chapter 9

418 59 8
                                    

double update, sprawdź czy przeczytałaś/eś poprzedni, xx






michael rzadko się denerwował. robił to tylko przed ważnymi meczami, ale nawet ten rodzaj stresu ulatywał z niego już w momencie wbiegania na boisko.
teraz nie wiedział na czym mógłby skupić swoją uwagę, by zminimalizować drżenie dłoni czy przyspieszone bicie serca. po prostu kręcił się po alejce, w której miał spotkać się z blondynem.
było już dziesięć minut po dzwonku kończącym ostatnie lekcje, ludzie rozchodzili się do swoich domów czy szli gdzieś ze znajomymi. jednak michael nigdzie nie widział luke'a. przez ten fakt zaczynał stresować się jeszcze bardziej.

gdy miał już zrezygnowany i zły iść do swojego domu, by tam krzyczeć w poduszkę o marności swojej egzystencji, poczuł, że ktoś za nim stoi. niepewnie odwrócił się w stronę osoby, a na jego usta momentalnie wpłynął szeroki uśmiech, który o dziwo został odwzajemniony, a dzięki temu cały stres magicznie uciekł z ciała michaela.

luke stał tam i niepewnie spoglądał na clifforda, który wyglądał jakby zaraz miał posikać się ze szczęścia. czuł się z tym dziwnie.

— myślałem, że nie przyjdziesz.
— chciałem uciec, ale wyszedłbym na jeszcze większego frajera niż jestem, więc... przyszedłem.

michael nie powiedział nic więcej tylko złapał luke'a za dłoń i zaczął prowadzić w nieznaną blondynowi stronę, ale podejrzewał, że farbowany chłopak prowadzi go do swojego domu.
luke z początku nie zareagował na ten śmiały gest jakim było złapanie się za dłonie. dopiero kilka minut później zorientował się co robi i wyrwał swoją dłoń z uścisku michaela. niebiesko-fioletowo włosy jakby tego nie zauważył i dalej szedł w stronę domu. był zbyt podekscytowany tym, że luke w końcu zdecydował się spędzić z nim czas.
dla michaela było to lepsze nawet od wygranej w zdrapce. nie wiedział skąd bierze się ta niepojęta ekscytacja, ale podobało mu się to. według niego to było dobre, nawet jeśli luke nie podzielał jego entuzjazmu.

po dziesięciu minutach drogi przebytej w kompletnej ciszy w końcu stanęli przed jakimś domem.
wyglądał normalnie, tak jak tysiące innych w okolicy. luke liczył, że skoro michael jest kimś to jego dom będzie o tym mówił już z daleka, a zamiast tego blondyn zderzył się z faktem, że wszystko co otacza clifforda jest zwyczajne i normalne.

michael ruszył pierwszy w stronę drzwi wejściowych. nie bardzo orientował się czy jego mama, karen, jest w domu czy może znowu przesiaduje u którejś z koleżanek. jednak po otworzeniu drzwi, gdy dotarł do niego zapach pieczonego ciasta zrozumiał, że nie będzie z lukiem sam. z jednej strony nie przeszkadzało mu to, ale z drugiej mama może przecież zasypać luke'a lawiną pytań, co zważywszy na nastawienie blondyna do tej sytuacji, może go tylko odstraszyć.
mimo wszystko michael pociągnął do środka luke'a.

— jestem mamo!

po chwili z kuchni wyłoniła się średniego wzrostu kobieta, blondynka ubrana w zwykłe czarne jeansy i flanelową koszulę. na jej twarzy gościł miły i przyjazny uśmiech.

— w końcu jesteś mike. a kto to?

kobieta spojrzała na blondyna i posłała w jego stronę pokrzepiający uśmiech.

— to luke, mój...
— znajomy ze szkoły. miło panią poznać.

luke uśmiechnął się w stronę kobiety i przywitał tak jak zawsze uczyła go mama.

— mów mi karen. w końcu ktoś normalny pojawił się w tym domu. chcesz coś do picia?
— nie, dziękuję.

luke po raz kolejny uśmiechnął się w stronę karen i czekał na dalszy rozwój wydarzeń jednocześnie analizując jej słowa.
jak to w końcu ktoś normalny się tutaj pojawił?

— będziemy na górze, mamo. gdyby coś to krzycz.

po czym michael po raz kolejny tego dnia złapał blondyna za dłoń i pociągnął w górę schodów. to nie tak, że wstydził się swojej mamy, ale nie chciał, by od razu snuła jakieś wymyślne teorie na temat niego i luke'a.

gdy w końcu znaleźli się w pokoju farbowanego chłopaka i jeden i drugi odetchnęli z ulgą. tak jakby jakiś duży ciężar spadł z nich i zniknął.

michael rzucił pod biurko swój plecak i oparł się o jego jeden róg. luke w tym czasie rozglądał się wokół siebie i podziwiał jak bardzo niebiesko-fioletowo włosy różni się od tego jakiego gra w szkole, a jaki jest naprawdę w zaciszu swojego domu.
zdecydowanie bardziej podobała mu się ta wersja michaela, którą miał teraz przed sobą.

— co miała na myśli twoja mama mówiąc, że w końcu ktoś normalny pojawił się w tym domu?

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now