Tom 3
Jeżeli ktoś twierdzi, że uwielbia Disney i DreamWorks, ale nie zna Wielkiej Czwórki, to chyba jednak coś jest nie tak. Zainspirowana "Następcami" postanowiłam napisać historię czwórki przyjaciół, którzy zostali wybrani przez Księżyc, by chroni...
Wzgórza Szkocji skutecznie utrudniały promieniom słonecznym dostać się do Zamku DunBroch, gdzie książęta Harris, Hubert i Hamish przygotowali się na poranne polowanie. Piętro wyżej królowa Elinor nerwowo chodziła po swojej komnacie. Miała zaplanowaną lekcję z wnuczką, która nie raczyła się zjawić.
- Pewnie wybrała się na przejażdżkę z bratem - uspokajała ją Merida. - Rzadko mają czas na stare zwyczaje. Odpuściłabyś jej tym razem.
- Ale byłyśmy umówione na zajęcia z zachowania przy stole - upierała się królowa. - Prawdziwa dama nie powinna się spóźniać na umówione spotkanie. Powinnaś to wiedzieć.
- Wiesz dobrze, że Meriam lubi te lekcje, więc pewnie za chwilę wróci - Merida przewróciła oczami.
W tym momencie dało się słyszeć głośny huk na korytarzu. Po chwili do komnaty wbiegła rudowłosa dziewczyna w zabłoconych butach i spodniach.
- Hej babciu. Przepraszam za spóźnienie - delikatnie dygnęła przed królową.
- Jak ty wyglądasz?! - Elinor zakryła dłonią usta z przerażenia. - Marsz się umyć i przebrać!
Meriam wyszła z komnaty z uśmiechem pełnym skruchy i pobiegła do siebie.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
W tym samym czasie na wzgórzu zatrzymał się czarny koń, który w swoim ciele nosił geny wiernego rumaka Meridy - Angusa. Na nim siedział silny chłopak o włosach koloru zachodzącego Słońca.
- Ruszaj Anier! - szarpnął lejcami i skierował konia w stronę zamku.
Po drodze minął wujków i kilka powozów, pozdrowił leśne płomyki oraz wystrzelił kilka strzał do starych tarczy jej matki, która już rzadziej ich używała. Gdy zajechał do zamku, zeskoczył z konia i wbiegł do środka szukając kogoś.
- Mamo! - wołał co jakiś czas.
- Co się stało, Mark? - spytała Merida schodząc po schodach w sali tronowej.
- Na zachodzie jest Księżyc. Widziałem go rano. Kieruje się na wschód i jest bardziej widoczny niż w inne poranki.
- Sadzisz, że to może być już dzisiaj? - spytała Meriam, która zeszła do nich w czystej sukience.
- Będziemy musieli się przygotować - uśmiechnęła się ich matka.
Merida odwróciła się i weszła z powrotem po schodach kierując się do pokoju jej ojca. Do Marka podbiegła jego siostra.
- Jeśli to już dzisiaj, to znaczy, że zostaniesz Strażnikiem Lata! - była ewidentnie podekscytowana.
- A co, jeśli wybierze ciebie? - spytał z ironią.
- Błagam! - machnęła ręką. - Jedyne co potrafię, to savoir-vivre i strzelanie z łuku. Byłabym najgorszym kandydatem.
- Zobaczymy - Mark westchnął.
- Więc ja lecę na lekcje - pomachała mu. - Dzisiaj zachowanie przy stole.
- Nie robiłaś tego ostatnio, gdy mieliśmy po cztery lata? - zdziwił się.
- Babcia mówi, że to coś specjalnego! - krzyknęła do niego zza zakrętu i zniknęła w ciemnym korytarzu.
- Chodź! - Merida szturchnęła syna i zaprowadziła go do stajni.
- Gdzie jedziemy? - spytał, gdy matka zaczęła zapinać siodło na Angusie.
- Do zamku Mor'du - odparła, jakby była to najbardziej oczywista rzecz pod słońcem.
- Już teraz? Do południa jeszcze dużo czasu.
- Chyba tam nigdy nie byłeś - zaśmiała się królowa i zaczęła związywać swoje włosy w niechlujny kok.
- Bawiliśmy się w nim z Meriam. Znam tę ruinę jak własną kieszeń - Mark podparł ręce na bokach dając rodzicielce do zrozumienia, że go obraża.
- Więc pewnie wiesz jaki tam bałagan. Wypadałoby choć odrobinę posprzątać.
- Cały urok tego miejsca to właśnie ten bałagan - upierał się Mark.
- Więc chociaż odgrodzimy przejście - zgodziła się Merida.
Oboje wsiedli na konie i ruszyli w kierunku zamku Mor'du. Na miejscu nie zastali jednak mgły, która towarzyszyła temu miejscu od powstania klątwy. Był to niezbity dowód na to, że nadszedł dzień, w którym Księżyc wybierze następcę Meridy. Gdzieniegdzie zakwitły kwiaty dodając miejscu trochę uroku, a na drzewach znów pojawiły się liście. Mark wyciągnął jedną ze swoich strzał i rozciął korzenie, które otoczyły szczelinę będącą jedynym źródłem światła. Wejście do sali tronowej znajdowało się trochę z boku. Tam rósł gęsty bluszcz zagradzający całe przejście. Merida wydobyła miecz i zlikwidowała przeszkodę. Wewnątrz panował półmrok. Na ścianach wisiały pajęczyny, a pod nogami biegały szczury i myszy.
- Nie tak to sobie zapamiętałem - zaśmiał się Mark.
- Mówiłam, że będzie trzeba tu posprzątać - Merida ściągnęła mieczem kilka pajęczyn.
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Godzinę później wszystko było gotowe i zaczęła zjeżdżać się rodzina królewska z Meriam na czele w pięknej ciemnozielonej sukni. Księżyc powoli zasłonił Słońce i rodzeństwo ustawiło się naprzeciwko siebie. Z ziemi wyłonił się pomarańczowy kryształ. Skupił światło emitowane przez Księżyc i stworzył wisiorek z herbem królestwa (trzy niedźwiedzie). Wtedy kryształ zgasł, jednak po chwili oświetlił Marka brzoskwiniowym światłem mianując go Strażnikiem Lata. Meriam od razu zaczęła skakać z radości.
- Tak - Mark się uśmiechnął. Nie chciał tego przyznać, ale przez uścisk siostry, ledwo mógł oddychać.
- W takim razie należy do ciebie - Merida podeszła do syna z drewnianym łukiem. - To jest Letni Łuk podarowany mi przez Księżyc. Miał mnie chronić, oraz pomóc chronić tych, których kocham. Moim obowiązkiem jest przekazać go nowemu strażnikowi.
Mark wziął do ręki łuk i uśmiechnął się pod nosem.
- Dziękuję - przytulił swoją rodzicielkę.
- Więc teraz wracamy i organizujemy przyjęcie z tej okazji! - zarządził król Fergus klepiąc się po brzuchu.