Rozdział dziewiętnasty: Złote rodzeństwo

531 54 10
                                    

  👽 FRAGILE - ESPERANZA SPALDING&HERBIE HANCOCH👽 

Louisa z ulgą przytuliła brata do piersi. Pogłaskała jego złote włosy i uniosła twarz do siebie, żeby móc zajrzeć w szare oczy. Wyglądał normalnie, nie był nawet przerażony, chociaż kto go tam wiedział z jego Aspergerem.

Uśmiechnęła się do niego i puściła go. Wiedziała, że nie lubi za bardzo kontaktu fizycznego, więc zmusiła się do pokonania ogromnej potrzeby przyciśnięcia go do siebie i schowania kruchego ciała brata w jej bezpiecznych objęciach. Miał zadrapanie na policzku, ale poza tym najwyraźniej nic mu nie było.

– Czemu to zrobiłaś? – konspiracyjny szept wysokiego bruneta z kąta sali dobiegł ją mimo ściszonego tonu. Wysoko postawiony w Armii mężczyzna był bardzo młody. Tylko trochę młodszy od niej.

Louisa pomijała już fakt, że wszyscy faceci, których widziała w mundurach, byli bardzo przystojni. Z jakiegoś dziwnego powodu uniformy wojska robiły swoje i według niej bardzo podkreślał męskość danego osobnika.

– Nie masz pojęcia o negocjacjach, co? – prychnęła towarzysząca mu brunetka, którą Louisa pamiętała z przerażającego lotu nad jeziorem. Była niższa od swojego, zapewne, dowódcy, ale coś w jej postawie mówiło, że nie przejmuje się jego władzą nad swoją osobą, jakby w ogóle nie widziała takiej możliwości – przyjmować od kogoś rozkazów.

Prychnął i podniósł wzrok na Louisę, a usta mu drgnęły i uśmiechnął się szelmowsko. Blondynka była rozdarta między zironizowaniem tego zachowania a wycofaniem się zupełnym i lakonicznymi odpowiedziami na zadawane pytania. Uznała, że złotym środkiem będzie zduszony uśmiech i ponowne pogłaskanie Luki po włosach.

Brunetka odchrząknęła i podeszła do stołu, który oddzielał ich. Przezroczysta powierzchnia szkła odbijała jarzeniowe światło żarówek w sterylnej, białej sali, która przypominała pokój przesłuchać. Kto wiedział, czy nie planowali zakucia ich wcześniej w kajdanki.

– Proszę usiądźcie. – Wskazała im dwa krzesła i uśmiechnęła się miło, a nocne niebo ukryte w jej oczach zabłyszczało delikatnie. Siła jej spojrzenia sprawiła, że Louisa posadziła tyłek na krześle, ciągnąc za sobą Lukasa. Tej dziewczynie nie powinno się sprzeciwiać.

– Nazywam się Daphne Wesler – przedstawiła się, a jej nazwisko zapaliło blondynce czerwoną lampkę w głowie. Co prawda, nerwowe życie na Radisse nie pozwalało na śledzenie dokładnie najnowszych nowinek z przestępczego półświatka Drogi Mlecznej, ale rodzeństwo zbyt często korzystało z pomocy szarej strefy, by nie wiedzieć przed kim teraz siedzieli.

Pytanie nasuwało się samo. Co Gwiezdna Dziewczynka robiła w ośrodku Armii? I dlaczego nosiła ich mundur? Czyżby władza nad czarnym rynkiem, który trzymała w garści była jedynie mistyfikacją i ukrytym działaniem Parlamentu Galaktycznego?

– Pułkownik Roger Wesler – przedstawił się jej towarzysz.

Louisa śmiała wątpić w zbieżność nazwisk, więc postawiła na podejrzenie bardzo bliskiego pokrewieństwa.

Oboje usiedli naprzeciwko rodzeństwa Lucky. Pułkownik dotknął powierzchni stołu, która zalśniła zamieniając się w wielki ekran, pozwalający im swobodnie przyglądać się dostępnym do tej pory informacjom na temat blond dwójki.

– Jeśli się nie mylę, doktor Louisa Lucky i Lucas Lucky – powiedział, czytając ich dane. – Mieliście zostać przetransportowani z Radisse na Ziemię 19 czerwca 2158 ziemskiego roku. Po badaniu nie zarejestrowano was jako obdarzonych, zmutowanych lub chorych. Mimo to wczoraj podczas transportu doszło do jakieś dziwnej anomalii, a kiedy Korpus Zbawiciela przystąpił do akcji ratunkowej zaszczyciła nas pani pokazem przedziwnej zdolności.

Korpus ZbawicielaWhere stories live. Discover now