🔫11 🔫

828 130 16
                                    

  WAŻNA NOTKA NA DOLE


  Otwarła ociężałe powieki, a jedyne co widział to biel, wyżerającą resztkę energii, która przerażała go do granic możliwości. Przez chwilę myślała, że umarł. Jednak od tej myśli odwiódł go fakt, iż z tą barwą było utożsamiane niebo, a on do nieba, nie miał prawa trafić - czyli żył.

Chyba..

Może tak naprawdę po śmierci nie istnieje nic więcej, niż pustka.

Jednak z letargu wyrwał go nieznany głos, gdzieś z oddali.

-Witaj, widzę, że już się obudziłeś- powiedział nieznajomy mężczyzna, a Tae chyba jednak wolał umrzeć, niż przechodzić przez to piekło na ziemi jeszcze raz -Bardzo długo spałeś, opatrzyłem rany, masz szczęście, że nie musieliśmy amputować nogi, byłem przekonany, że wdała się gangrena, ale nie musisz się już martwić.

W tym momencie Tae poczuł się jeszcze bardziej zamieszany.

-Kim jesteś?-wycharczał przez wysuszone gardło.

-Lekarzem, twoi przyjaciele mnie wezwali, nie chcę wiedzieć, co tam się działo, ale jesteś bardzo poturbowany i musisz na siebie uważać.

Młodszy nic nie odpowiedział, jedynie patrzył na niego nierozumnie.

-Jesteś już bezpieczny dziecko, możesz odsapnąć- lekarz próbował rozwiać jego wątpliwości.

Lecz z jego serca spadł tonowy głaz, dopiero gdy w drzwiach zobaczył Hoseoka, a chwilę potem Min'a.

-Ty sobie spałeś, a my prawie umarliśmy- zaśmiał się Yoongi, wchodząc do pokoju.

Tae od razu zobaczył sine ślady na twarzy jedno z przyjaciół, jak zwykł nazywać tę grupkę ludzi.

-Tęskniłem gnoju- powiedział, klepiąc go po ramieniu, na co młodszy skrzywił się z bólu- przepraszam- zaśmiał się.

-Gdzie reszta ?-zapytał Tae, rozglądając się po pomieszczeniu.

Ale za nim, ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, do środka wtargnął Jeon, wraz z Jiminem.

-Obudził się?- zapytał- rudowłosy przepychając się do przodu.

-Uspokój się Jimin, bo ci jeszcze żyłka pęknie.

-Udało się nam?- zapytał Tae, przypominając sobie misję, w której uczestniczył- Zdobyliście to?

Zebrani spojrzeli po sobie i spuścili głowę.

-Tak- powiedział oschle Jeon -kosztem życia Jina- dodał bez wyrazu.

-Co?- wrzasnął Tae, podrywając się do góry, przez jego ciało przeszedł niesłychany ból, który nawet nie mógł równać się z tym fizycznym.

-Leż, bo sobie coś zrobisz- powiedział, delikatnie popychając go na posłanie.

Tae patrzył pustym wzrokiem przed siebie i nie mógł uwierzyć, że Jin'a naprawdę nie ma, nie znał go specjalnie dobrze, ale na tyle, aby czuć ogromne obrzydzenie tym światem, z którego pozbyto się, kogoś tak dobrego.

-Kiedy pogrzeb? - zapytał, unosząc przeszklone oczy.

-Był wczoraj.

Na co Tae był bliski płaczu, nie mógł być nawet na jego pogrzebie.

-Nie martw się, to nie twoja wina, sam prawie do niego dołączyłeś- dodał Jeon, zaciskając mocniej szczękę- dobrze, że chociaż ciebie udało się uratować.

Jung położył Jeonowi rękę na ramienia, aby go pocieszyć, ten jednak zrzucił ją z nienawiścią wypisaną na twarzy.

-Nie dotykaj mnie- warknął w stronę Junga.

A Tae zastanawiał się, co jeszcze go ominęło, ile stało się pod czas jego nieobecności tutaj.

Jungkook po tych słowach opuścił pokój, oczywiście razem z nim wyszedł Hoseok.

-Uspokój się- krzyknął, biegnąc za młodszym, potykając się o własne nogi -Kook czekaj!

-Odpierdol się ode mnie!

-Będziesz mnie teraz ignorował? Zrobiłem to dla twojego dobra- szepnął Jung.

-Dobra? Co ty kurwa nazywasz dobrem? Tae byłby teraz martwy, leżałby razem z Jinem, gdyby nie... Nawet szkoda mi na ciebie słów, jesteś nikim.

-Jestem twoim przyjacielem, bratem- powiedział, patrząc mu w oczy, zaciskając szczupłe palce na srebrnym krzyżyku schowanym w kieszeni.

-Już nie. Nie potrafię nazywać bratem kogoś, kto zostawia przyjaciół na polu bitwy.

-Zrozum, gdybyś poszedł z Jiminem i Minem zginęlibyście tam, tylko cudem dali radę wrócić..

-A ty wreszcie zrozum, że nie jesteś moją pierdoloną matką. Sam powianiem decydować o tym, czy chcę uczestniczyć w odbiciu Tae, czy nie. A ty masz gówno do gadania.

-Jungkook- zaczął starszy, ale kiedy podniósł wzrok jego już nie było.

Zrobił źle, żałował tego, ale jeśli Jeon naprawdę poszedłby tam z nimi, mógł nie wrócić, dlatego Hoseok ukrył przed nim plan odbicia Taehyunga, nie robił tego dlatego, że był bezdusznym skurwielem, tylko dlatego, że bał się o swojego młodszego ''braciszka'', a on jest jego jedyną rodziną, nie miał nikogo innego.

Nie chciał zostać sam na tym okrutnym świecie.

Namjoon upijał kolejny łyk gorzkiego trunku, kompletnie nie kontaktując ze światem zewnętrznym. Tego, co działo się w jego sercu, nie można było nazwać nawet cierpieniem, czy bólem, on konał w nieopisanych katuszach. Stracił jedyną osobę, której mógł bezgranicznie ufać. Mimo, że od śmierci Jina minęły prawie dwa tygodnie, on cały czas miał wrażenie, że to wszystko, to cholernie nieśmieszny żart, że starszy zaraz wejdzie przez drzwi z uśmiechem przylepionym do twarzy, na co on zażartuje z tego, że różowy sweter, który starszy często nosił, wygląda cholernie pedalsko. Na co Jin pewnie tylko wywróciłby oczami i trzepnął go w głowę, mówiąc, że nie zna się na modzie.

Miał miliony żyć na sumieniu, ale żadne z nich nie ciążyło mu tak bardzo, jak właśnie to należące do Jina. Usłyszał, jak po pokoju rozlega się pukanie. Wybełkotał coś nieskładnie pod nosem, aby wpuścić przybysza.

-Znowu się najebałeś? Co ci to da?- zapytał Suga, czując smród alkoholu wypełniający powietrze- jesteś nikim.

Namjoon poderwał na niego nieprzytomne oczy, w których stały niewylane łzy.

-Wiem -wybełkotał- wiem kurwa.

-Chciałbym ci pomóc...

-Chciałbyś? Jak? Pewnie cieszysz się skurwielu, Tae wrócił cały i zdrowy, a on kurwa jest dalej martwy -Namjoon zerwał się z miejsca, jakby trzeźwiejąc i rzucił się w stronę Yoongiego.

Suga nie robiąc sobie za dużo z jego ataku, natychmiast go unieruchomił.

To prawda, z początku cieszył się, że ten gnój dostał nauczkę, jeszcze przed misją słyszał, jak Namjoon rozmawiał z Jinem, który upierał się przy tym, że nie pozwoli im iść tam samym, według niego musieli mieć w grupie kogoś doświadczonego.
Szef wiedział od początku, że była to misja samobójcza, a jednak najstarszy i tak wbrew jego zakazom poszedł z nimi. Jednak po czasie Min uświadomił sobie, że to Namjoon powinien być martwy. Jin miał dobre serce i nie trudno to było odczytać, traktował wszystkich z godnością, jednak nie pozwolił wchodzić sobie na głowie, a takich właśnie ludzi cenił. Zamiast tego w swoich ramionach trzymał wielką nieprzytomną pandę, która oprócz swojej normalnej wagi ciążyła mu tonowym głazem spoczywającym na sercu szefa.

-Prześpij się. Sen bardzo pomaga- powiedział, ciągnąc nieprzytomne ciało do sofy w rogu pokoju.

Dopiero gdy położył go na plecach, zobaczył, jak po jego policzkach spływają łzy, czuł ich gorycz. Westchnął ciężko, opuszczając pokój, zamknął za sobą ciężkie drzwi i wyszedł z ogromnego budynku.

-Wracamy do domu?- zapytał Tae, kuśtykając w jego stronę.

-Domu?- zdziwił się Min- od kiedy dzielimy słowo dom?

-Odkąd jestem poszkodowany. Musisz się mną zająć.

Suga westchnął z rezygnacją, ale otwarł czarne drzwi auta, wpuszczając młodszego.

-Zawieziesz mnie na cmentarz?- zapytał, gdy Suga zajął miejsce kierowcy.

Starszy tylko kiwnął głową i odpalił pojazd. Pomiędzy nimi panował uspokajająca cisza.

-Yoongi?- powiedział cicho, patrząc dalej za szybę- Kiedy tam byłem, miałem przez chwilę dziwne wrażenie..

Suga na sekundę oderwał wzrok od drogi, aby spojrzeć w jego kierunku pytająco.

-Tam był ktoś, kogo znam- stwierdził Tae- znałem skądś tę aurę, jestem tego pewien..

Suga zmarszczył brwi, zaciskając palce mocniej na kierownicy.

-Ktoś od nas pracuje dla nich, Ktoś stamtąd ciągle jest wśród nas i wie o wszystkim.  

XXXXXXXX

  Tak dawno nie pojawił się żadne rozdział, że pewnie wszyscy o tym zapomnieli.Zapewne nikt się nie zgłosi, ale warto spróbować, czy jest ktoś, kto chciałby pomóc w pomysłach do tego opowiadania, byłabym bardzo wdzięczna...

Jeśli znalazłaby się taka dobra duszyczka niech napisze do mnie na priv


You should remember my nameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz