iii. midnight memories.

594 106 4
                                    

──── ~ - 🍃🌼🌿 - ~ ───


─ No, Michaelu Gordonie, muszę przyznać, że naprawdę mi imponujesz ─ mówię, gdy mężczyzna układa drewno w podobnym układzie do tego, w jakim zapala się ognisko. A raczej próbuje to zrobić. Obchodzi przyszłe miejsce, w którym ono powstanie i drapie się po karku sięgając do kieszeni spodni. Na trawie, zupełnie niedaleko ogniska siedzę ja, na niebieskim kocu, w towarzystwie trzech pudeł pełnych przeróżnych rzeczy. Tak na dobry początek kilka. Jest także nasz nieodłączny towarzysz drugiej nocy spędzonej razem, alkohol w postaci whisky.
Spoglądam na czubek rzeczy Crystal i wzdycham cicho, widząc jej zdjęcie. Zupełnie jakbym kiedyś ją widziała, ale gdzie?
─ Dobrze, że mówisz. Wykorzystam to gdy zacznę spraszać tu panienki. Może im też zaimponuję ─ mówi pod nosem i oboje się śmiejemy tak długo, aż nie siada obok mnie na kocu. Potem rzuca zapałkę i ognisko zaczyna się palić. Otwieramy butelkę i rozlewamy alkohol do szklanek. Swoją uzupełniam sprite'm i upijam łyk, dotykając ich zdjęcia z jakiejś egzotycznej wycieczki.
─ Polecieliśmy do Kambodży i Wietnamu rok temu ─ mówi, odbierając ode mnie fotografię. ─ Crys wciąż narzekała, że kupiłem bilet na lot do Kambodży a odlot z Wietnamu, ale to była niezapomniana przygoda.
─ Zapomniana ─ mówię a mężczyzna ujmuje zdjęcie zaledwie w opuszki palców. Chwilę potem wrzuca je do ognia. Tak po prostu. Jakby nic dla niego już nie znaczyło.
Taki sam los spotyka kilkanaście innych fotografii i rzeczy Crystal. Nawet jestem w szoku, że udaje mu się to wszystko tak szybko zrobić. Ja pewnie bym się wahała znacznie dłużej przy wyrzucaniu zdjęć z Dixonem, ale ostatecznie także bym je spaliła.
─ Ostatnie lato na Majorce ─ mamrocze, gdy dostrzegam zdjęcie Clifforda w czerwonych szortach i Crystal w jasnym, różowym bikini.
─ Dużo podróżowaliście ─ stwierdzam a Michael wrzuca kolejne zdjęcia do ogniska.
─ Na miesiąc miodowy chcieliśmy polecieć do Europy i tam objechać na własną rękę wszystkie stolice. Od Lizbony po pieprzoną Moskwę i od cholernego Rzymu do cholernego Sztokholmu ─ mówi upijając łyk alkoholu. Kiedy obrazuję sobie tę wyprawę, jako córka właściciela biura podróży wiem już, ile mogłoby to kosztować.
─ Wszystkie?
─ Wszytkie. I cały plan umarł razem z nią.
─ Chyba, że... A co jeśli chciałabym polecieć z tobą do Europy? ─ pytam, spoglądając mu w oczy. Tata właściciel biura, siostra stewardessa (na moje szczęście europejskich linii lotniczych, British European Airlines) na pewno załatwią nam zniżki i przewodniki a także posłużą pomocą. A i martwy, niewierny Dixon będzie pożyteczny, ponieważ za dwa tygodnie dostanę pieniądze za jego polisę na życie.
─ Chciałabyś?
─ Moja siostra, Libby pracuje jako stewardessa. Nie raz gdy u niej byłam w Londynie załatwiała zniżki na lot do Paryża i Rzymu. Moglibyśmy polecieć gdzie tylko chcemy za tą kasę, którą dostaniemy po ich śmierci ─ mówię, gdy Michael wrzuca do ogniska kolejne pięć zdjęć.
─ Masz rację. Na coś się przydadzą ─ kiwa głową i upija spory łyk alkoholu.
─ To co, od niedzieli planujemy naszą wielką podróż? ─ pytam, unosząc brwi ku górze. Chwilę potem Michael wysuwa swoją dłoń w moją stronę i uśmiecha się znacznie szerzej.
─ Umowa? ─ pyta, gdy mu się przyglądam.
─ Umowa ─ odpowiadam, ściskając jego dłoń.

─ Hej, Ana. Wybacz, że nie odzwoniłam. Naprawdę chciałam, ale nie miałam czasu ─ mówię pod nosem i przyciskam telefon do ucha ramieniem.
─ Gdzie ty do cholery się podziewasz? ─ nie widzę jej, ale mogę się założyć, że właśnie wyrzuca ręce w powietrze.
─ Miałam ostatnio sporo na głowie ─ odpowiadam, obserwując Michaela. Śmieję się pod nosem, widząc, że mężczyzna zaczyna tańczyć do lecącego w radio kawałka "Oops! I did it again" Britney.
─ To może wpadnę i pogadamy?
─ Chyba nie mam czasu ─ odpowiadam, gdy Michael tanecznym krokiem podchodzi do mnie i przysłuchuje się naszej rozmowie.
─ Mnie goście nie będą przeszkadzać, zaproś ─ zapewnia mnie. Wczorajszego wieczora przesiedzieliśmy cały wolny czas przy ognisku, paląc rzeczy Crystal. Dzisiejszy mieliśmy przeznaczyć na Dixona.
─ No dobra to wpadnij ze Sterlingiem o... ─ tu przerywam, gdy Michael pokazuje mi siedem palców.
─ Siódmej. Pa, buźki przyjaciółko Honey Jones ─ Clifford wyrywa mi telefon i żegna się tym samym z Aną. Kobieta zapewne jest zmieszana, gdy urywa się połączenie i bez wątpienia przyjdzie tu dziś o siódmej.
Zaraz potem Michael zabiera kurtkę i równie tanecznym krokiem, podśpiewując idzie przez korytarz.
─ A ty dokąd się wybierasz? ─ pytam roześmiana. Zielonowłosy chłopak odwraca się na pięcie i wskazuje na moją kuchnię.
─ Wiem, że o tym nie wiesz, ale lodówka jest pusta a właśnie zaprosiłem twoich przyjaciół.
Nie odpowiadam. Nie mam pojęcia kiedy sprawdził zawartość mojej lodówki i szczerze mówiąc nawet nie chcę wiedzieć.
Ubiera dżinsową, poprzedzieraną w różnych miejscach kurtkę i wychodzi na zewnątrz. Jest czwarta a my znów nie jesteśmy w stanie prowadzić (ale wbrew pozorom nie jesteśmy też pijani!) dlatego wybieramy się pieszo do marketu. Nawet nie czujemy na sobie tych wszystkich spojrzeń ludzi, którzy akurat robią zakupy w miejscowym Wall-Mart Stores.
─ Bazylia, makaron, pomidory i te śmieszne orzeszki. Nie śmiej się Honey Jones, pokażę ci jakim zajebistym kucharzem jestem ─ mówi ze śmiechem i dźga mnie w bok. Założę się, że już niedługo pojawią się o nas przeróżne plotki. W końcu wszyscy wiedzą, że nasi małżonkowie mieli ze sobą romans a teraz widzą nas razem, robiących zakupy.
─ Boże jak dobrze się stało, że mój mąż bzykał twoją Żonę i mogłam cię poznać ─ mówię pchając wózek, do którego Clifford wrzuca jeszcze kilka rzeczy. Przy kasie czujemy na sobie spojrzenie ciemnowłosej kasjerki. Kobieta uśmiecha się i przesuwa bazylię po czytniku.
─ Cześć Michael. Jak życie? ─ pyta, przesuwając także parmezan i pomidory.
─ Cześć Em. Jak widać dobrze. A nawet lepiej niż dobrze. Poznaj Honey Jones ─ mówi, obejmując mnie ramieniem. Uśmiecham się troszkę nieśmiało i unoszę dłoń ku górze, w geście powitania.
─ Michael gotuje dziś kolację ─ wyjaśniam a kobieta śmieje się pod nosem.
─ Szczęściara, jest świetnym kucharzem ─ mówi z uśmiechem. Clifford pakuje nasze zakupy i płaci kartą. Zanim się oglądam, wychodzimy już z Wall-Mart Stores.
─ Podjudzasz plotki.
─ O tym, że się spotykamy? To już nie plotki, skoro nas widzieli ─ mówi, cmokając ustami, więc przyznaję mu rację i wracamy z powrotem do mojego domu. Jest sobota a czuję się tak, jakbym spędziła z nim co najmniej rok a do tego planujemy razem wyjechać.
Trudno mi uwierzyć, że gdyby nie moja pijacka przemowa na cmentarzu mogłabym go nigdy nie poznać.
A tak, żadne z nas nie jest już samotne, bo mamy siebie.

{ widowers } • clifford.Where stories live. Discover now