity alkohol. Jego ciało gwałtownie ze stanu lotnego przemieniło się w stały. Prawie się przewrócił. To nie był najlepszy czas na tę rozmowę. Nie chciał o tym mówić. Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał wiedzieć, jak wszystkim było przykro z tego powodu. Nikt z nich tak naprawdę nie wiedział prawdy o Sashy.

– Roger, chcę ci tylko powiedzieć, że wycisnę z Garfielda ostatnią kroplę krwi, ale zmuszę go do obwołania Sashy bohaterką.

– Już widzę, jak ci wszyscy posłowie się na to godzą... – Czknął. – Przepraszam.

– Wiem, że wczoraj wypłynęła obława w Andach. Właśnie musiałam wysłuchiwać żony jednego z naszych kochanych polityków, która szykanowała Daphne, a przecież oboje wiemy, że twoja siostra, nawet jeśli do świętych nie należy, jest cudowna.

Korpus ZbawicielaWhere stories live. Discover now