chapter 32

360 58 31
                                    

gdy michael został na boisku sam zaczęło docierać do niego, że również w swoim życiu jest zupełnie sam.
nie poczuł nic, gdy upadł na twardą murawę i najpewniej zdarł sobie kolana.
nie czuł bólu, gdy wplątał palce w swoje włosy i mocno zaczął za nie ciągnąć.
nie zdążył zarejestrować momentu, gdy z jego oczu po raz kolejny zaczęły płynąć łzy.

jednak łzy czego? bezsilności? bezradności czy może jeszcze czego innego?

w którymś momencie poczuł, że ktoś nie zwracając uwagi na nic również upadł obok niego i po chwili objął go szczelnie ramionami, odcinając chociaż na moment od tego wszystkiego i zamykając przed całym światem zewnętrznym.
jak przez mgłę czuł delikatne, prawie niewyczuwalne pocałunki na swojej głowie, szyi i twarzy, na której znajdowała się zaschnięta krew.
michael płakał, ale sam nie wiedział tak naprawdę dlaczego.
czuł, że osoba obok niego płacze razem z nim, bez względu na warunki i to, gdzie aktualnie się znajdowali.
trwali tak w swoich ramionach czując się choćby w małym stopniu tak naprawdę bezpieczni.

— przepraszam. tak cholernie cię przepraszam. gdyby nie ja nic takiego nigdy by nie miało miejsca.
— zamknij się, luke. to nie twoja wina.

michaelem co jakiś czas wstrząsał lekki szloch. w końcu jednak uspokoił się połowicznie i przetarł zapłakaną twarz. po chwili jednak syknął przez ból, który spowodowany był rozciętą wargą i siniakiem pod okiem.
czuł się jak ostatnie gówno. miał ochotę zniknąć i zmaterializować się w swoim własnym łóżku pod ciepłą kołdrą, a obok niego znajdowałby się nie kto inny jak luke, który mimo całego tego brudu i bólu, który spowodowany był ich pozycją, w której znajdowali się od blisko pół godziny, nadal tam był i szczelnie obejmował michaela swoimi ramionami.
tak, jakby chciał zabrać od czerwonowłosego wszystkie jego aktualne troski i problemy. za wszelką cenę pragnął chronić tego chłopaka przed całym możliwym złem tego świata, które teraz sprowadziło na nich życie.

w ciągu tych kilku z pozoru nie istotnych miesięcy ta dwójka bardzo zbliżyła się do siebie. nie byli już tylko znajomymi czy przyjaciółmi. z każdym kolejnym dniem stawali się dla siebie kimś zupełnie innym.
nie rozumieli co takiego ma z nimi miejsce, ale mieli nieodparte wrażenie, że to co robią jest dobre. w jakiś dziwny i pokręcony sposób właśnie to jest cholernie odpowiednie.

— co teraz? przecież wywalą mnie ze szkoły. cztery miesiące przed końcem. matka zabije nie tylko mnie, ale i siebie.
— hej, michael. mike do kurwy spójrz na mnie.

farbowany nastolatek podniósł załamane spojrzenie na chłopaka, w którym chyba się zakochiwał. przez spuchnięte oko pole jego widzenia zawężało się, ale nadal doskonale widział te niebieskie, aktualnie załzawione oczy, które były dla niego jak azyl, którego tak pilnie potrzebował, by skryć tam siebie i wszelkie swoje obawy.
luke patrzył prosto w jego oczy. doszukiwał się tam wszystkich możliwych emocji, które michael próbował przed nim ukryć, jednak wiedział, że raczej mu się to nie uda, gdyż luke był mistrzem w odczytywaniu emocji.

— wszystko będzie dobrze, rozumiesz? wyjdziemy z tego bagna razem. burke sobie zasłużył na ten wpierdol. i pamiętaj, że gdyby coś zawsze powiem, że mnie gnębił, a ty tylko mnie broniłeś. jesteśmy w tym razem, jasne? nie ma ty czy ja. jesteśmy kurwa my, michael.

nastolatek uśmiechnął się jednym kącikiem ust na to jakich słów użył w swojej wypowiedzi blondyn.
rzadko przeklinał, prawie wcale, ale gdy wymagała tego sytuacja w umiejętny sposób umiał wpleść w swoją wypowiedź wulgaryzmy. jednak nikomu nigdy to nie przeszkadzało.

michael nie bardzo wiedział co mógłby odpowiedzieć na słowa luke'a. po prostu klęczał tam i wpatrywał się w największe dzieło sztuki jakie tylko mogło istnieć na ziemi i do tego było praktycznie tylko i wyłącznie jego.
czasami przytłaczała go taka myśl, że w końcu być może kogoś sobie znalazł. nawet jeśli tłumaczył, że z lukiem chce się jedynie przyjaźnić, od początku czuł, że pomiędzy nim, a blondynem jest coś na kształt chemii, która krążyła między ich ciałami.
w ramach ukazania swoich prawdziwych uczuć, michael zwyczajnie zarzucił ramiona na szyję blondyna i wtulił się w niego z całą swoją mocą. po chwili poczuł, że chłopak odwzajemnia uścisk i ponownie oplata jego ciało ramionami. luke po raz kolejny zaczął składać motyle pocałunki na wszystkich częściach ciała farbowanego chłopaka, do których miał aktualnie dostęp.

w którymś momencie michael odsunął się lekko od blondyna, spojrzał na niego i połączył w jedno ich usta.
na swoich wargach luke poczuł metaliczny smak krwi pochodzący z rozciętej wargi michaela, ale nie przeszkadzało mu to.
bardziej liczył się ten fakt, że po raz pierwszy całuje michaela, chłopaka, który podobał mu się od momentu pierwszej rozmowy.
pocałunek ten, choć pierwszy i nowy, przepełniony był uczuciem i miłością.
przekazywał swoistą obietnicę trwania mimo wszystko i mimo każdej przeciwności jaką miało w zanadrzu życie.
był jak obietnica ciepłego lata, które w końcu musiało nadejść.

po dłuższej chwili obaj chłopcy odsunęli się od siebie, jednak nadal mieli zamknięte oczy. tak, jakby nie chcieli ich otworzyć, ponieważ bali się, że zaraz to wszystko może zniknąć i okazać się tylko zwykłym snem.
jednak na ustach zarówno michaela jak i luke'a tkwił mały, satysfakcjonujący uśmiech.
ciszę, która pomiędzy nimi trwała, przerwał michael, mówiąc na jednym tchu:

— nie ma ty czy ja. jesteśmy my, luke.













whataboutmuke to dla ciebie ten rozdział, xx

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now