Rozdział 16

304 35 1
                                    

Opadłem z głośnym hukiem na podłogę. Moje spodnie zaczęły przesiąkać szkarłatną cieczą a dłonie pokryła gęsta, krzepnąca krew. Czuję ohydny, metaliczny zapach unoszący się w całym pomieszczeniu. Uniosłem ręce zakrywając buzię, powstrzymując przy tym ogromną chęć zwymiotowania. 

To się nie dzieję. To zły sen. Tak... to tylko zły sen...

- Zbiję ! - Wysyczałem przez zaciśnięte zęby. - Zabiję tego sukinsyna !

On nie umarł... To nie prawda ! To kurwa nie prawda ! Jak ?! Jak to możliwe ?! Nie...Nie to nie możliwe... To, to kłamstwo ! Tak... to na pewno kłamstwo ! Te przeklęte gliny kłamią ! Akio nie mogłyby... On nie może od tak umrzeć... Przecież rozmawiałem z nim w sobotę... Miał się dobrze. Miał się bardzo dobrze. Więc dlaczego ? Dlaczego ?! 

- Panie Miyazawa... - Ciepły, aczkolwiek smutny głos Yuji-ego wyrwał mnie z chorego użalania się. 

Jeszcze on... Zobaczył tą scenę. Jaka porażka... 

Obróciłem się w stronę wejścia do biura i spojrzałem zapłakanymi oczami na jego twarz. Łzy nie przestawały lecieć a żołądek ściskał się coraz bardziej. Boli. To wszystko tak kurewsko boli. To wina tego sukinsyna ! To on go zabił ! Tylko kim on kurwa jest... Kim jest osoba, która ma na swoim koncie śmierć dziewięćdziesięciu dziewięciu osób...

- Miyazawa ! - Warknął stojący w przejściu Komatsuzaki. - Przestań się użalać ! To tylko... - Przerwał, gdy zgromiłem go morderczym spojrzeniem. 

- Tylko co ?! - Wrzasnąłem na pół budynku podnosząc się gwałtownie z ziemi. Wyciągnąłem pistolet z kieszeni i wymierzyłem prost w jego zjebany łeb. Spojrzał na mnie kompletnie zszokowany a Yuji cofnął się za jego plecy. - No słucham ! Tylko co ?!

- Uspokój się ! - Ostrzegł, a ja zacząłem się histerycznie śmiać. 

Ale to jest zabawne ! Pieprzone pomioty społeczeństwa, które nie radzą sobie z jednym, zjebanym przestępcą ! 

- Uspokój się ?! - Wysyczałem posyłając mu mordercze spojrzenie. - Jak mam się kurwa uspokoić ?! Czy ty kurwa nie widzisz, że giną ludzie ?! Do chuja jesteś ślepy ?! Dziewięćdziesiąt dziewięć ofiar ! To jeszcze mało ?! Chuja zrobiliście przez ostatnie miesiące ! 

- A ty coś zrobiłeś ?! - Wrzasnął. 

Na piętrze zaczynało schodzić się coraz więcej policjantów, którzy z wielką przyjemnością oglądali całe zajście. Prychnąłem chowając broń do wewnętrznej kieszeni kurtki i przepchnąłem się przez komendanta, ruszając w stronę otwartej windy. Za plecami słyszałem jebane pierdolenie tej gnidy, ale i tak mam to wszystko w dupie. 

Wkroczyłem do windy i gdy drzwi się zamknęły, wyjebałem w jedną ze ścian z całej siły. Co ja kurwa najlepszego narobiłem ? Osunąłem się na podłogę, odchylając głowę do tyłu i głośno westchnąłem. Wybuchłem przed Yujim. Kurwa mać ! Co mnie do chuja opętało ! Powinienem się hamować... Ale jak tu się kurwa hamować, gdy ginie twój pracownik, prawa ręka i przyjaciel poznany w czasach liceum... I to jeszcze w taki sposób, przez takiego śmiecia !

Winda zatrzymała się na parterze a ja wyskoczyłem z niej, jak poparzony. Każdy mijający mnie glina wpatrywał się w moją osobę ze współczuciem i zdziwieniem widząc, że jestem ujebany krwią. Wkurwia mnie to, bo nie potrzebuję ich współczucia. Akio też by tego nie chciał. Współczucie to jedna z najgłupszych reakcji wśród ludzi. Czy ono komuś pomaga ? Odpowiedź brzmi, nie i kurwa nigdy nie pomoże.   

Przepchnąłem się przez tłum ludzi, zgromadzonych przed moim biurowcem. Oczywiście pieprzeni paparazzi oczekiwali na jakiś pieprzony komentarz w sprawię mojego ujebania krwią lub całego morderstwa i kto jest za to wszystko odpowiedzialny. Tylko że chuja dostali. Wsiadłem do srebrnego samochodu i udałem się do mojego apartamentowca. Przez cała drogę, moje ręce trzęsły się jak galareta, co utrudniało mi prowadzenie. 

Gdy dojechałem pod mieszkanie zorientowałem się, że zostawiłem Yuji-ego z tą kanalią której z wielką przyjemnością, odstrzelił bym łeb.

- Kurwa mać ! - Warknąłem do siebie i wyciągając telefon z kieszeni by do niego zadzwonić. Oczywiście włączyła się poczta głosowa. Zdziwił bym się, gdyby jednak odebrał po takiej akcji...

Wysiadłem z pojazdu trzaskając drzwiami i udałem się windą na sam szczyt budynku, do mojego w chuj dużego mieszkania. Musze się dzisiaj urżnąć. 

                                                                    . . . 

Było już grubo po północy a ja siedziałem w salonie i chlałem drugą butelkę whisky. Łeb mi pęka od ciągłego płaczu, już nie wspominając o chęci wymiotowania na samo wspomnienie, tego metalicznego zapachu krwi, unoszącego się w moim zasranym biurze i na moich zasranych ciuchach. 

- Za twoje zdrowie Akio. Obyś spoczywał w spokoju. - Wymamrotałem do powietrza, unosząc szklankę z whisky i wypijając ją jednym haustem. - No to jeszcze jedna...

Nalałem kolejną szklane, przy czym rozlałem wszędzie dookoła przezroczystą ciecz. Już miałem wziąć ją do buzi, kiedy ktoś zatrzymał mi ją przed twarzą. 

- Co jest do kurw...

Zamilkłem gdy dojrzałem białowłosego chłopaka, stojącego tuż przede mną. Prychnąłem zdając sobie sprawę z tego, że nawet nie zauważyłem kiedy przyszedł. 

- Przestań pić. - Wyszeptał pod nosem. Zabrał mi szklankę jak i butelkę, i poszedł wylać całą ich zawartość do kuchennego zlewu.

- Takie marnotrawstwo... - Wyszeptałem sam do siebie, pokładając się na kanapie. 

Powoli zaczynałem odpływać w głęboki sen gdy poczułem, że Yuji przykrywa mnie czymś mięciutkim i cieplutkim. Zaśmiałem się i chwyciłem go za rękę, kiedy chciał odejść.  

- Nie zostawisz mnie ? - Zapytałem pół przytomnie, spoglądając na jego zielone, błyszczące oczy. 

- Nie, nie zostawię. - Wyszeptał. Nachylił się i musnął swoimi wargami moje. - Nigdy.

Uśmiechnąłem się leniwie, zamknąłem oczy i zapadłem w głęboki sen.

Lalkarz - Oznaczony ♥Where stories live. Discover now