chapter 18

390 56 27
                                    

— żartujesz? błagam powiedz, że to nie jest na poważnie.

michael od blisko pięciu minut leżał i wyglądał jak niedorozwinięta foka, która nie może oddychać. nawet śmiech nie był już w stanie wydostać się z jego ust.

leżał razem z lukiem w pokoju blondyna od dwóch godzin odkąd zdecydowali się zerwać z reszty lekcji i wydłużyć sobie choć trochę weekend.
jak zwykle dom luke'a był pusty. rodzice znowu znajdowali się w delegacji, chociaż blondyn czasami twierdził, że próbują go w ten sposób przygotować aż wyjadą i już nigdy nie wrócą.

— nie śmiej się, okej? to nie było zabawne.
— wtedy na pewno nie, ale teraz to dobry materiał na komedię.

michael starł łzy, które wytworzyły się w kącikach jego oczu i odetchnął głęboko.
dawno nie pamiętał takiego momentu, w którym śmiał się tak głośno i tak bardzo długo.
nawet jeśli luke opowiadał durne i czasami chore rzeczy to i tak nadal było to dużo lepsze niż wysłuchiwanie kolegów o tym ile to dziewczyn zdołali zaliczyć na ostatniej imprezie czy ile wypili i jakiego potem mieli kaca.

tak naprawdę dla michaela wszystko było lepsze, ponieważ dotyczyło to kogoś, kto potrafi go zrozumieć, a nie jedynie przytaknąć i zacząć mówić cały czas o sobie.
dlatego właśnie to urzekło farbowanego chłopaka w osobie blondyna.
potrafił mówić, ale jednocześnie umiał doskonale słuchać tego co mówi drugi człowiek.

pod tym względem luke był dla michaela idealny.

— jak myślisz, co teraz zrobi amy?
— bardziej boję się o to co zrobi mi burke odkąd się za mną wstawiłeś. przecież on mi nie da żyć.

to nie tak, że luke panikował czy dramatyzował. on po prostu wiedział, że teraz burke willson może mu nie dać spokoju i będzie gnębił go jeszcze bardziej. to tylko kwestia czasu, gdy zacznie, a to nie bardzo podobało się luke'owi.
chciał tylko w spokoju skończyć to cholerne liceum i zniknąć ze społeczności jefferson high school.

— luke, hej. wyłączyłeś się.

dopiero teraz dotarł do niego głos michaela i to, że chłopak machał dłonią przed jego twarzą.
wzdrygnął się lekko i skierował swój wzrok na twarz drugiego nastolatka.

— hę? mówiłeś coś? przepraszam.
— powiedziałem tylko, że burke nic ci nie zrobi, bo nie będzie miał takiego prawa.
— niby jak? zabijesz go i zakopiesz?

ta perspektywa poniekąd spodobała się blondynowi, ale wiedział, że to bardziej niż niemożliwe, by doprowadzić taki plan do końca.
chociaż gdyby mógł wyeksmitowałby bruneta na inną planetę, a najlepiej w inną galaktykę. jak najdalej od niego i wszystkich innych ludzi.
tak byłoby prościej i lepiej.

— nic mu nie zrobię. nawet nie tknę go palcem, bo wiem, że takiego czegoś jak on się nie dotyka.
— to co zamierzasz zrobić?

luke wstał i podszedł do okna. na zewnątrz zaczynało się powoli ściemniać.
nadchodził wieczór, a niedługo luke znowu zostanie sam w wielkim domu.
wśród ciszy i wszechogarniającej pustki.
nie lubił tego stanu rzeczy. wolał być w towarzystwie, gdyż wtedy nie skupiał myśli na swojej beznadziejności.

michael jakby słysząc myśli blondyna, wstał i stanął obok nastolatka tak, że stykali się ramionami. luke spojrzał kątem oka na farbowanego chłopaka, ale zaraz wrócił do widoku rozpościerającego się za oknem.
dopiero przy tym dziwnym nastolatku zaczynał czuć, że jest coś warty. że ktoś może traktować go lepiej niż jakiś kawałek bezwartościowego gówna.

— powiesz mi?
— co?
— co zamierzasz zrobić w sprawie z burkiem.
— po prostu zaczniemy spędzać czas razem, wszystkie przerwy. będziemy rozmawiać tak jak teraz i nie chcę słuchać, że się nie zgadzasz, bo to mi czymś grozi. mam to w dupie, że tak powiem, a teraz idziesz za mną i robimy coś do jedzenia, bo jestem strasznie głodny.

luke nawet nie miał czasu zaprotestować, ponieważ michael już zdążył wyjść z pokoju i skierować się do kuchni.
blondyn był naprawdę mocno zszokowany.
nigdy nie spodziewał się, że ktoś zechce z nim spędzać czas, rozmawiać.

zawsze był sam, a teraz?
michael wtargnął w jego życie i wszystko poprzewracał.













{...}

czasami to was jednak nie lubię, wy żuczki jedne, a ja nie umiem się wam przeciwstawić:-(

TO JUŻ EWIDENTNIE OSTATNI.

dziękuję, dobranoc:-)

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now