ii. i wanna be drunk when i wake up.

593 109 4
                                    

──── ~ - 🍃🌼🌿 - ~ ───

  ─ Śmiejesz się ze mnie, Honey Jones ─ mówi do mnie, gdy zasłaniam usta dłonią. ─ No dalej, po prostu odpowiedz. Tak czy nie.
─ Tak ─ mówię a chwilę potem siadam z powrotem przy barze.
─ Dwójka wdowców na imprezie w środku tygodnia ─ podsumowuje, jakby moja odpowiedź nie miała większego znaczenia, choć wcześniej to właśnie jej wyczekiwał. ─ Czwartek. Kto by powiedział, że kilka godzin temu pochowaliśmy swoich małżonków.
─ Powinniśmy raczej płakać po kątach w domu, czy coś ─ odpowiadam a mężczyzna kiwa głową na znak aprobaty.
─ Zawsze możemy to robić razem.
─ Zapraszasz mnie do siebie? ─ pytam, unosząc brwi ku górze. Michael mruga lewym okiem i znów zaczyna się śmiać, potwierdzając swoje słowa.
─ Owszem. Co ty na to?
─ No to chodźmy. Ale żeby było jasne, nie jesteś w moim typie, nic z tego nie będzie  ─ bełkoczę a on wyjmuje z kieszeni kurtki portfel i płaci barmanowi.
─ Nawet przez chwilę o tym nie pomyślałem, Honey Jones ─ zapewnia mnie ─ wiem, że w innych okolicznościach byś mnie spławiła.
─ Być może i tak ─ odpowiadam krótko i dopijam alkohol a potem razem, chwiejnym krokiem wychodzimy z budynku, podśmiechując się bez przerwy.


─ Ładnie tu ─ mówię, siadając na beżowej kanapie w centrum salonu Cliffordów.
─ Jeszcze. Jako wdowiec do wzięcia chcę tu przemeblować, może jakaś czerwień, czerń, siłownia, materac zamiast łóżka, skórzane, czarne kanapy, co o tym myślisz, Honey Jones? ─ pyta, stawiając na stoliku ciastka z czekoladą. Postanawiamy nie pić więcej, więc próbuję wcisnąć w siebie chociażby to ciastko.
─ Tak, zdecydowanie, choć to nie będzie chyba dom publiczny, co? ─ mówię pod nosem i opieram łokieć na oparciu a następnie opieram głowę o dłoń, przyglądając się mu.
─ Nie ─ prycha śmiechem ─ dobra, liczę na twoją pomoc.
─ Ale poduszki możesz zostawić, są fajne.
─ Crystal je kupiła.
─ Więc je wyrzucimy ─ odpowiadam, gdy oboje się uśmiechamy porozumiewawczo.
─ I te pieprzone zasłony.
─ Totalne bezguście ─ komentuję a Michael owija kosmyk moich włosów wokół swojego palca.
─ Nienawidzę ich.
─ Spalmy je ─ proponuję a mężczyzna kiwa głową. W jego oczach pojawia się błysk.
─ W ogóle chciałbym się pozbyć wielu rzeczy.
─ Powinniśmy się ich pozbyć ─ mówię cicho, gdy oboje kiwamy twierdząco głowami.
─ Teraz moich a jutro twoich? To znaczy dziś mojej żony a jutro twojego męża? ─ pyta a ja kiwam głową.
─ Może nie teraz, ale rano. Chcę żebyś tzeźwo myślał o tym, co chcesz zachować.
Ostatecznie zgadza się ze mną, gdy przeżuwa ciastko a niedługo potem tak po prostu zasypiam. Pierwszy raz w tym tygodniu tak, jak gdyby nic się nie stało, bez rozmyślania o przyszłości i analizowania przeszłości.

Kiedy otwieram powieki, do moich uszu dociera brzęczenie ekspresu do kawy. Pocieram powieki bez obawy o to, że rozmażę tusz do rzęs, bo najzwyczajniej w świecie go nie użyłam wczorajszego dnia.
Michael wykonuje powolne ruchy. Wolno podsuwa drugą filiżankę pod dyszę i odwraca się na pięcie, gdy wstaję z kanapy powoli.
─ Nawet nie wiem kiedy zasnęłam ─ mówię, widząc, że Clifford nie kwapi się do rozpoczęcia rozmowy.
─ Trochę cię zanudziłem ─ odpowiada pod nosem, po czym podaje mi kawę.
─ No co ty, skąd. W zasadzie to nie pamiętam kiedy miałam tak pokręcony wieczór ─ przeczesuję palcami włosy, wciąż go obserwując.
─ Odbieram to jako coś w rodzaju "świetnie się bawiłam" ─ mamrocze, podsuwając mi pod nos mleko. Nalewam niewielką ilość cieczy i odsuwam pudełko od siebie.
─ Bo tak było, naprawdę ─ zapewniam go, a gdy się uśmiecha sama również to robię. Upijam spory łyk kawy i pomagam mu przygotować kanapki. ─ Dawno się tak nie bawiłam. Choć to dziwne, że ze sobą gadamy zważając na okoliczności. Powinieneś mnie nienawidzić, a ja ciebie.
─ Obawiam się, że ciebie nie da się nienawidzić, Honey Jones ─ odpowiada, upijając łyk swojej czarnej kawy. ─ Mimo, że znam cię mniej niż dobrę.
─ I vice versa Michaelu Gordonie ─ mówię, uśmiechając się pod nosem. ─ Jedyne czego chciałam wczoraj, to obudzić się dziś pijana by zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę, ale spotkanie ciebie było lepsze.
─ W sumie tak czy tak byłaś pijana ─ macha ręką i podsuwa mi pod usta kanapkę z sałatą, pomidorem i mozarellą. Odgryzam kawałek i znów się śmiejemy. Kolejny raz bez powodu, po prostu dopisuje nam dobry humor od kiedy wiemy, że nie jesteśmy sami w tej sytuacji. Myślę, że chciałabym utrzymać z nim kontakt.
─ Więc...
─ Więc?
─ Powinnam się troszkę doprowadzić do ładu i wrócić do domu ─ mówię cicho. Tak naprawdę nie szczególnie chcę wracać do pustego domu i znów siedzieć tam samotnie, ale równocześnie nie chcę być problemem dla Michaela.  Może ma jakieś swoje plany na ten dzień. Może odwiedzi go rodzina i dostanie zawału, kiedy nas sobie przedstawi. "Mamo poznaj Honey, Honey to żona Dixona, no wiesz... Tego z którym pieprzyła się moja żona".
Nie, nie, nie...
─ Daj spokój. Możesz doprowadzić się do porządku i przejrzysz ze mną rzeczy do spalenia. Ktoś tu zrobi epickie ognisko ─ mówi jakby odrobinę podekscytowany i klaszcze w dłonie.
─ Jednak?
─ Ani na moment nie zrezygnowałem. A ty?
─ Ja też nie. Chcę oddać jego rzeczy biednym a resztę spalić ─ mówię pod nosem, odgarniając włosy z czoła. Michael kiwa głową na znak zrozumienia. Przepraszam go i udaję się do łazienki, gdzie przemywam twarz zimną wodą i spoglądam na perfekcyjnie ułożone kosmetyki. Nie ma mowy. Nawet gdybym miała wyglądać jak gówno, nie tknę jej maskary ani czegokolwiek innego. Niczego, czego używała. Wycieram twarz i spoglądam na szczotkę do włosów. A jednak.
─ Michaelu Gordonie, zezwolisz mi wziąć prysznic?
─ Ręczniki w szafce po prawej, pod umywalką, resztę znajdziesz ─ krzyczy z kuchni. Ręcznik, mydło i jej szampon do włosów. Nie. Jego szampon do włosów. Jabłkowy. Odkręcam wodę i pozbywam się ciuchów, które są dziwnie czyste.
Z umytymi włosami czuję się o niebo lepiej. Otulona ręcznikiem wciąż opieram się od użycia szczotki Crystal, ale nie mam wyjścia. Gdy są już rozczesane a ja ubrana, wracam do kuchni, gdzie czeka na mnie mój kompan.
─ Może ja w ogóle powinienem zmienić dom ─ mówi, przyglądając się salonowi, który jak już wiem urządziła jego żona. Sama uświadamiam sobie wówczas, że ja także będę czuła się dokładnie tak samo, gdy wrócę do siebie.
─ Po prostu ja zaplanuję ci ten salon, będziesz myślał o mnie ─ mówię, siadając obok niego na blacie kuchennym.
─ Dziękuję ci, Honey Jones. Jesteś niesamowita ─ akcentuje to słowo w dokładnie taki sam sposób jak wczorajszego wieczoru, więc znów się śmiejemy. Ale tym razem coś ulega zmianie. Moja dłoń znajduje się w jego dłoni i czuję, że naprawdę nie jestem sama. Zyskałam kogoś nowego. Być może przyjaciela?

{ widowers } • clifford.Where stories live. Discover now