Odważny

98 9 5
                                    

Słońce świeciło jasno na niebie, które prawie całkowicie było bezchmurne. Meriam powoli kroczyła przez zieloną trawę. Spojrzała w bok i zobaczyła mnóstwo ludzi tworzących mieszankę czterech klanów. Wiwatowali każdy na cześć innego kandydata. Dziewczyna chciała zatkać sobie uszy, ale nie wypadało zrobić tak na oczach wszystkich. Podeszła więc z niewzruszonym wyrazem twarzy do podwyższenia na jednym z boków placu, na którym miały się odbyć zawody. Usiadła po lewej stronie Meridy i spuściła wzrok na trawę.

Zgromadzeni ryknęli głośno i z tłumu wyszedł pierwszy kandydat - Roger Macintosh. Jego bujne, czarne włosy wzbudzały zachwyt u większości dziewcząt, które wzdychały na każdy jego ruch. Ustawił się, napiął łuk i wypuścił strzałę, która pomknęła przez trawę i wbiła się w trzeci od środka pierścień tarczy. Roger wydał z siebie głośny okrzyk, a tłum za nim mu wtórował.

Za chwilę na polanę wyszedł Koby MacGuffin, który był chyba najbardziej przysadzistym chłopakiem z całej trójki startujących. Nie wiedział nawet jak powinien trzymać łuk. Meriam zakryła sobie oczy, kiedy próbował go naprężyć. Kiedy mniej więcej mu się to udało, puścił cięciwę, a strzała poszybowała wysoko i spadła za tarczą. Roger ryknął śmiechem i to samo zrobił tłum za nim. Koby natomiast rzucił wściekle łuk na ziemię i wszedł między tłum.

Wtedy łuk naprężył trzeci kandydat - Wiley Dingwall.

- Czy oni muszą tak obrzydliwie przypominać swoich ojców? - Meriam pochyliła się w stronę matki.

Merida westchnęła tylko głośno i odwróciła wzrok. Wiley chwilę później puścił strzałę, która z głośnym świstem wbiła się w drygi okrąg od środka tarczy. Tłum stający za nim zaczął wiwatować. Roger z wściekłości rzucił swoim łukiem o ziemię tak, że ten złamał się na pół.

Nuffink nie przejmował się jednak tymi wiwatami. Siedział skupiony na wysokiej skale i obserwował otoczenie z góry, żeby wyłapać niepokojące sygnały. Spojrzał na Marka stojącego w tłumie. Wymienili się porozumiewawcze spojrzenia i obaj wrócili do obserwowania.

Nagle Nuffink zobaczył Elizabeth przeciskającą się przez tłum. Jej wyraz twarzy ewidentnie oznaczał kłopoty. 

Nie mylił się, gdyż chwilę później usłyszał krzyki dobiegające spod polany, na której odbywały się zawody. Z tłumu wyszedł ktoś zakapturzony i stanął naprzeciw pierwszej tarczy trzymając w dłoni łuk i trzy strzały. Merida wstała z tronu i osłoniła córkę jedną ręką. Wtedy kaptur i peleryna opadły i wszyscy zobaczyli dumnie stojącego Magnusa patrzącego z powagą i złością prosto na Meridę. 

- Jak śmiesz się tu pokazywać!? - krzyknęła. - Zdradziłeś swój klan, więc nie masz prawa tu być. 

- Nie powstrzymasz mnie - Magnus naprężył łuk.

Strażnicy od razu ruszyli do przodu. Wtedy wszyscy usłyszeli huk trafiania w tarczę. Strzała sterczała z samego jej środka. Ciemnowłosy chłopak ruszył do drugiej tarczy, znów naprężył łuk i puścił. Grot ponownie wylądował w centralnej części. 

- Nawet się nie waż tego robić! - Merida ruszyła w kierunku Magnusa chcąc go potrzymać. 

Elizabeth jednak ją wyprzedziła. Używając możliwości lotu chciała zaatakować Magnusa od tyłu, ale ten zamachnął się trzymanym łukiem i powalił ją na ziemię.

Tłum zaczął uciekać na wszystkie strony, jednak na swoim miejscu wciąż stał Hedward, który zgłosił się na ochotnika, żeby pilnować porządku. Rozglądał się powoli, jakby chciał kogoś wypatrzeć w tym całym bałaganie. I zobaczył ją. Stała kilkadziesiąt metrów od niego trzymając uprząż dwóch pięknych koni: gniadego i karego. Na głowie miała kaptur, który doskonale ją ukrył. Patrzyła na niego. Porozumiewali się wzrokiem. Stali w ciszy nie zwracając uwagi na biegających ludzi dokoła nich.

𝕹𝖆𝖘𝖙𝖊̨𝖕𝖈𝖞. Wielka Czwórka ✔Where stories live. Discover now