Rozdział 17

370 36 4
                                    

Minęło siedem długich dni od tragicznej śmierci Akio. Siedem dni, przez które nie wychodziłem z domu, nie chodziłem do roboty a nawet nie byłem na pogrzebie przyjaciela. Siedem dni, przez które cierpiałem jak cholera nie mogąc pojąć dlaczego padło na niego i dlaczego, to on był numerem czterdziestym dziewiątym. Nic go nie łączyło z ofiarami, nic nie wskazywało na to, że zaraz ma zginąć. Jednak najgorszym faktem jest to, że jego śmierć jak i śmierć pięćdziesiątej pierwszej, były zgonami tak przerażającymi, tak brutalnymi i tak krwawymi, że trudno opisać słowami to, co się wtedy widziało w tym przeklętym biurze. Metaliczny zapach krwi czuję do tej pory, rozerwane ciało kobiety widzę do tej pory, ciało mojego przyjaciela nawiedza mnie w snach. Nie widziałem go, ale mogę sobie wyobrazić jak musiało wyglądać, skoro policja nie pozwoliła mi go zobaczyć. 

Leniwie zawiązałem czerwony krawat na czarnej koszuli, przeciągnąłem się i głośno westchnąłem przybierając maskę totalnego wyjebania na wszystko i wszystkich. Ból który czuję, jest bólem podobnym do bólu który czułem po śmierci rodziców. W pewnym stopniu ten wydaje się mniejszy, lecz nadal boli jak skurwysyn. Nie mogę pojąć jak osoba z którą pracowałem tyle lat, która była moją prawą ręką, przyjacielem i kimś na kim mogłem polegać, zginęła. Brutalnie z dnia na dzień, została zamordowana z zimną krwią przez jebniętego sukinsyna. Ale niestety, nie mogę cofnąć czasu...

Zgarnąłem czarną marynarkę z krzesła i udałem się w stronę salonu. Jest po siódmej rano więc Yuji jeszcze śpi. Kazałem mu dzisiaj nie iść do biura tak, jak przez ostatni tydzień. On też sporo wycierpiał, nie tak jak ja, ale jednak w pewnym stopniu też. Ten atak który miał w mojej posiadłości miał związek ze śmiercią Akio. Nie wiem jaki, ale jestem pewien, że miał. Miałem kilka okazji żeby zapytać, kusiło mnie to pytanie jak cholera, lecz nie byłem w stanie rozmawiać z nim od tamtego dnia. Zawiniłem. To była moja wina, że sięgnąłem po pistolet. Puściły mi wtedy wszystkie hamulce, ale nigdy nie zrobił bym mu krzywdy. Prędzej podciął bym se żyły, niż wycelował w jego drobne ciało. Tak samo ten przeklęty wieczór. Byłem pijany w trzy dupy i urwał mi się film po tym jak wylał mi whisky. Czemu spałem na kanapie ? Dlaczego ostatnim razem, tak dziwnie na mnie patrzył ? Czyżbym coś zrobił ? Coś, co bynajmniej zaważyło na naszych relacjach ? Jeśli tak, to nigdy sobie tego nie daruję...

Wyszedłem z mieszkania jak najciszej, żeby go nie obudzić i udałem się windą do podziemnego parkingu. Wsiadłem do pierwszego lepszego samochodu i udałem się do najgorszego miejsca w zachodniej części Shiruhi. Droga wydawała się dłużyć z każdym przekroczonym kilometrem. Nie chcę tam jechać, ale nie mam innego wyboru. 

Gdy dojechałem do najbardziej opuszczonego i jednocześnie najbardziej przerażającego miejsca w całym mieście, przeszły mnie takie same dreszcze jak trzynaście lat temu. 

Jedna dwudziesta Shiruhi jest przeznaczona na najgorsze z najgorszych miejsc. Cmentarz...

Stare legendy głoszą, ze spoczywają tu dusze wszystkich ludzi, którzy przekroczyli tereny miasta i udali się na drugą stronę. Jak to prościej wyjaśnić ? Nie wiem, jednak jedno jest pewne. Starzy ludzie omijają to miejsce szerokim łukiem nie chcąc, by spadła na nich klątwa zmarłych. Jaka dokładnie klątwa ? Nikt w tym mieście nie wyjawi ani cząstki starych przesądów i historii. Dlaczego ? Bo boją się ludzi postawionych wyżej od nich samych. Tylko że większość ludzi i tak nie wierzy w te bajki opowiadane cichaczem tak, by nikt nie słyszał. 

Stanąłem przed żelazną, czarną bramą która odgradzała cały cmentarz. Powysychane drzewa i unosząca się mgła niczym z dennego horroru a do tego, wszędzie latające i skrzeczące kruki. I jak staruszki mają się nie bać tego miejsca ? 

Przekroczyłem próg bramy i przystanąłem rozglądając się na około. Mógł bym przysiąc, ze ktoś tu jest...

Wzruszyłem lekceważąco ramionami, uśmiechając się pod nosem i ruszyłem przed siebie. Gęsta mgła spowijała groby tworząc coś ala zjawy. Łamiące i spadające na ziemię gałęzie drzew sprawiały, że człowiek na samą myśl o tym wszystkim co go może tu spotkać, dostawał zawału. Jednak najgorszy był ten wzrok, który czuło się na swojej osobie. Już nie wspominając o czyjejś ciągłej obecności... Kurwa popadam w paranoję jak te staruchy. Ogarnij się Miyazawa ! 

Lalkarz - Oznaczony ♥Onde as histórias ganham vida. Descobre agora