Rozdział 14

355 37 2
                                    

Jechaliśmy przez dwie godziny mijając lasy i stare opuszczone domy. Gdyby nie fakt, że jadę do domu z którym wiążą się traumatyczne wspomnienia przeszłości, to nawet bym się cieszył, że zabrałem ze sobą Yuji-ego. Tylko niestety, wcale nie sprawiało mi to przyjemności ani radości. Mężczyzna o czerwono krwistych oczach był powiązany z moim ojcem. Nie wiem jak, ale za wszelką cenę się dowiem. 

Zaparkowałem samochód przed czarną bramą wjazdową i wyskoczyłem z niego jak poparzony. Przeciągnąłem się leniwie a moje ciało domagało się o tajski masaż. Wszystko dosłownie wszystko mnie boli, od pieprzonych nóg po jebaną głowę a najlepsze jest to, że już dawno powinienem siedzieć za biurkiem w robocie. Akio mnie na stówę zabiję, upiecze i zje...

Spojrzałem na Yuji-ego który z osłupieniem wpatrywał się w sporych rozmiarów białą rezydencję. 

- Panie Miyazawa... - Wymamrotał pod nosem, zamykając przy tym drzwi od samochodu. 

- Tak, o co chodzi ? 

- Czy nie mówił pan, że ta rezydencja spłonęła w pożarze ? - Spojrzał na mnie przenikliwie zielonymi oczami, jakby zarzucał mi kłamstwo. 

- Tak spłonęła, ale to było w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym. - Podszedłem w jego stronę i skrzyżowałem ręce na piersi a moja mina nie wyrażała jakich kol wiek uczuć. - Gdy odziedziczyłem spadek kazałem ją wyremontować. Tylko że od tamtej tragedii ani razu tu nie byłem. - Posłałem mu ciepły uśmiech i chwyciłem jego drobną dłoń. - Choć, idziemy. - Wyszeptałem i pociągnąłem go w stronę wejścia. 

Przyznaję, ta posiadłość nie zmieniła się ani trochę. Wygląda tak samo jak przed pożarem. Wielki ogród z najróżniejszymi kwiatami otaczającymi cały dom i ścieżkę z czarno białych kamieni, na której środku stała fontanna wykonana z białego marmuru przedstawiająca herb mojej rodziny. Trzypiętrowy biały budynek z kolumnami po obydwóch stronach wielkich, czarnych, masywnych drzwi nad którymi widniał ogromny, wygrawerowany napis "Miyazawa" wykonany ze szczerego złota. 

Jako dziecko kochałem to miejsce, ale i nienawidziłem tej sztywnej wręcz przytłaczającej atmosfery która panowała, gdy mój ojciec i matka znajdowali się poza domem. Pamiętam jak uciekałem i chowałem się po sąsiadach, albo różnych alejkach czy krzakach. Zawsze ktoś po mnie przychodził, bo gubiłem się wszędzie gdzie bym nie poszedł. Jednak nie zapomnę dnia w którym wszyscy odwrócili się od nas plecami, w którym patrzeli jak moja rodzina płonęła w tym przeklętym miejscu. A sprawcy odpowiedzialnego za tą tragedię, do tej pory nie odnaleziono...

Przekręciłem czarny, masywny klucz w drzwiach które otworzyły się z głośnym piskiem. Gdy postawiłem pierwszy krok, zamurowało mnie. Stałem jak wryty nie mogąc uwierzyć w to co widzę, a moje serce boleśnie się ścisnęło. Hol wyglądał jak za czasów mojego dzieciństwa, nic się nie zmieniło... Taki same białe schody rozchodzące się w prawo i lewo stojące na samym środku holu, ze złotymi zdobieniami i spływającym po nich czerwonym dywanie. Żyrandol zawieszony na wysokim suficie, wykonany z czarnych i białych diamentów. Wszystkie czarne drzwi rozstawione tak jak kiedyś, wazony i wszelkie ozdoby były takie same, ale jednak brakowało kilku rzeczy.  Nie było naszych wspólnych zdjęć, butów stojących przy drzwiach, rzuconych byle jak kurtek na wieszak i brakowało najważniejszego... Zniknął wielki obraz przedstawiający mnie, moją matkę i ojca, który wisiał w miejscu gdzie schody rozchodziły się w dwa kierunki. Pozostała tylko złota rama...

Ten widok bolał. Ta myśl, że to wszystko przepadło, że tak tragicznie zginęli, że już ich więcej nie zobaczę. To wszystko tak kurewsko boli. 

- Panie Miyazawa ? - Z zamyślenia wyrwał mnie ciepły głos Yuji-ego który ewidentnie zauważył, że coś jest nie tak. Gwałtownie przyciągnąłem go w swoja stronę i wtuliłem się w jego drobne ciało, kryjąc twarz by nie zauważył, że byłem blisko rozpłakania się jak małe dziecko. 

- Yuji. - Westchnąłem i spojrzałem mu głęboko w oczy. - Obrazisz się jeśli cię na chwilę zostawię ? 

Spojrzał na mnie zdezorientowany ale pokręcił przecząco głową. 

- Niech pan idzie. - Wymamrotał puszczając moje ciało. 

Oderwałem się od niego i pocałowałem szybko w zaróżowione usta.

- Dziękuję. - Wyszeptałem i ruszyłem na samą górę, po długich schodach. 

Mijając korytarz i otwarte pokoje, coraz bardziej orientowałem się, że wszystko jest aż nazbyt takie same. Kwiaty a nawet rysy i wgniecenia na ścianach, były takie jak za tamtych czasów. Czy ten dom aby na pewno spłonął ? 

Udałem się na sam koniec prawego skrzydła rezydencji i dotarłem do gabinetu mojego ojca. Gdy stanąłem na samym progu pomieszczenia, uderzyło mnie to traumatyczne wspomnienie i obraz mojego ojca... To biurko na którym leżał skąpany we własnej krwi, było takie samo, ale na tym brakował czerwonej cieczy i na wpół spalonego ciała. 

Wszystkie czarne regały na książki i dokumenty, były kropka w kropkę takie same jak kiedyś, szare panele, białe ściany, mniejsza wersja diamentowego żyrandola, krzesła a nawet przybory biurowe. Nic się nie zmieniło mimo, że wszystko spłonęło.

Ten dom jest przerażający... Jak to możliwe, że robotnicy aż tak dokładnie wszystko odtworzyli ?! Przecież wszystko spłonęło... meble, zdjęcia, dokumenty, ściany, dach i ciała mojej rodziny. Wszystko...

Podszedłem do repliki czarnego biurka mojego taty i przejechałem dłonią po miejscu, gdzie trzynaście lat temu leżało jego ciało. Ramka na zdjęcia która stała jest identyczna jak ta z tamtych lat, ale tej brakuje zdjęcia, stoi pusta... Tak samo jak cały tan przeklęty dom. Już nie ma w nim życia, stoi pusty. Co jakiś czas ktoś przychodził sprzątać, ale i tak roiło się od kurzu. Ten dom umarł z dniem w którym zginęli wszyscy, oprócz mnie...

Ja przeżyłem, tylko dlaczego ? Nie chciałem żyć ! Chciałem umrzeć razem z tymi, których tak bardzo kochałem ! Którzy byli całym moim światem ! Których straciłem w wieku dziesięciu lat... 

Z moich oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy, a ja stałem jak wryty nie mogąc się ruszyć. Tęskniłem za nimi... Kochałem ich całym sercem... Żałowałem że nie umarłem razem z nimi. A teraz ? Już nic mi nie zostało! Nic oprócz... 

- Yuji-ego. - Wyszeptałem a łzy zaczęły płynąć ze zdwojoną siłą. Tylko on mi został... Ja go... Ja go kocham... - Kocham. - Zaśmiałem się histerycznie, łapiąc się za serce które bolało jak diabli. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa przez co opadłem na podłogę. - Tak bardzo go kocham...

Łzy spływały po moich polikach skapując na szarą podłogę. Ból który czuje jest bólem, którego już dawno nie było dane mi zaznać. A wszystko to, przez uświadomienie sobie jednej, pierdolonej rzeczy. Kocham go. Tak bardzo go kocham...

Lalkarz - Oznaczony ♥Where stories live. Discover now