x. bonjour lyon.

479 78 2
                                    

─ Nie wytrzymałbyś.
─ Jasne, że bym wytrzymał Honey Jones. Jestem koneserem pociągów ─ odpowiada zadowolony. Śmieję się z jego słów i kręcę przecząco głową.
─ Nie ma czegoś takiego jak bycie koneserem pociągów, Michael ─ mamroczę pod nosem gdy wychodzimy z lotniska Lyon-Saint-Exupéry na ulicę pięknego Lyonu.
─ Jest ─ upiera się, ciągnąc przy sobie walizkę, która jak na moje oko cudem trzyma się przysłowiowej kupy.
─ Cokolwiek powiesz ─ nie hamuję się aby przewrócić oczyma. Potem podchodzę do pierwszej wolnej taksówki i pytam taksówkarza czy może zawieźć nas do hotelu. Tempo jego wymowy jest jeszcze szybsze niż się spodziewałam, dlatego mamy problem w jednej kwestii, ale ostatecznie nas zabiera i płacimy mu tyle, ile należy a potem wysiadamy, udając się do hotelu.
Pokój dostajemy bez najmniejszego problemu i od razu bierzemy prysznic, zgodnie twierdząc, że sen w samolocie nam wystarczy. Mimo to zasypiamy w momencie, gdy Michael wychodzi z łazienki i kładzie się na moment obok mnie. Budzimy się około trzynastej, w samo południe. Nie jesteśmy źli, że tak się stało, raczej zadowoleni, bo w końcu mieliśmy okazję porządnie się wyspać.
Dlatego pełni optymizmu przeglądamy mapkę Lyonu i niedługo potem wyruszamy na zwiedzanie. Stawiamy na wycieczkę objazdową, ale tuż przed nią idziemy do parku rozrywki, w którym spędzamy trzy godziny. Opuszczamy go z watami cukrowymi, aby uczcić obecność tu a ja dodatkowo niosę pod pachą pluszowego słonia, którego dostałam od Michaela. Idziemy na przystanek, na którym czeka już autobus wycieczkowy, na który z resztą opłaciliśmy już bilety. Siadam przy oknie i opieram się bokiem, tuląc do siebie pluszową maskotkę. Michael zaś na początku rozgląda się po wnętrzu autobusu a chwilę potem siada obok. Nim się oglądam wyjmuje z kieszeni telefon a z plecaka słuchawki. Wyszukuje odpowiedniej piosenki a jego wybór pada na jakże klimatyczną "ça plane pour moi" w wykonaniu Plastic Bertrand.
Śmieję się pod nosem, gdy wsuwa mi do ucha jedną ze swoich czerwono-czarnych słuchawek a następnie kładę głowę na jego ramieniu i słuchając piosenki, tuląc do siebie pluszaka spoglądam na kolejne zabytki Lyonu, obok których przejeżdża autobus. I wiem, że to przygoda życia, którą będę mogła zawsze wspominać.



─ Ale co to do cholery znaczy C-o-q au v-in ─ jąka się z wymową francuskiej nazwy, co powoduje śmiech z mojej strony.
─ Kurczak w winie ─ wyjaśniam czym prędziej, gdy gromi mnie wzrokiem.
─ Jaka ty się zrobiłaś mądra ─ mówi i w końcu także nie wytrzymuje. Śmieje się sam z siebie a następnie zerka w moje menu.
─ Wezmę ratatouille ─ wyjaśniam, doskonale wiedząc o co mu chodzi. Podczas naszej trwającej już tydzień podróży zdążyłam go całkiem dobrze poznać. Wiem jak zachowuje się w danych sytuacjach, oraz jaki wkurzający bywa gdy jest zmęczony, ale co ważniejsze wiem także jak poprawić mu humor, gdy wstanie rano z łóżka lewą nogą.
─ Wezmę tego przeklętego kurczaka i nie zmusisz mnie abym wymówił tę nazwę ponownie ─ odpowiada, zamykając menu.
─ To powodzenia ─ odpowiadam, wytykając koniuszek języka w jego kierunku ─ bo ja zjem a ty niczego nie zamówisz.
─ Coq au vin ─ mówi niemalże z perfekcyjnym akcentem, gdy podchodzi do nas kelner. Mężczyzna uśmiecha się i notuje danie, które podał mu Michael a następnie spogląda na mnie. Odpowiadam co wybrałam i wówczas Michael zamawia créme brullée z białą czekoladą oraz kolejny raz idealną wymową. Otwieram usta ze zdziwienia a on jedynie uśmiecha się z satysfakcją.
─ Od czego są słowniki rozmówek ─ mówi ze śmiechem, gdy wygrzebuje jeden z nich ze swojego sportowego plecaka. Wtóruję mu i w ten sposób powracamy do wspominania tego, co spotkało nas dzisiejszego dnia w Lyonie.
Po kolacji i zjedzonym créme brullée wracamy do hotelu, choć nie mamy ochoty spać. Chcemy się pokręcić po mieście i kupić bilety na pociąg do Paryża, dlatego tylko się przebieramy, bo zrobiło się wyjątkowo chłodno. Zanim Michael decyduje się którą jeansową kurtkę zabrać dzwonię do Any. Kobieta odbiera niemalże od razu i uśmiecham się automatycznie, gdy widzę jej roześmianą twarz.
─ Zgadnij kto zostanie panią...
─ O mój boże, w końcu to zrobił? ─ piszczę niczym kilkuletnia dziewczynka, ale Ana widocznie nie rozumie o co mi chodzi.
─ Kto zrobił co? Honey Jones, czy ty coś wiesz? ─ tym razem jej wzrok zmienia się na groźny, znacząco spogląda na mnie, a raczej na mój obraz w komputarze.
─ Nie.
─ Chciałam powiedzieć, że zostanę kierowniczką projektu ─ jęczy ─ czy Sterling chce mi się oświadczyć a ty coś o tym wiesz?
Kręcę głową, leżąc na boku. Michael okazuje się być zbawieniem, gdy w końcu wybiera jednak (po dwudziestu minutach) czarną bluzę z kapturem i opada na łóżko, tuż za mną. Unosi głowę i opiera ją na moim ramieniu.
─ Cześć Ana! Tak, chciałby. Ale nie wiesz tego od nas. Jeżeli zaś mu odmówisz to wiedz, że starsznie go polubiłem i nie będę tolerował tego, że go zwodzisz. Mimo to mam nadzieję, że się zgodzisz, bo chcę przyjść z Honey Jones na wasz ślub. Wiesz jak nieznosimy ślubów, ale dla waszego zrobimy wyjątek. Dawno nie byłem na ślubie ─ bełkocze, by ją zmylić, ale Ana marszczy brwi i bacznie się nam przygląda.
─ Czy wy piliście?
─ W zasadzie dopiero mamy zamiar ─ odpowiadam, podnosząc się do pozycji siedzącej. W końcu podnoszę komputer i wychodzę z nim na balkon by pokazać przyjaciółce troszkę panoramy Lyonu.
─ Prześlij całusy Maxwellowi. Mamy gorące fotki z dziś ─ krzyczy Clifford, gdy wracam do środka.
─ Dla własnego dobra nie pij z nim.
─ Będzie łatwiejsza, zawsze próbuję ją upić, ale zawsze za mało ─ mówi a ja wybucham śmiechem i żegnam się z Anaelle. W końcu zamykam laptopa a Michael siada na łóżku po turecku.
─ Uderzamy na miasto, Honey Jones?
─ Rusz się Michaelu Gordonie. Lyon nie będzie czekał wiecznie ─ zmieniam temat i klepię go po kolanie. Clifford uśmiecha się dumnie i zrzuca kaptur z głowy. Zakłada czarną czapkę z daszkiem i swoje wysłużone jak walizka trampki.
─ Jakoś nie widzę by gdziekolwiek się wybierał ─ odpowiada, pocierając powieki i ostatecznie wychodzimy z pokoju by zagubić się pośród pięknych uliczek, w poszukiwaniu dworca kolejowego i już jutro rano być w wymarzonym Paryżu.

Właśnie uświadomiłam sobie, że zwiedzając stolice Europy będą musieli zawitać do Warszawy, oh god zero pomysłu :o
A tak swoją drogą kto nie wie (pewnie wszyscy już wiedzą ) jest nowe opowiadanaie pt. Północ. :)

{ widowers } • clifford.Where stories live. Discover now